Ch 16; Wietnam: Hanoi
| Michał Mielnikow
|
|
|
Hanoi |
28 lipca
W Hanoi znaleźliśmy się bardzo wcześnie rano, około piątej. Po wyjściu z dworca zobaczyliśmy jak wielki już o tej porze ruch panuje w tym mieście. Ulicami jeździło mnóstwo skuterów. Miasto od razu nam się spodobało, na każdym kroku widać tu ślad europejskich kolonizatorów. Wszędzie są tu piękne kamieniczki w europejskim stylu. Napisy na sklepowych witrynach i szyldach są już bardziej przyjazne dla oka nie ma już wszędzie niezrozumiałych chińskich krzaków. Wszyscy ludzie uśmiechają się do nas, pozdrawiają sympatycznym "hello".
|
Ulice Hanoi |
Jednak nie jest to takie samo "hello", jakim pozdrawiano nas w chińskich wielkich miastach, gdzie robiono to z nadzieją zrobienia na nas interesu. Tu ludzie mówią to z sympatii do nas, gdyż po wypowiedzeniu tego słowa nie proponują nam sprzedać żadnego produktu. Klimatu dodają temu miastu siedzący na każdym skwerze mężczyźni w podeszłym wieku, palący tytoń z fajek wodnych. Większość spośród mijanych przez nas palaczy owych fajek, zapraszało nas radośnie byśmy się przyłączyli do nich i zapalili z nimi.
|
Pola ryżowe |
Na dworcu zostawiliśmy naszych kontuzjowanych kolegów - Krzyska i Mateusza - i poszliśmy poszukać bankomatu, w którym wypłaciliśmy pieniądze, by oddać Anglikom i abyśmy mieli na pobyt w tym mieście jeszcze przez 2 dni. Gdy wróciliśmy do naszych kompanów, Dominik z Maćkiem poszedł szukać noclegu, reszta poszła do lekarza lub pilnował rzeczy na dworcu. Opatrzyliśmy rany u bardzo sympatycznego wietnamskiego lekarza, który dał nam nawet swój telefon i prosił, byśmy do niego zadzwonili gdybyśmy czegoś potrzebowali będąc w Hanoi.
|
W końcu wszyscy spotkaliśmy się ponownie przed wejściem do dworca kolejowego, Dominik i Maciek znaleźli tani nocleg w jakimś hoteliku i do niego poszliśmy. Hotel okazał się bardzo przytulny, oczywiście nie było miejsca dla wszystkich, ale sobie poradziliśmy i zdecydowaliśmy, że jeden z nas będzie spał na podłodze. Byliśmy bardzo zadowoleni z faktu, że mieszkamy w tym miejscu, bo było to samo centrum miasta i poza tym w końcu mieliśmy normalne łóżka, na których nie leżeliśmy już chyba od pięciu dni. Normalnie by nam to nie przeszkadzało, ale ostatnio często spaliśmy po kilka godzin na dobę, więc brakowało nam snu i byliśmy zmęczeni. Przez cały dzień odpoczywaliśmy w hotelu i spacerowaliśmy po mieście.
|
Przystanek w drodze do zatoki Ha Long |
Chodzenie w tym upale i przy panującej tu wilgotności powietrza nie jest jednak łatwą sprawą. Miasto bardzo nam się podoba jak i cały Wietnam. Zaskakuje nas tu wiele rzeczy - na przykład to, że w sklepie spożywczym, jednym z droższych i bardziej luksusowych produktów są czekoladki naszej krakowskiej firmy "Wawel". Było to bardzo przyjemne, gdy ujrzeliśmy je na sklepowej półce i w dodatku na honorowym miejscu.
|
Zatoka Ha Long |
Wieczorem poszliśmy zobaczyć jak wygląda miasto nocą. Zaskoczyła nas liczba ludzi na ulicach - o 1 w nocy jest tu bowiem tyle samo ludzi, co o 1 w południe i o 5 rano. To miasto tętni życiem cały czas, wydawać by się mogło, że ludzie w ogóle tu nie śpią. Późno w nocy dzieci biegają po ulicach, grają w piłkę i śpiewają. A ulicami non stop płynie rzeka skuterów.
29 lipca
Rano Maciek, Dominik i Olek wynajęli skutery i pojechali na całodzienną wycieczkę do zatoki Ha Long Bay. Ja, Krzysiek, i Mateusz zostaliśmy w Hanoi. Cały dzień zwiedzaliśmy miasto, odwiedziliśmy nawet polską ambasadę, załatwiliśmy autobus, który następnego dnia miał nas zawieść na lotnisko. Wieczorem, gdy chłopaki przyjechali z wycieczki pojechaliśmy na przejażdżkę po mieście i poszliśmy spać.
Źródło: informacja własna
|