CHL 11; Tu Boliwia
| Iza y Staszek
|
|
Jako¶ dojechali¶my rozklekotanym autobusem z Calamy na granicę boliwijska. Jechało się z tłumem Indian i ich niezliczonymi tobołkami. Oni tu woż± nawet lodówki w autobusach. Pod siedzeniami poupychane dzieci i psy.
Kierowca zostawił nas na pół nocy w nieogrzewanym autobusie przy 10 stopniowym mrozie. Długo można opisywać pozycje jakie przyjmowali¶my, żeby się trochę rozgrzać. Najskuteczniejsza pozycja na martwego Inka: siedzi się naprzeciwko siebie, dłonie pod pachami, a stopy wsunięte pod po¶ladki drugiego. Widzieli¶my tę pozycję w muzeum w La Serenie: tak często wygl±daj± pochowane zwłoki w regionie Atacama.
Graniczna wie¶ Ollague, któr± zobaczyli¶my rano, chodz±c żeby trochę uelastycznić kończyny, wygl±da westernowo. Chałupy z suszonej gliny, zwykle bez okien i z zapadniętymi dachami, rzadko zamieszkane. Pobielony ko¶ciółek z dzwonnic±, stacja kolei z wielkimi zbiornikami wody dla parowozów.
Za granica przesiadka. Tłum ludzi koczuj±cych na pustyni wraz niezliczonymi tobołkami, zawini±tkami, kartonami, psami, dziećmi i Bóg wie czym jeszcze. Wszyscy czekaj± na jaki¶ autobus, w gł±b Boliwii albo do Chile. Drogi wła¶ciwie nie ma, autobusy jeżdż± po ¶ladach poprzedników. Ponad godzinę jedzie się przez salar Uyuni, wielk± soln± pustynię, pozostało¶ć po wielkim jeziorze z okresu plejstocenu. Sól jest zupełnie biała, skrzy się w słońcu. Niektóre hotele w okolicy s± z niej zbudowane.
Potem trudna rozmowa w Uyuni: wła¶ciciele hosteli wyrywaj± sobie nawzajem turystów. Mamy tu najtańszy pokój w Ameryce:10 boliwianos, tzn. około 7zl. Klimat tu niezbyt przyjemny: 3600 m n.p.m., suchy, w nocy temp. spada nawet do -20, trudno się oddycha. Odczuwamy ci±głe zmęczenie, pomimo całego tego lenistwa. Od razu polecono nam indiańskie metody: li¶cie koki, w które zaopatrzyli¶my się na targu. Żujemy, pijemy też wywary. Jest to jedyne lekarstwo na chorobę wysoko¶ciow±. A będzie gorzej, bo jutro jedziemy do Potosi, najwyżej na ¶wiecie położonego miasta.
¬ródło: informacja własna
|