HAWAJE
10:11
CHICAGO
14:11
SANTIAGO
17:11
DUBLIN
20:11
KRAKÓW
21:11
BANGKOK
03:11
MELBOURNE
07:11
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Przewodnik po procesie inicjacji » #6 Szamani Peyotlowi - Ameryka
#6 Szamani Peyotlowi - Ameryka

Edi Pyrek


Rano obudził mnie kierowca, poszliśmy się umyć. Potem zabrałem swój plecak i poszedłem dalej. Po kilku godzinach zatrzymał się jakiś meksykański kierowca tira. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, potem uśmiechnął się.
- Wsiadaj.
Mężczyzna nazywał się Carlos i w Nowym Jorku był kierowcą taksówki, a jednocześnie dorabiał sobie jeżdżeniem tirami, był on także... Różokrzyżowcem.
Kiedy wysiadałem na jakimś skrzyżowaniu, kierowca przez chwilę trzymał w ręku moją dłoń.

- Tacy jak my muszą się trzymać razem... odwiedź mnie w Nowym Jorku.
Następnego dnia czekałem na jakimś postoju na kolejny samochód.
Naprzeciwko mnie zatrzymał się nowy ford, ze środka wysiadła para starych ludzi, mężczyzna miał cienką plastykową rurkę poprowadzoną od nosa pod koszulę, kobieta szła wolno i co chwila zatrzymywała się dysząc. Weszli do łazienki. Po chwili wolno zaczęli wracać - on trzymał ja pod rękę, ona szła podnosząc spokojnie nogi i zatrzymując się co chwilę, aby wydyszeć swoją porcję dychów. Podszedłem do nich.
- Przepraszam, może państwo jadą w kierunku na Nowy Meksyk?
Staruszkowie popatrzyli na mnie. Wolno, tak samo jak szli, a potem ona uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na niego, który także uśmiechnął się.
- Dobrze. Wsadź rzeczy z tyłu.

Ruszyliśmy.
- Dlaczego państwo mnie zabrali, przepraszam ale większość ludzi boi się autostopowiczów, a państwo jesteście... no w tak podeszłym wieku... więc... macie się prawo bać, że ja coś zrobię wam.
Staruszek popatrzył na mnie.
- Nie wiadomo, może jesteś aniołem, a anioły trzeba zabierać.
Kilka dni później wychodząc z miasta znalazłem na ziemi damę kier. Potem dotarłem do autostrady.

Na słupie ktoś napisał grubym markerem - "Jadę do Silver City, czekam już 6 godzin... pocałujcie mnie wszyscy w dupę!!". Oparłem plecak o słup, żeby zostawić jedynie "Jadę do Silver City", usiadłem na nim, kręciło mi się w głowie. Uczułem ból w pachwinie. Rozpiąłem spodnie, na podbrzuszu wyrosła mi duża, na dziecięcą pięść, gula. Bolała, gdy dotykałem, bolała, gdy nie dotykałem. Była twarda. Nie wiedziałem skąd się wzięła, bałem się, że to przepuklina od ciężkiego plecaka albo, ze coś ukąsiło mnie ostatniej nocy na pustyni.

Czasami, gdy z dali widziałem samochód, podnosiłem się i machałem ręką. Po godzinie na pobocze zjechał pick-up. Podbiegłem. Za kierownicą siedział młody chłopak, na siedzeniu obok niego leżał plik pornosów, a na nich zapalniczka z damą pik.
- Wsiadaj - krzyknął przekrzykują głośnego rocka z kompaktu.
Usiadłem, odkładając na bok pornosy.
Chłopak był narąbany narkotykami jak mały samochodzik. Cały czas mówił przekrzykując muzykę, że on to jest przemytnikiem narkotyków i że właśnie jedzie po drugi tego dnia kurs do Meksyku.
- Bo wiesz, no, ja to tylko kurierem jestem, dla ludzi wiozę, oni mi za kurs 5000 baksów płacą i ja w Meksyku zostawiam samochód idę coś zjeść, zapalić, i jakąś dupę też znajdę po drodze, a jak wracam, to oni mi samochód oddają.
- No dobra, ale gdzie dragi kładą?
- W koła zapasowe, takie każde koło to 20 kilosów trawy, najlepszej trawy.
- I z tego żyjesz?
- I to nieźle.
- A nie boisz się, że ja jestem gliną?
Chłopak śmiejąc popatrzył na mnie.
- Gliny nie jeżdżą stopem, a ty na swojego wyglądasz... napijesz się czegoś?
Kiwnąłem głową.
- To zajedziemy do tego miasta.
Chłopak pokazał na miasto, do którego zjazd mijaliśmy. Potem przebił barierkę i przeleciał przez pas dzielący autostrady. Na drugim pasie zakręcił i z piskiem opon wjechał do niewielkiego miasteczka.
- Zawsze tak zawracasz?
Po obiedzie i kilku godzinach jazdy samochód zatrzymał się przy zjeździe do Silver City. Chłopak nagle spoważniał, kiedy podawałem mu rękę. Trzymał ją przez chwilę w swojej.
- Ty Polak, ty pomódl się za mnie.
Wyjąłem z kieszeni znalezioną na drodze kartę z damą pik.
- Weź, żeby ci się udało.
Kierowca mrugnął do mnie okiem.
- Teraz to się musi udać.

Kartę położył za przednią szybą i odjechał.
Zszedłem na bok. Przy poboczu stała stara koparka, rzuciłem pod nią plecak dokładnie w momencie, kiedy zaczął padać deszcz. Po paru minutach usłyszałem przez zacinający po twarzy deszcz szum samochodu, wyskoczyłem spod koparki, zacząłem machać, podjechał do mnie samochód, kierowca lekko uchylił szybę.
- Co?
Zacząłem tłumaczyć kim jestem i że do Silver City, i że deszcz, i że zimno... Kierowca przez chwilę taksował mnie wzrokiem, a potem otworzył drzwi.
- Siadaj.
Na przednim siedzeniu leżała... Biblia.

Mężczyzna zaczął mówić o Chrystusie, modlitwie i Słowie, które ma dar stwarzania i leczenia, bo przecież na początku było słowo. Ja mówiłem o Indianach i tym młodym chłopaku co jechał, by przewieść trawę z Meksyku. On mówił o tym jak się nawrócił, ja o życiu z bezdomnymi w Nowym Jorku, on o swojej żonie, co go nie rozumie, ja o tym jak wygląda wschód słońca na mojej ukochanej wyspie koralowej w Tajlandii, on chciał się modlić.
Po kilku godzinach drogi przez deszcz i wiatr dojechaliśmy do miasta, do hotelu mojego kierowcy. Kręciło mi się w głowie. Ból podbrzusza rósł. Kula była twarda i gorąca, czasami dotykałem jej przez spodnie sprawdzając, czy ciągle tam jest, bo może, tak się łudziłem, nagle zniknie i będzie w jej miejscu tylko puste miejsce, normalne ciało. Ale ona była.
Z holu hotelu zadzwoniłem do mieszkającego w pobliżu Two Crow,.
- Zaraz przyjadę.

Two Crow mieszka na zboczu góry w okrągłym dobi, domu przypominającym mi budowle antropozofów ze szwajcarskiego Goetheanum. W dachu jest okrągłe okno przecięte krzyżem, na podwórku, na przeciw wejścia, na trawniku stoi niewielka sauna indiańska a naprzeciwko stelaż tipi dla kobiet będących "pod wpływem Babci Księżyc", czyli mających miesiączkę i mających w tym czasie swoje własne ceremonie. Kobiety siadały z podwiniętymi sukienkami na ziemi i oddawały swoją krew Matce Ziemi. Sciekające po udach krople tworzyły kolumny krwi, które łączyły je na jakiś dziwny i wspaniały sposób z Ziemią.

Two Crow siedział w głębokim fotelu, jego przyjaciel Jerry siedział obok i skręcali papierosy z tytoniu i szałwi. Siadając zachwiałem się, ból podbrzusza uderzył mnie w głowę.
- Panowie coś dziwnego mi się stało - mówiłem odpinając spodnie - może wy wiecie, co to może być.
Stanąłem przed nimi z opuszczonymi spodniami, Two Crow pochylił się i dotknął palcami gulę.
- Pająk - jakiś jadowity drań cię ukąsił.
- Shit!
Z pasa z pieniędzmi wyciągnąłem pudełko z "czarnym kamieniem Białych Ojców", specjalnym kamieniem, który dostałem w Afryce od księży. Ten kamień miał wysysać wszelkiego rodzaju jady - węży, skorpionów i pająków. Skalpelem naciąłem gulę, krew zaczęła ściekać w dół podbrzusza, przycisnąłem kamień, on przyssał się wyciągając truciznę. Znowu zakręciło mi się w głowie.
Two Crow przyniósł płaską muszlę, orle pióro i szałwię. Zaczął mnie okadzać.
- Dzisiaj powinieneś odpocząć, potem porozmawiamy... tu możesz rozłożyć sobie łóżko.



Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8 dalej >>


w Foto
Przewodnik po procesie inicjacji
WARTO ZOBACZYĆ

Honduras: Punta Izopo NP
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

RWJW: Samotna rowerowa wyprawa
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl