HAWAJE
23:27
CHICAGO
03:27
SANTIAGO
06:27
DUBLIN
09:27
KRAKÓW
10:27
BANGKOK
16:27
MELBOURNE
20:27
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Swedseayak » Swedseayak 5: Północna część archipelagu
Swedseayak 5: Północna część archipelagu

Benek, Bober, Uolly i Max


Środa
13 września

Trzeci dzień pływania rozpoczęliśmy od bardzo miłej pobudki. Nie dość, że w łóżkach, pod dachem, to jeszcze do tego zbudził nas zapach porannej kawy, podanej prosto do łóżek i to przez naszego osobistego Komendante.





Zobacz  powiększenie!
Był to jedyny dzień, kiedy mieliśmy płynąć wszyscy. Kuba postanowił sobie odświeżyć kajakowanie i wsiadł do kajaka po raz pierwszy od 14-tu lat. Ażeby nie było zbyt prosto, to z marszu na otwarte morze. „A taki jestem i już” - jakby to powiedział o sobie (i jeszcze wtrąciłby kilka przecinków swoim zwyczajem). Żeby było ciekawiej, wciągnął w ten plan Martę, jedyną kobietę na wyjeździe.

Pogoda znowu nam dopisywała. Było słonecznie, wiał lekki wiatr, który jak się później okazało, odrobinę przybrał na sile.

Nim zjedliśmy śniadanko i zapakowaliśmy kajaki z lekkim prowiantem na ten dzień, Kuba z Martą zdążyli przypłynąć świeżutko pożyczoną „dwójką”.

Zobacz  powiększenie!
Dzisiejszy etap obejmował północną część archipelagu – postanowiliśmy zwiedzić bardziej cywilizowane regiony niż te w poprzednich dniach i zrobić pętelką z dziurką – albo kilkoma. Na pierwszy ogień poszła wyspa „wojskowa” Stora Kanso, którą minęliśmy z lewej strony przyglądając się jej z bezpiecznej odległości – bo w końcu nic nie wiadomo co im (żołnierzom) do łbów strzeli i a nóż urządzą sezon polowań na kajakarzy górsko-morskich.

Zobacz  powiększenie!
Na pierwszy postój wybraliśmy malutką wysepkę, z której był wspaniały (aczkolwiek bardzo odległy) widok na wyspę Vinga. Jutrzejszy etap przewidywał jej „zaliczenie”. Nasz Komendante lubiał dać sobie i innym w d..ę i stąd takie malutkie wysepki, które przypadkiem na mapie się nie mieszczą, ale w planie pływania za to jak najbardziej.

Zobacz  powiększenie!
Na wysepce, niby bezludnej, natknęliśmy się na Statuę Wolności – ale była to jakaś marna szwedzka podróba, zupełnie nie podobna do oryginału, jakoś dziwnie spuchnięta. Benkowi załączył się „szwędacz” i postanowił ją zeksplorować. Sprytnie, z wrodzoną lekkością i gracją wspiął się na jej szczyt. Tam odstawił zestaw figur tanecznych stosowanych w zaawansowanej wersji tańca przy rurce. Fachowe oko eksperta z łatwością potrafiłoby rozpoznać kunszt wykonawcy i jego dogłębną znajomość tematu.

Zobacz  powiększenie!
W tym czasie pozostali zalegli na nagrzanych skałach i toczyli leniwe rozmowy, delektując się wspaniałymi widokami. Wachta zafundowała nam kawusię. Po tak leniwie spędzonym czasie wróciliśmy do kajakowania, tym razem bez żadnych rewelacji jak w dniu poprzednim.

Swe dzioby skierowaliśmy pomiędzy wyspy Galero i Branno, po prostu tam gdzie wąsko. Finalnie okazało się tak wąsko, że zostaliśmy zmuszeniu do opuszczenia naszych okrętów i przeciągnięcia ich za kamienną tamę, którą ktoś tam postawił – dla nas, na pierwszy rzut oka, nie wiadomo po co i dlaczego.

Zobacz  powiększenie!
W trakcie wsiadania do kajaków po drugiej stronie, nagle okazało się, że całą wodą zabrał nam przepływający potężny prom – zeszła dobry metr w dół, a my zostaliśmy nagle w kajakach, które zamiast unosić się na wodzie zostały po „kostki” w mule. Wrażenie było niesamowite, ale już po kilku minutach woda wróciła. Na szczęście, ciążenie oddało nam to co zabrało i nie trzeba było dodatkowego wysiłku aby przepychać się w niezbyt przyjemnie pachnącym mule. Wtedy domyśliliśmy się po co tę tamę tam ktoś postawił – po pierwsze, żeby te sztuczne pływy nie przeszkadzały tym, którzy pływają w wąskiej cieśninie między wyspami, po drugie, żeby umożliwić przejście z jednej wyspy na drugą bez brodzenia w mule.

Źródło: informacja własna

1 2 dalej >>


w Foto
Swedseayak
WARTO ZOBACZYĆ

Canadas del Teide NP
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

USA ZACH 9: Jak zdobyliśmy Mount Whitney
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl