HAWAJE
21:49
CHICAGO
01:49
SANTIAGO
04:49
DUBLIN
07:49
KRAKÓW
08:49
BANGKOK
14:49
MELBOURNE
18:49
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Swedseayak » Swedseayak 4: Tistlarna, Kalvholmen, Kungso, Klubbholmen, KÖPSTADSÖ
Swedseayak 4: Tistlarna, Kalvholmen, Kungso, Klubbholmen, KÖPSTADSÖ

Benek, Bober, Uolly i Max


Wtorek
12 września

Poranne słońce zbudziło nas do życia. Bober i Draku spali na zewnątrz owinięci w jakieś nieprzemakalne wynalazki. Na szczęście, bo poranna rosa była obfita i rano mieliśmy zabawę z suszeniem sprzętu. Poranek był rześki, ale nie zimny. Po raz kolejny byliśmy mile zaskoczeni szwedzką aurą. Tyle, że wiało. A to oznaczało, że będzie fala.





Leniwie budził się nasz obóz. Było przed ósmą. Wachta dziarsko przystąpiła do swoich obowiązków, podczas, gdy reszta ekipy przystąpiła do równie ważnych i znaczących zajęć, jak np. brawurowe wykonanie przez Boberka piosenki „Jak dobrze wstać...” w tempie marsza pogrzebowego.

Zobacz  powiększenie!
Mieliśmy sporo zapasów jedzeniowych, więc uszczuplaliśmy je bezwstydnie, wyznając zasadę, że lepiej dźwigać w żołądku niż w kajaku. Kupując prowiant na wyjazd, Benio z Uolkiem byli głodni i jak zawsze w takich przypadkach patrzyli na sprawę przez pryzmat swojego apetytu. Do koszyka załadowali lekką ręką „ile wlezie”. Jedzenia nam nie zabrakło, tyle, że nie zawsze wiedzieliśmy gdzie co jest. Tak było z cukrem, który gdzieś był. Wtedy przekonaliśmy się, że kawa słodzona miodem jest do wypicia, aczkolwiek na twarzach smakoszy tego naparu pewnie zarysowałby się grymas pogardy na taki eksperyment.

Zobacz  powiększenie!
W czasie, gdy wachta sprzątała po śniadaniu, Uolek z Boberkiem poszli zwiedzić wyspę. W najwyższym jej punkcie stał zabetonowany bunkier. Z tego też miejsca rozciągał się wspaniały widok: na południe – atol, do którego zamierzamy dopłynąć i dalej na otwarte morze z latarnią w tle, na północ z panoramą archipelagu, który wczoraj opływaliśmy.

„Wieje, na falach grzywy. Ten etap będziemy płynąć pod wiatr, a ta latarnia to tak na horyzoncie ledwo... fajnie, kurde, fajnie” - myśl ta kołatała się niespokojnie w ich głowach gdy wracali do obozu.

Zwinęliśmy obóz. Pakowanie było łatwiejsze, bo części rzeczy nie wyjmowaliśmy, więc już były spakowane. Również ubyło jedzenia, bo je zjedliśmy.

Zobacz  powiększenie!
Wypłynęliśmy przed jedenastą. Na początku było łatwo, bo płynęliśmy pomiędzy dwoma wyspami i byliśmy osłonięci od wiatru. W tym momencie jeszcze nie wiedzieliśmy jak wygląda zabawa z falami na otwartym morzu (może i dobrze, bo niektórzy z nas mogliby „zdezerterować”). Później, gdy wypłynęliśmy na otwarte morze było trudniej. Wiał wiatr w twarz i fala była niczego sobie. Pierwsza część dzisiejszego etapu to najdalej na południe wysunięta wyspa archipelagu – Tistlarna. Po drodze mieliśmy jeszcze wyspę Kalvholmen, potem archipelag, gdzie podobno miały być foki.

Zobacz  powiększenie!
Na Kalvholmen zrobiliśmy sobie chwilę przerwy. Stąd już było widać wyraźniej atol i latarnię na Tistlarnie. Mieliśmy świadomość, że przestrzenie są duże, warunki nie najlepsze a i o pomoc z zewnątrz byłoby trudno. Musieliśmy trzymać się razem, aby w przypadku wywrotki udzielić sobie pomocy. „Kabina” nie byłaby najlepszym pomysłem. Gdyby się nam przytrafiła wywrotka, musimy próbować „eskimoski”, jak się nie uda, to czekać na „dzióbek”. Tylko, że łatwo się mówi. Na nasze szczęście wiatr wiał z południa... W ostateczności prąd zniesie nas z powrotem w stronę którejś z wysp. Mieliśmy jednak nadzieję, że nic takiego się nie stanie. Wsiedliśmy do naszych czerwonych rumaków i skierowaliśmy się dalej na południe, w kierunku atolu.

Zdjęcia, które mogłoby być zrobione podczas płynięcia na atol. Niestety warunki na to nie pozwalały. Nie można mieć wszystkiego. Możemy tylko zdradzić tyle, że podczas tej trasy odbyły się zajęcia terapeutyczne pt. „ Nie taki Wilk straszny”. Wykładowcą był Max a słuchaczem Uolek. Wykład był nudny, ale miał za zadanie zmusić kursanta do wkurzania się na prowadzącego i odwrócić uwagę od otoczenia. W ten oto sposób, po około trzech kwadransach wiosłowania dotarliśmy do jednej z wysp atolu. O ich obecności dużo wcześniej alarmował nasz zmysł węchu. Coś niesamowitego, jaka to była burza zapachów!


Źródło: informacja własna

1 2 dalej >>


w Foto
Swedseayak
WARTO ZOBACZYĆ

Węgry: zoo w Budapeszcie
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 1; Złoto Johannesburga
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl