HAWAJE
17:56
CHICAGO
21:56
SANTIAGO
00:56
DUBLIN
03:56
KRAKÓW
04:56
BANGKOK
10:56
MELBOURNE
14:56
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Królewski Flis » FLIS 8: Oryl
FLIS 8: Oryl

...


"Mój Boże! – rzecze sobie n.p. stary Koson Fr. z Siedliszkowic, chłopina prosty, analfabeta – jaka to ta Polska była ogromna? Jedziesz za Kraków, pedają, że tu Polska, jedziesz dalej na Wołonie do Telatyna, pedają, że to Polska – jedziesz za Bug, także Polska, Tyleśwa do Warszawy płynęli, też Polska, tu już tyle dale pod "trzecim królem" płyniemy – pedają, że jeszcze nie koniec.

Ej, co też te choroby panowie porobili, że taki piękny kraj za durniczkę zaprzedali, teraz oni "skapsonieli" (zbiednieli) i dziadują nie lada i my, jak dziady musimy się tułać za chlebaskiem, i niby my w Polsce, a trza paśportów i djabli wiedzą czego, a prócz tego w Polsce człek się po naszemu dopytać nie może, bo się z tobą po ludzku nie rozmówi. Zeszłego roku we Ccowie (Tczewie) chciałem se kupić walec chlebusia i tego smalcu, co go to Prusaki robią z koniny. Idę se jak niemowniątko (niemowlątko) po mieście, a ujrzawszy jakichsi panów idących ku mnie, zdjąłem piknie czapkę i rzekę: Niech będzie pochwalony; a te krwie zaczęły się ze mnie starego oryla naśmiewać, a jeden z nich psianiema w twarz podrzyźniał mi i coś mamrotał. Spamiętałem tylko, że gadał mi dum, dum, jako niby żem dumny. Przygodny czasie, ja mam być dumny, dyć mię zresztą waje dobrze znata. A gdyby tu przecie były polskie "rząda", toćby musiało być duśnie wszystko "unacy" (inaczej).


***

Nareszcie wpuściliśmy tratwy do śluzy i tu trzeba je było pchać sprysami, którą to czynność i w nocy flis musi robić. Przy śluzie stoją tak zwane pachołki (słupy), do których się tratwy linami trzyma – by nie poszły na widniejące z dala wody morskie.

Po restauracjach oryle popijają sobie gorzalinę, czasem się niemiłosiernie poczubią – a nieraz wytańczą, jak cztery dziewki. I niech sobie co kto chce gada na naszych chłopaków, ale ta ich wesołość i w największej biedzie, to jest coś nadzwyczajnego.

Na naszej ryzie było trzech muzykusów, stary Chłopecki z Siedliszkowic z dwoma synami. Przy ich muzyce oryle obdarci i bosi, ot dziadury wierutne, wybijali hołubce przy Gdańsku – "pod trzecim królem", żeby im tego najbogatszy elegant mógł pozazdrościć. A cóż to, czy to już nie drąg, czy to jutro już nie mają wracać do domu - a Bóg wie, czy kiedy tu jeszcze dopłyną? Kiedy się tak bawią "książęta wodne", nagle rozszedł się szmer: "retman idzie". Oryle mieli co prawda kajdek żalu do niego, bo jedno, że naszych ludzi traktował wciąż jako "rzeźnickie syny", drugie, że był żydowski ujek, toć jechał i raniuteńko i późnym wieczorem, nie pytał czy święto, ani nawet na największą "mamkę" nie baczył, tylko śtafował wszystkie tratwy, więc go za to mieli wielki apetyt nieco poiskać tutaj. Stary flis grajek – chłopina praktyczny, tak zakomenderował: "Słuchajta waje! Ja wyjdę po niego i utnę mu marsia, jak się będzie znał na rzeczy, to "rój", a jak nie, to mu trzeba dać frycówkę, niech zna chłopów z Siedliszkowic." A jeżeli on nie był fryc, to i retmanowi nie brakło nic i ujrzawszy muzykantów, klaskał w ręce, a przyśpiewując wesoło, kazał podać wódki, piwa i cygar, no a za te specjały czegóżby też oryl nie zrobił? Urazy poszły z Wisłą do morza, a oryle bawili się z retmanem w największej zgodzie – jakby nic nigdy nie zaszło pomiędzy nimi.

***

Śmiej się ze mnie cierpliwy czytelniku i nie śmiej, ale gdy mi przyszło tę nędzną budę na tratwie porzucać, gdy mi przyszło topić ten gliniany garnek, w którym tyle tygodni jeść gotowałem, żal mię nie mały ogarnął. I nie miałem odwagi go rozbijać – jak towarzysze robili – alem go leciuchno wpuścił w nurciki Wisełki – niby grabarz małą dziecinę do grobu. Po nędzną wypłatę poszliśmy do Gdańska. Kupiec wrócił właśnie z Malborgu, który oryl "Maliborkiem" dotąd zowie, a wypłaciwszy, pożegnał się z orylami – fundując im na drogę wódki po kieliszku. I przeorawszy Wisłę, wychodzi oryl na "ląda", ale taki nie swój i nie lusy, jakby sierp połknął, i nie dziwię się majtkom okrętowym, że na ziemi chodzić nie umieją dobrze. Flisak odwykł od ziemi, pływając tyle tygodni, nogi mu wydelikatniały – moknąc prawie wciąż w wodzie, z żalem rzuca tratwę, a tylko nadzieja ujrzenia rodzinnej wioski, krewnych i domowników, pociesza go nieco. Retman i przednicy spuścili z tonu, groźne ich twarze wypogodziły się całkiem, a nawet żarna (żona przednika) odznacza się dziś niezwykłą grzecznością. Znikła różnica tytułów i władzy, a dzisiaj wszyscy są sobie równi, wszyscy polscy – biedni ludzie – w swym kraju, a tak, jakby w obcym – idący tu pod trzeciego króla za nędznym kawałkiem chlebusia.

Źródło: informacja własna

1


w Foto
Królewski Flis
WARTO ZOBACZYĆ

Spisz
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AL 15; Talkeetna
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl