MężczyĽni z tobołkami na barczystych plecach żegnali się z żonami i dziatw±, która się wieszała u szyjek tatusiów, i rzewnie płakała. To flisacy, czyli oryle wychodzili na flis, czyli na „ryzę”, Wisł± do Gdańska.
Cał± zimę siedziało to biedactwo w dusznej chacie, czekaj±c wiosny jak dusznego zbawienia. Toć nie dziw, że z rado¶ci± wyrusza gromadka oryli na modr± Wisłę, bo wie, że i grosza co nie b±dĽ zarobi, i ¶wiata bożego szmat zobaczy, a do tego któż z młodych chęci by nie miał? Aby groszy jak najwięcej przynie¶ć, kobieciska przysposobiły im tobołki z żywobyciem czyli: „leguminę”. A więc kaszy jaglanej, krupek pęcaku, ziemniaków, chlleba co nie b±dĽ bryłkę, masła, sereczek, itp. Od, jak któr± stać. Wsiedli na tratwy, chwycili za drygawki, krzyżyk położyli na czoła zeznojone i popłynęli do Opatowca na drug± stronę do Polski.
- Maciek, wołała jedna z kobiet, a ino nie zabacz kupić Mary¶ce "buksztynów".
- No, no, nie trap się o buksztyny, odparł wołany, a jeno tam pamiętajta o domu i o gadzinie, to i ja o buksztynach nie zabaczę.
- A gdzież to ci ludzie odjeżdżaj± i czego te kobiety z dziećmi płacz±, pytałem ciotki, u której byłem, by mi upart± „łuszczkę” w oku zamówiła, a która tę sztukę znała dokumentnie.
- A to widzisz, moje dziecko, nasi id± daleko na flis, to cóżby ludowina nie płakała, kiedy te biedaki jad± aż "pod trzeciego Króla" do Gdańska.
Dwunastoletni zmorek roztworzyłem gębinę na rozcież, bo to słowo – "pod trzego Króla" wydało się mi czem¶ tak nieokre¶lonym, nadzwyczajnem, i my¶lałem, że ci ludzie jad± co najmniej na koniec ¶wiata bożego.
¬ródło: informacja własna
|