HAWAJE
14:00
CHICAGO
18:00
SANTIAGO
21:00
DUBLIN
00:00
KRAKÓW
01:00
BANGKOK
07:00
MELBOURNE
11:00
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Swedseayak » Swedseayak 3: Goteborg, STYRSÖ, KÖPSTADSÖ, wyspa Toro
Swedseayak 3: Goteborg, STYRSÖ, KÖPSTADSÖ, wyspa Toro

Benek, Bober, Uolly i Max





Zobacz  powiększenie!
Była 15:00. Na szczęście przygotowywaniem jedzenia zajmowała się ta „lepsza wachta” w składzie: Łolek&Bober. Wzmiankę o tej lepszej wachcie zasugerował Uolly. Faktycznie, była lepsza od tej gorszej. Jej wyczyny zostawały najdłużej w pamięci, dłużej żołądek miał co robić, czyli była bardziej wydajna. Wtedy przygotowała nam wykwintną zupkę z prochu oraz pomarańczowe pulpety. Stara prawda mówi, że głód potrafi przyćmić najbardziej wyszukane gusta. W normalnej sytuacji, każdy by się zastanowił czy jest może coś innego do jedzenia. Jednak w tamtej chwili, nie było nic lepszego nad to, co zaserwowała nam ta „lepsza wachta”. Pulpetami w sosie pomidorowym odbijało się nam jeszcze następnego dnia.

Zobacz  powiększenie!
Sama wyspa była wręcz idealna na biwak. Dużą jej część stanowiła łąka otoczona skałami chroniącymi przed wiatrem oraz łagodne, piaszczyste zejście do wody. W najwyższym punkcie wyspy był zlokalizowany bunkier. Eksplorował go od środka Benek. Wymagało to od niego sporego samozaparcia, ponieważ pomimo że nie był już odwiedzany przez ludzi, ślady częstych i regularnych odwiedzin pozostawiały zwierzęta! Sam bunkier był tylko klocem stalowo-betonowym wkomponowanym w skałę, lecz pozbawionym jakiegokolwiek wyposażenia. Z tego miejsca roztaczał się zachwycający widok. Na zachód morze po horyzont, dalej na północ i wschód aż na południe roztaczał się krajobraz archipelagu: wyspy, wysepki, wypryski skalne i stały ląd oświetlane południowym słońcem. Dodatkowo smaczku dodawały leniwie płynące do portu w Goteborgu giganty – tankowce, promy i statki pasażerskie. Z kolei małe żaglówki urozmaicały widok archipelagu. I do tego bezchmurna pogoda! Bomba!

Zobacz  powiększenie!
Nadszedł jednak moment, że trzeba było ruszyć dalej. Dochodziła 17:00 a nasz cel nawet nie majaczył na horyzoncie. Po 20:00 zachodziło słońce. Trzeba było się pospieszyć.

Powoli zaczęło zachodzić słońce. Zjedliśmy posiłek, a później zalegliśmy na najwyższej skale w okolicy naszego obozowiska i podziwialiśmy morze, zachód słońca, wschód księżyca w pełni i rozgwieżdżone niebo. Rozmowy były stonowane, adekwatne do poezji chwili. Jednocześnie pielęgnowaliśmy klimat i dopieszczali nasze żołądki balsamem ze skrzyni nr 5.

Zobacz  powiększenie!
Płynęliśmy szybko mijając kolejne wysepki. Już nie było czasu na postoje i zachwyty. Każdy na swój sposób musiał się zmierzyć z większym tempem i wysiłkiem. Po naszych minach widać było, że jest jakieś drugie dno powodujące, że rozmowy jakby się mniej kleiły a i uśmiech był cieńszy. Dodatkowo zaczęło delikatnie wiać i pojawiła się długa fala. Wreszcie, po około dwugodzinnym wiosłowaniu dobiliśmy to wyspy Torno. Był to nasz cel. Gdy wysiedliśmy, Benek nieśmiało przyznał, że po tych pulpetach boli go brzuch. Ośmieleni tym wyznaniem pozostali przyznali, że i ich żołądki ciągle wspominają lunch, tylko każdy bał się przyznać do tego, żeby nie wyszło, że pęka i że go dopada choroba morska.

Zobacz  powiększenie!
Wyspę dzielił jedynie wąski przesmyk od wyspy Kungso. Nasze miejsce na biwak było fajne, ale Beniu postanowił sprawdzić, czy aby za następną zatoczką nie ma czegoś lepszego. Nie było. Nastąpił samoistny podział ról. Podczas gdy Max z Uollym budowali konstrukcję do rozwieszenia wilgotnych betów, Benek z Boberkiem zdążyli rozbić namiot, przenieść bety i zajęli się szykowaniem posiłku. Może wysiłkowo nie był to równy podział, ale na pewno koncepcyjnie chłopaki od sznurka napracowali się solidnie.

Zobacz  powiększenie!
Powoli zaczęło zachodzić słońce. Zjedliśmy posiłek, a później zalegliśmy na najwyższej skale w okolicy naszego obozowiska i podziwialiśmy morze, zachód słońca, wschód księżyca w pełni i rozgwieżdżone niebo. Rozmowy były stonowane, adekwatne do poezji chwili. Jednocześnie pielęgnowaliśmy klimat i dopieszczali nasze żołądki balsamem ze skrzyni nr 5. To był piękny dzień. Udało się nam zrealizować plan pomimo późnego startu. Jutro wyprawa na atol. Tam podobno są foki. Max koniecznie chce dopłynąć do latarni Tistlarna. Problem polega na tym, że będziemy musieli zapuścić się na otwarte morze. Dużo będzie zależeć od wiatru i fali. Ale to będzie jutro. A tej nocy Benek i Bober postanowili spać pod chmurką. Max z Uollym zajęli czteroosobowy apartament we dwójkę. Wszyscy natychmiast zasnęli.

Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2 3


w Foto
Swedseayak
WARTO ZOBACZYĆ

Podlasie
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AUS 5: ...i koniec autralijskiej przygody...
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl