poniedziałek 9 maja
Blisko 3-godzinny spacer po Plaza Sur w palących promieniach równikowego słońca skłonił nasza sympatyczna załogę do przygotowania lekkiego posiłku i zarządzenia odpoczynku na spokojnych wodach cieśniny. Ruszamy w końcu w trzygodzinna podróż ku wyspie Santa Fe, płynąc jednocześnie pod prąd i pod silny południowy wiatr. Łodzią zaczyna mocno kołysać, ale niwelujemy pochyły siedząc na dziobie i dziarsko spoglądając wprost przed siebie.
Od wschodu nieoczekiwanie nadciągnęły gęste chmury przysłaniając słońce, przez co zalegliśmy na pokładzie bez smarowania blokami, pozbawieni obawy o poparzenia. To był wielki błąd! Słońce spaliło nas na raka i przez następny tydzień będziemy żałować tego nieprzemyślanego zachowania. Póki co, radośnie podziwiamy widoki Santa Cruz, wysp Plaza oraz odległej, stromej ściany skał Gordon Rocks znanych z nurkowych atrakcji. To tam właśnie można ujrzeć wielkie stada osławionych, ogromnych rekinów młotów!
|
Skalny cypel z rekinami i figlującymi lwami morskimi |
Dopływamy do Santa Fe kotwicząc w niewielkiej zatoczce w północno-wschodniej części wyspy. Santa Fe - znana też pod angielską nazwą Barrington - ma powierzchnię 24 km2, oddalona o 20 km na południowy wschód od Santa Cruz słynie z dużej kolonii towarzyskich lwów morskich i największych opuncji na Galapagos, przekraczających 10 m wysokości.
Płyniemy pangą w stronę pobliskiego cypla, gdzie część z nas rzuca się w wodę podziwiając kształty i barwy królestwa Posejdona. Przez załogę wyposażeni jesteśmy w maski, fajki i płetwy. To, co oglądamy, nie jest co prawda kolorowym światem koralowej rafy, jak np. na Mikronezji, ale... ilość i bogactwo gatunkowe ryb na Galapagos nie ma sobie równych w świecie! Pośród ogromnych głazów którymi usiane jest dno, poza charakterystycznymi rybami tropiku, jak anielice, ustniczki, pokolce, rogatnice, rurecznice i papugoryby, oglądamy wielkie ławice typowych ryb pelagicznych (czyli ze środowiska otwartego oceanu).
|
Najwieksza iguana Galapagos |
Podpływamy pod skalną grzędę osłaniającą piaszczystą zatoczkę od otwartego morza. Wśród kamieni po jej wewnętrznej stronie chowają się wielkie ławice drobnych rybek, pasiastych silversidów i nieco mniejszych, czerwonych rybek. Widok jak z akwarium. Pod skalnym nawisem dostrzegam nagle cztery białe rekiny rafowe śpiące po nocnym żerowaniu. Największy ma około 2.5 metra długości. Ogarnęło nas zrozumiałe podniecenie, dla niektórych jest to bowiem pierwsze w życiu spotkanie z krwiożerczą bestią, która tak naprawdę nie zasłużyła sobie na złą opinię. Rekiny smacznie śpią, a my przeżywamy chwile ekscytacji i radości z nieoczekiwanego spotkania.
|
Igraszki z morskim lwem |
Na koniec kolejna niespodzianka: w płytkiej wodzie, tuż pod powierzchnią suną do nas uchatki zerkając z wyraźnym zaciekawieniem. Wyraźnie zapraszają do wspólnej zabawy; wirują wokół naszych głów, delikatnie nadgryzają płetwy i maski, wielkimi, brunatnymi ślepiami patrzą nam w oczy z odległości 5 centymetrów! Spotkanie pod wodą oko w oko z morskim lwem można śmiało zaliczyć do rzadkich i ekscytujących przeżyć. Dodajmy jeszcze do tego widok gapiącego się na nas zadziwionego pelikana, gdy nieoczekiwanie wychyniemy z wody, tuż przed jego dziobem. Tylko na Galapagos, tak wielki, morski ptak pozostanie nieruchomy na swojej skałce, nie przejmując się zbytnio ludzką postacią zakłócającą jego spokój.
|
Wielkie opuncje z Santa Fe |
O 15:45 wracamy na jacht, zabieramy buty i “na mokro” lądujemy na plaży “ozdobionej” kolonią morskich lwów. Zaczyna się długa sesja zdjęciowa z chętnie pozującymi zwierzętami.
Od plaży biegnie 300 metrowy szlak poprzez las zdrewniałych opuncji, z największą na całym archipelagu odmianą lądowych konolofów, o długości przekraczającej 1.5 metra. Wielkość i żółty kolor iguan wyraźnie wyróżnia je od innych gatunków.
|
Niebieskooka gołębica |
Tutaj, wśród krzewów dostrzegamy też pierwszą gołębicę z Galapagos, ładnego ptaka wielkości naszej turkawki, o jaskrawo-czerwonych łapkach i jasno-niebieskiej obwódce wokół oczu. Kiedyś był to dla marynarzy przedmiot polowań, obecnie ptakom tym nie zagraża już wymarcie. Gdy po pouczającym spacerze podpływamy do jachtu dostrzegamy w płytkiej zatoce ogromne, zielone żółwie morskie, a nieco dalej, ponad jasnym, piaszczystym dnem wyraźnie widać ciała szybujących w wodnej toni płaszczek. Mają czarne ciała pokryte licznym, białymi plamkami.
|
Czas sjesty |
Stojąc już na pokładzie wymieniamy wrażenia z tego bogatego popołudnia i dostrzegamy inne, szarożółte płaszczki, jak flądry na wpół zasypane w piaszczystym dnie.
Dzisiaj układamy się do snu po raz pierwszy przy pracującym silniku, co - jak się okazało - nie było żadną przeszkodą w zaśnięciu. Nadmiar emocji zmorzył nas, gdy tylko jacht obrał kurs na najbardziej na południe wysuniętą wyspę archipelagu - Espanola. Dotarcie na miejsce zajmie nam 9 godzin. Mamy nadal silny prąd z południa i porywisty wiatr prosto w dziob. Cala noc kiwało bardzo, bardzo mocno, w przód i w tył, w przód i w tył... Rano obudzimy się u brzegów kolejnej, nowej wyspy.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|