HAWAJE
22:33
CHICAGO
02:33
SANTIAGO
05:33
DUBLIN
08:33
KRAKÓW
09:33
BANGKOK
15:33
MELBOURNE
19:33
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Szlakiem latarni morskich » SLM 1: Przez horror do Świnoujścia
SLM 1: Przez horror do Świnoujścia

Janusz Bączyński


Rowerowa Rodzina znów szczęśliwie powróciła z podróży. Tym razem zatrzymała ich na dłużej Polska. "Zatrzymała", bo takie a nie inne zarobki w naszym kraju czynią z każdej rodzinnej wyprawy spory problem finansowy. Nie udało się zatem wyjechać za granicę. Wiele jednak dobrego wynikło z tego zatrzymania. Janusz Bączyński udowodnił, że wciąż można wymyślić ciekawą i oryginalną trasę rowerową po Polsce, a po drodze dokonał kilku rzeczy powszechnie uznawanych za niemożliwe. Na przykład wsiadł z rowerem do pociągu. Zapraszamy do lektury pierwszego odcinka relacji!




"Piękna jest nasza ojczyzna cała, pracujmy dla niej więcej, by jeszcze wypiękniała".

11.07.- 25.07. ("Szlakiem latarni morskich")

Trasa:

Świnoujście-Albeck (Niemcy) - Międzyzdroje - Kołobrzeg - Ustka - Łeba - Hel - Gdańsk - Krynica Morska.
długość trasy 637 km.

Uczestnicy:
Janusz, żona Krystyna oraz Alicja, Aleksandra lat 13 i Paulina lat 16.

Nasza kolejna rowerowa wyprawa przeszła wiele korekt trasy, nie mogliśmy również pojechać jako cała rodzina. Poznając kolejne latarnie morskie, udało się nam zobaczyć najpiękniejsze zakątki Polski i przeżyć wiele przygód. Potwierdziło się, że zwiedzanie kraju na rowerach może być bardzo ciekawe. Najwięcej problemów zafundowała nam, uprzykrzając przejazd pociągami z ciężkimi rowerami. Pozostałe przygody hartowały nas, przed następnymi wyprawami.


Zobacz  powiększenie!
PKP wita
Piątek 11.07.2008. Horror w pociągu.

Po całym dniu gorączkowych przygotowań, ok. 20 ruszyliśmy spakowani w kierunku dworca Łódź Kaliska. Na każdym rowerze załadowane ekwipunkiem sakwy Crosso (u Pauliny również na przednich kołach). Za moim Trekiem podczepiona przyczepka Extrawheel z namiotami i pozostałym ekwipunkiem. Wprawieni w poruszaniu się po ulicach Łodzi, szybko dotarliśmy na dworzec. Tam jak zwykle, czekała nas "wędrówka ludów" z całym dobytkiem po schodach prowadzących na peron. Każdy rower z sakwami i przyczepka to ciężar ponad 30 kg, więc rozgrzewka na początek była zapewniona. Ok. 22.30 na peron wjechał pociąg relacji Kielce-Świnoujście w którym zgodnie z rozkładem powinien być wagon do przewozu rowerów. Pociąg ten w Kutnie miał być połączony ze składem jadącym z Lublina przez Warszawę i jechać dalej jako cały skład do Świnoujścia. To co było naprawdę (przedział) nadawało się bardziej na klatkę dla królików. W tymże "przedziale na rowery" zastaliśmy stertę leżących na sobie rowerów innych bikerów jadących do Szczecina i dalej. Warunki przewozu rowerów "promocyjne", aż ciarki mnie przeszły. Na wylot. Jedyną szansą na podróż było wepchnięcie rowerów do wagonu i ustawienie na korytarzu. Trudno mi opisać chaos jaki zapanował przy załadunku. Zablokowaliśmy wagon na połowie długości korytarza, tarasując tym samym swobodne wyjście pasażerów z przedziałów osobowych do toalety. Aby się przemieścić, trzeba było skakać i przeciskać się w trudnej do opisania ciasnocie. O miejscu do siedzenia można było tylko pomarzyć, więc córki i żona ze łzami w oczach stały w przedsionku wagonu, lub siedziały na podłodze. Tego co powiedziałem kierownikowi pociągu, nie będę cytował, ale to i tak za mało. W Kutnie okazało się, że skład z Lublina ma właściwy wagon do przewozu rowerów, w którym jest luźno. Nie mogliśmy się jednak przesiąść, bo peron dworca okazał się za krótki. Po kolejnej burzliwej rozmowie z kierownikiem pociągu w której wspierali mnie inni pasażerowie, zapewniono nas że przesiądziemy się w Poznaniu.

Na dworcu w stolicy Wielkopolski, przeprowadziliśmy rowery do właściwego wagonu, w którym rzeczywiście było dużo miejsca. Przy tej "operacji" pociąg złapał ok. 25 minut opóźnienia.W osobowej części wagonu, "urzędowało" towarzystwo bez rowerów raczące się piwem. Podróż do Świnoujścia kontynuowaliśmy drzemiąc lub siedząc na podłodze wagonu.
Imbecylom z dyrekcji kolei w Kielcach i nie tylko, oraz systemowi informacji kolejowej, składamy gratulację za "efektywną" pracę, promocję własnej firmy i troskę o warunki podróży pasażerów z rowerami w polskich pociągach.

Zobacz  powiększenie!
Latarnia w Świnoujściu
Sobota 12.07. Świnoujście-Albeck-Międzyzdroje.
Dystans 37 km.

Świnoujście powitało nas ciepłą pogodą. Przeprawiliśmy się promem na lewą część miasta i skierowaliśmy szlakiem do Fortu Anioła i Fortu Zachodniego. Fortyfikacje te wchodziły w skład Twierdzy Świnoujście od końca XIX wieku. W pobliżu falochronu zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek. Promenadą dotarliśmy do ścieżki prowadzącej na przejście graniczne z Niemcami. Wzdłuż ulicy prowadzącej do przejścia wybudowano perony kolei łączącej Świnoujście z siecią niemieckich kurortów. Gładką jak stół ścieżką rowerową dotarliśmy do nadmorskiej promenady w Albeck. Przy głównej alei będącej deptakiem i dwukierunkową ścieżką, stały hotele i pensjonaty, było mnóstwo skwerów, placów zabaw, sklepików i stoisk z pamiątkami. Dziewczynki i żona z ciekawością wszystkiemu się przyglądały. Szczególnie podobało im się molo, gdzie stał niewielki hotel. Z przyczyn ekonomicznych, postanowiliśmy że na tej krótkiej wizycie, nasz pobyt w Niemczech zakończymy. Wróciliśmy do Świnoujścia i skierowaliśmy się do latarni morskiej. Efektowna i najwyższa latarnia na Bałtyku ma wys. 68 m. i zasięgu światła 46,4 km.(25 Mm). Wejście na szczyt latarni po stromych schodach, to solidna porcja wysiłku. Gdy dotarliśmy tam z Olą i Alicją, zobaczyłem że niebo pokryte było szaro burymi chmurami, wzmógł się wiatr i rozpadał deszcz. Nie weszliśmy na galerię, bo panował tam cug nie do opisania. Trochę żałowaliśmy że jest kiepska pogoda, i nie zobaczymy wspaniałych widoków na Świnoujście, Międzyzdroje i niemiecki Albeck. Niestety w latarni nie sprzedawano tzw. paszportu, na którym można by potrwierdzić swój pobyt. Dziewczynki wybrały więc pocztówkę na której przystawiono nam pieczątkę latarni.

Deszcz przestał padać po pół godzinie, i ruszyliśmy w drogę do Międzyzdrojów. Pokonanie ok. 17 km. nie zajęło nam dużo czasu. Już na rogatkach kurortu zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Na niewielkiej działce, pozwoliła nam rozbić namioty pani Ewa z mężem. Po zapoznawczej rozmowie, gospdyni pojechała z nami rowerami na promenadę gwiazd, pokazując najciekawsze miejsca miasta, łącznie z nowym pomnikiem znanego aktora Gustawa Holoubka. Gdy wróciliśmy na działkę, panowała już szarówka, nie pozostało nam więc nic innego jak zakończyć snem pierwszy ciekawy dzień wyprawy.

banner Bikefamily

Źródło: informacja własna

1


w Foto
Szlakiem latarni morskich
WARTO ZOBACZYĆ

Europejskie zakątki
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

WIK 3: Jarosław i Ukraina
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl