HAWAJE
17:59
CHICAGO
21:59
SANTIAGO
00:59
DUBLIN
03:59
KRAKÓW
04:59
BANGKOK
10:59
MELBOURNE
14:59
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » polski portal podróżniczy XXI wieku
WKK 7; Próba wejścia na Cotopaxi

Robert Remisz


09.03 - jestem w Riobambie. Na Cotopaxi nie wszedłem. Teraz mogę spokojnie opisać, jak do tego doszło, a raczej nie doszło.

07.03 - Wchodziłem solo. Wystartowałem ze schroniska o 2.00 w nocy i szło mi się bardzo dobrze. Po około 2 godzinach pozostałem w ścianie sam. Dopiero zaczynały się trudności.


Przewodnicy ekwadorscy oszukują klientów, ponieważ zupełnie nie przygotowanych, bez aklimatyzacji prowadzą w ścianę, by w miejscu gdzie zaczynają się trudności oznajmić im, że warunki są na tyle trudne, że trzeba zawrócić. Do tego momentu - a jest to wysokość 5300 - wydeptana jest ścieżka. Kawałek dalej rozpoczyna się około 300-metrowe lodowe podejście o nachyleniu około 45 stopni. Jest mordercze, ale przeszedłem je właściwie bez odpoczynku, dwa razy przystanąłem na kilka głębszych wdechów. To już jest poważne lodowe przejście. Szło mi się wyśmienicie i choć widoczność była na 10-20 metrów i padał drobny śnieg, widząc jak szybko pokonuję wysokość byłem pewny, że wejdę na szczyt. Zastanawiałem się nawet, jak zrobię sobie tam fotę.

Dotarłem na około 80-100 metrów pod szczyt. Od pewnego czasu czuć było wyziewy aktywnego wulkanu, ale dało się wytrzymać. Wiatr wiał mi w plecy i cały czas mniej lub bardziej padał śnieg. W kopule podszczytowej ujrzałem olbrzymią szczelinę, o której wiedziałem, że jest. Niestety - drabina, po której można było ją pokonać, bezwładnie wisiała w jej otchłani zawieszona w głębi szczeliny na śnieżnym mostku. Z pół minuty oglądałem ją, kierując się w lewą stronę, by znaleźć dogodne przejście. Nagle zmienił się wiatr i wyziewy z czynnego krateru opadły na mnie gęstą chmurą. Myślałem, że tego nie przeżyję. Wymiotowałem z twarzą w śniegu. Oczy wychodziły mi na wierzch. Odwróciłem się na brzuch i zacząłem zjeżdżać w dół hamując czekanem. Po jakiś 60-80 metrach mogłem wreszcie złapać trochę tlenu w płuca. Jak pijany wycofywałem się w dół. Jeszcze 20 minut wcześniej byłem pewny, że szczyt będzie mój, teraz walczyłem o życie! Okropnie bolały mnie płuca i z nosa leciała mi krew. Strasznie kręciło mi się w głowie. Powoli schodziłem w dół, aż do momentu, gdzie zaczynał się lodowy odcinek ściany o nachyleniu 45 stopni. Długo przed nim odpoczywałem, wypijając całą zawartość termosu. Dosyć sprawnie go przeszedłem, choć bałem się, że zlecę - zęby raków ledwo wbijały się w lód. Kosztowało mnie to sporo sił, ale wyszedłem w bezpieczne pole, po którym droga do schroniska stała otworem.

W schronisku spędziłem dwie doby. Zastanawiałem się nad zostaniem na trzecią, jednak była mała grupa amerykanów z przewodnikiem ekwadorskim. Około 1 godz. drogi poniżej schroniska jest parking, a z niego jest ponad 20 km bitą drogą do najbliższej asfaltowej drogi, na której jest jakiś ruch. Pogadałem z amerykanami, czy mają może jedno wolne miejsce i czy mógłbym się z nimi zabrać do asfaltowej drogi. Powiedzieli, że nie ma problemu i będzie to kosztować 10 dolców. Ucieszyłem się, bo nie chciałem spędzać kolejnej nocy w zimnym schronisku. Jedzenie też mi się kończyło. Choć byłem bardzo zmęczony, postanowiłem z nimi zjechać, by poszukać jakiegoś hotelu na dole. Mieli lekkie plecaki, więc schodzili trochę szybciej. Gdy dotarłem do parkingu, wszyscy siedzieli w samochodzie spakowani. Zatrąbili i jeden z amerykańskich kolesi wychylił się i pokazał mi fucka!!! po czym śmiejąc się odjechali. To był ostatni samochód tego dnia. Nie miałem siły podchodzić do schroniska. Postanowiłem schodzić w dół, czekając do rana na jakiś nowy samochód.

To była koszmarna noc. Nie miałem co pić, nie miałem namiotu, tylko śpiwór. Bałem się, że mnie coś ukąsi i głupio zginę. Dostałem jakiejś schizy od zmęczenia, bo siadałem na plecaku i tępo rozglądałem się wokoło. Wydawało mi się, że wszędzie są skorpiony, wielkie pająki z dżungli i sam nie wiem, co jeszcze, i że mogą mnie ukąsić. Jak zaczynało mi być zimno to szedłem by się rozgrzać. Tak dotrwałem do rana. Do góry jechały jeepy z potencjalnymi zdobywcami Cotopaxi. Wiedziałem, że będą wracać. Pierwszego, który wracał, zatrzymałem. Dałem 15 dolców i zawiózł mnie do cywilizacji. Stamtąd pojechałem do Riobamby.

08.03 - Spałem z 12 godzin. Spotkałem się z kolegami i wspólnie pojechaliśmy pod kolejny wulkan - Chimburazo. Weszliśmy na ponad 5000 m do wysuniętego schroniska. Pogoda jest fatalna, od tygodnia nikt nawet nie próbował iść w górę. Jest zadymka śnieżna. To jakiś koszmar, zły miesiąc do zdobywania wulkanów. Trzeba to chyba robić w grudniu. Obawiam się, że to koniec mojego działania w górach. Powalczyłbym z Chimburazo, jednak jestem trochę chory po tej koszmarnej nocy. Przestaję wierzyć, że w tym kraju może świecić słońce. Rozmawiałem z dwiema poznanymi Holenderkami i chyba pojadę z nimi zwiedzać Ekwador. Są wolontariuszkami i do końca maja będą w Ekwadorze, teraz mają 2 tygodnie wolnego i podróżują.

Pozdrawiam, RR


Źródło: informacja własna

1


w Foto

Warning: mysql_result() [function.mysql-result]: Unable to jump to row 0 on MySQL result index 42 in /usr/local/apache/www/htdocs/swiatpodrozy.fr.pl/prawe.php on line 367
Andy 2005
WARTO ZOBACZYĆ

Argentyna: Misje jezuickie
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Sz 1: Początek wyprawy
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl