WKK 3; Anconcaqua zdobyta!
| Robert Remisz
|
|
Anconcaqua to potężna góra, trzeba się nieźle zmęczyć, by zdobyć Kamiennego Wartownika. Do dnia dzisiejszego mam spieczony nos, z którego schodzi skóra, i usta, które wyglądają jak wielki strup. Kurz i wiatr, zimno i słońce towarzyszyły mi na zmianę przez cały czas.
16.02 - wszedłem na szczyt Aconcaqua, był to piękny słoneczny dzień, na szczycie spędziłem pół godziny podziwiając widoki i oczywiście robiąc mnóstwo fot.
18.02 – po zejściu ze szczytu praktycznie od razu nastąpił odwrót do Punta del Incas (35 km). Odebrałem część rzeczy pozostawionych w depozycie, trochę odpocząłem, zjadłem porządnie i uzupełniłem płyny w odwodnionym organizmie.
20.02 - jestem już w Santiago w Chile, dopiero stąd mogę spokojnie napisać jak przebiegało zdobycie Aconcaqua. Cała akcja górska trwała 13 dni, wraz z dojściem do bazy Plaza de Mulas. Na drodze normalnej są 4 obozy: Plaza Canada, Nido de Condore, Berlin i Indepedencja. Działałem z ominięciem wszystkich prócz Nido de Condore, który de facto stal się moim obozem I. Obóz II założyłem na wysokości około 6 050 m., pomiędzy Berlinem (5 800) a Idepedencja (6 400).
Z obozu II nastąpił atak szczytowy. Pogoda była słoneczna, jednak wiał, zwłaszcza rano, przeraźliwie zimny wiatr. Temperatura rano w namiocie wynosiła minus osiem stopni C, dlatego atak szczytowy rozpocząłem około 9.30, by uchronić się przed ewentualnymi odmrożeniami. Na szczycie byłem po 5 godzinach od wyjścia z obozu II. Powyżej Independencji na trawersie wiało tak silnie, że miałem wrażenie, że wiatr mnie za chwilę udusi. Podczas robienia zdjęć palce kostniały w przeciągu kilku sekund, musiałem je rozgrzewać co kilkanaście kroków.
W Santiago spędzę łącznie kilka dni odpoczywając, po czym przemieszczam się samolotem do Quito w Ekwadorze. W ramach zwiedzania Chile byłem nad Pacyfikiem, który szczerze mówiąc mnie rozczarował, bałtyckie plaże i wybrzeże są dużo piękniejsze. Za to knajpy w Chile, zwłaszcza jedna, w której przypadkowo trafiłem na mistrza tango Sergio Cristi Zelaya i jego uczniów – to jest coś! Zatańczyłem oczywiście z jedną z "uczennic" - miała około 40 lat, wspaniale się poruszała, w życiu nie byłem w takim miejscu!
Pozdrawiam
Robert Remisz
Źródło: informacja własna
|