WKK 6; Po powrocie z ekwadorskiej dżungli
| Robert Remisz
|
|
03.03
Z dżungli wróciłem mocno pogryziony, jak już kto¶ kiedy¶ napisał - przebywanie w dżungli jest przyjemne przez pierwsz± godzinę, bo podziwia się to, czego miniaturkę ma się w doniczkach w palmiarni, i przez ostatni± godzinę, gdy się to przeklęte miejsce opuszcza.
Owady, zwłaszcza paj±ki s± przynajmniej kilka razy większe niż w naszym kraju, moskity gryz± namiętnie i nasze komary przy nich wydaj± się być niezauważalne, insekty s± olbrzymie, więc chaszcze dżungli przemierza się z sercem w gardle. Jest tak wilgotno, że nic nie schnie, ciężko się oddycha parnym gęstym powietrzem.
Przedzieranie się przez dżunglę jest wbrew wszystkiemu bardzo męcz±ce - momentami brodzi się w ciekach wodnych po pas w wodzie. Cóż, pierwszy i ostatni raz z własnej i nieprzymuszonej woli byłem w dżungli! Ale były też ciekawe miejsca. Miałem okazję zobaczyć indiańsk± wioskę Curi Huarmi, gdzie przygl±dałem się jak młoda Indianka robi miseczki z gliny i naszyjniki z ro¶lin, no i wygrałem konkurs strzelania z bambusowej rury zatrutymi strzałami.
PóĽniej rw±c± rzek± płyn±łem kanu wraz z Edlinem - miejscowym Indianinem, który jest tam przewodnikiem. Byłem również nad wodospadem w dżungli i podziwiałem ze wzgórza zapadaj±cy nad dżungl± zmierzch - momentalnie robi się ciemno, jest dosłownie chwila na zrobienie fot.
W Ekwadorze chyba zaczyna się już jesień, w Banos zrobiło się zimno – a może to mały szok po tej gor±cej dżungli?
04.03 - jadę w końcu w góry i rozpoczynam rozprawę z Cotopaxi i Chimburazo.
Pozdrawiam, RR
¬ródło: informacja własna
|