HAWAJE
18:44
CHICAGO
22:44
SANTIAGO
01:44
DUBLIN
04:44
KRAKÓW
05:44
BANGKOK
11:44
MELBOURNE
15:44
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Przewodnik po procesie inicjacji » #7 Ludzie
#7 Ludzie

Edi Pyrek


Juan ma 35 lat.
Juan jest sprzedawcą meksykańskich lodów w latynoskim getcie Nowego Jorku. Na Queens. Ma własny wózek z termosami pełnymi lodu. Na blacie stoją kolorowe butelki z syropami. Truskawkowy. Malinowy. Pomarańczowy. Kokosowy. Juan nabiera lodu do plastykowych kubków i polewa syropem. Potem wbija w to wszystko plastykową łyżeczkę.
Juan jest meksykańskim uchodźcą.
- Miałem 15 lat gdy mój wujek, z mojej wsi...
Wieś była mała. Gdzieś w Sierra. Kilka chałup o płaskich dachach i ścianach z łuszczącą się farbą.
-... Wrócił po dziesięciu latach życia w Stanach. Wyrzucili go z Ameryki. A miał tam swój sklep, samochód, kobietę... We wsi, w Meksyku miał swoją żonę i dziecko, i jeszcze miał rodzinę, której przysyłał podarki.
Wujek wrócił z pieniędzmi. Z walizką pełną kolorowych ubrań i prezentów.
- Prezenty były dziwne dla nas, bo co miał znaczyć napis na czapce Chicago Bulls - byki z Chicago?
Juan dostał właśnie taką czapkę. Czarną z czerwoną głową byka. Chłopcy ze wsi bili go i chcieli mu ją zabrać. Ale on nie dał.
- Wujek siadał na schodach swego domu i opowiadał o Ameryce. O ziemi obiecanej. Kraju gdzie każdy ma samochód, telewizor i co tylko zechce.
Kiedy z podwórka odchodziły kobiety, matki, żony i córki, wujek zaczynał opowiadać o kobietach z Ameryki.
Potem, po paru tygodniach wujek zabrał swoje rzeczy i powiedział, że on wraca do Ameryki. I że będzie pisał.
Gdy Juan miał już 20 lat wujek napisał, żeby Juan przyjechał do niego.
- Czy myślałeś kiedyś o tym, jak to jest kiedy leżysz koło swojej kobiety, a ona jest taka ciepła i wiesz, że musisz odejść. I zostawić to wszystko, co było tobą. I zabrać ze sobą możesz tylko trochę rzeczy w torbie... I co weźmiesz? Zdjęcia, zabawki, książki, ubrania... rzeczy. Kiedy masz zostawić wszystko co masz, to zaczynasz rozumieć, że te przedmioty to także ty. Zostawiasz je za sobą tak samo jak widoki, rozmowy, zapachy i smaki. Chociaż te ostatnie to możesz starać się zabrać ze sobą w głowie. Możesz też zabrać ze sobą magię. Pamięć magii.

To było święto plonów. Tancerze w dziwnych maskach skakali po placu pośrodku wsi, grała muzyka. Jeden z tancerzy wirował w jakimś dziwnym opętanym tańcu. Skakał do góry, unosił się wtedy jak dziwny, szalony i zraniony ptak, którego skrzydła nie chcą już dalej nieść. Tancerz był piękny.
- Potem on - Juan dalej opowiada - stanął przede mną, już cała wioska wiedziała, że następnego dnia odchodzę, więc to, co się działo, było też takim pożegnaniem mnie. Więc ten tancerz stanął przede mną i wolno zaczął zdejmować z twarzy maskę.

Wyglądało to, jakby tancerz nie mógł dać sobie rady z maską, jakby ta "twarz" przyrosła do niego.
- Kiedy zdejmował, to było też tak, jakby on malał... i zdjął ją wreszcie, i to był nasz stary szaman o krótkich, krzywych nogach, i starczych rękach. Ja wtedy miałem takie dziwne poczucie, że ten kto tańczy, to nie on, to tańczyła maska. I starzec dał mi w rękę małą ludzką figurkę z drzewa, i słomy, i powiedział "Dojdziesz". I znowu założył maskę, i znowu zaczął tańczyć.
Wieczorem wieśniacy bawili się pijąc peyotlową herbatkę.
- I ja się napiłem i wtedy matka wzięła mnie i zaczęła płakać i mówić...
A po wsi wiał wiatr.
-... ten wiatr, on mówiła, to anioły machają skrzydłami... machają mi na drogę - Juan mówił wolno, przerywając co chwilę, jakby zastanawiał się nad słowami - i one będą się mną zawsze opiekować i, że zawsze, kiedy je poczuję, to mam myśleć o niej... potem płakała.

Juan po raz ostatni poszedł ze swoją kobietą na dach domu.
- I ja właśnie dlatego najpierw pojechałem do Los Angeles - "Miasta Aniołów", bo gdzieś tam wewnątrz - mężczyzna dotyka piersi - to czułem, że tam będą te same anioły, które machały skrzydłami u mnie na wsi, w górach. Ale tam nie było aniołów. Chyba odeszły... a matka kiedyś jeszcze pokazywała mi ślady aniołów na ziemi, bo anioły chodzą po ziemi i jak się przyjrzysz, to możesz ich ślady znaleźć. I ja, wiesz, to na początku to szukałem na ziemi, w mieście gdzieś ich śladów. Ale nigdzie nie było. To pojechałem do Nowego Jorku... już nie za aniołami, a za chlebem. I w Nowym Jorku zacząłem studiować filozofię i pracować.
Dwa dni jechał Juan do granicy, do pustyni. Tam w niewielkim miasteczku czekał na niego opłacony przez wujka przewodnik.
- "Sprzedawcy Życia". Tak ich nazywaliśmy w wiosce.



**********

Mężczyzna był niewysoki, starszy. Zabrał ze sobą Juana do domu, w którym czekali inni. To byli sami mężczyźni. Niektórzy tak jak on z Sierra, a inni miasta i z wiosek całego kraju.

- Następnego dnia przewodnik powiedział, że z nami pójdą także ludzie z towarem, i jeśli ktoś się boi, to da mu mapę, powie co i jak i niech człowiek idzie sam. A ja się spytałem "jaki towar", a on mi, żebym głupio się nie pytał, bo niedobrze się pytać za dużo. Więc ja zrozumiałem, że to dragi. Więc ja się bałem, bo wiedziałem, że jak złapią, to mogą rozwalić, za przemyt, za trawę, za dragi.

Juan całą noc się męczył, nie wiedział, czy sam da sobie radę na pustyni i czy warto ryzykować swoje życie za czyjeś narkotyki.
- Więc w nocy wziąłem do ręki tą lalkę od szamana... żeby pomogła, żeby coś się przyśniło.
I przyszedł sen.
Siedział w niewielkim pokoju. Światło wpadało przez brudne okna, a potem dodatkowo filtrowane przez opary dymu dopiero po chwili docierało do niego.
Na pustym stole leżał jeden kawałek chleba, jeden kubek stał. Juan wziął do ręki kubek i zobaczył, że w ręku ma lalkę. Ona się śmieje.
- Obudziłem się zlany potem i bałem się, bo zrozumiałem, że mam iść samemu.
Rano Juan podszedł do przewodnika i powiedział, że on chce iść samemu.
Słońce było wszędzie. Niebo było białe. Rozgrzane jak metal i tak samo ciężkie. Juan i jego przewodnik szli zapadając się w piasek.
- Czasami to było tak, jakby ziemia puszczała krew. Czerwone pasma kamieni szły przed nami i znikały w piasku.

Przewodnik odprowadził Juana pod rurę gazociągu i dał mapę, i kazał iść wzdłuż rury, a potem odbić od niej, i iść dalej, na przełaj przez pustynię.
- Jeśli nie wiesz jak iść, to musisz iść wzdłuż rurociągu. To najbezpieczniej. Ale idziesz zawsze w cieniu, bo przy nim to często wojsko lub policja, lub helikoptery. Więc w cieniu łatwiej.
Jednak ci, którzy idą wzdłuż rury najczęściej wpadają.
- A jak cię złapią i jak jeszcze jesteś kobietą to najpierw cię zgwałcą... jak mężczyzną, to też czasami, i jeszcze zabiorą, co masz, a jak zechcą to zabiją, żeby nie mieć problemu z transportem albo żebyś nic nie powiedział, co ci zrobili, co zabrali. Więc należy iść na przełaj, bo choć możesz się zgubić, to możesz też łatwiej dojść.

Juan zostawił wreszcie za sobą rurę, która im dalej odchodził tym bardziej stawała się częścią tej pustyni.
- I wtedy okazało się, że najważniejsze co powinienem wziąć to woda.
Juan miał wody tylko na dwa dni. Szedł więc także nocami. A pustynia nocą jest srebrna i fioletowa. Nocą odżywa. Z nor wychodzą na polowanie myśliwi i ofiary. Nocą pustynia jest chłodna.

- Więc szedłem opatulony we wszystko co miałem. I było nade mną niebo. I ono, na pustyni i u mnie w wiosce, to niebo miało kilka poziomów. I mogłeś po nim wędrować... Ale tutaj w mieście to tego nie ma, niebo jest płaskie, jednowymiarowe i jasne nawet nocą.
Drugiego dnia na horyzoncie pokazał się samolot. Najpierw był małą kreską, potem rósł i zbliżał się. Juan rzucił się na ziemię jednocześnie wyciągając z torby płachtę koloru ziemi, piasku. Wczołgał się pod nią i zaczął przysypywać się piachem.
- Nie mogłem oddychać. Kurz dusił w gardło. I było tak niewygodnie, i dziwnie strasznie z tym piachem, i szmatą na plecach, i zacząłem ściskać w ręku tego człowieka, co dał mi szaman z wioski, i do Matki Boskiej z Gwadelupy modlić się też zacząłem. I samolot przeleciał. I ja jeszcze leżałem z zaciśniętymi oczami, jakbym wierzył, że jak oczy moje nie widzą ich, to oni też mnie nie zobaczą.

Rankiem następnego dnia, po prześlizgnięciu się przez kilka warstw zasieków dotarł do Ameryki.
- Ta ziemi pomiędzy zasiekami była zaorana, żeby można było ślady stóp znaleźć. Więc ja tą szmatą, co mi przewodnik dał, tą w kolorze piasku, to ja nią ziemię zamiatałem za sobą. Tak żeby z góry nie widać było śladów. - Juan zamyśla się - Jak ci ja to teraz mówię, to sobie myślę, że te moje ślady to były tak, jak ślady anioła.
W przygranicznej wiosce czekał na Juana wujek.

********

PS.
Jerzy pracuje teraz robiąc dachy. W Polsce nie był od ucieczki, bo nie ma jak. Jest ciągle nielegalnym emigrantem. Uciekinierem. Ma w Stanach żonę i dziecko. Żyje mu się OK. Juan także ma żonę i dwójkę dzieci. Po ucieczce nigdy nie był w Meksyku. Żyje mu się OK, tylko czasami żałuje, że nie widzi już aniołów.
Asia robiąc korektę tej książki zapytała mnie "...ale co to wszystko ma do inicjacji?". Zastanowiłem się i wyrzuciłem jedną z historii z Nowego Jorku. Jednocześnie jeszcze raz przeczytałem ten tekst o Juanie - i wiem, że jest to tekst o dojrzewaniu i poszukiwaniu RAJU - krainy ze snów, swojego Domu. Jednocześnie jest to tekst o podejmowaniu decyzji, a także na pewien dziwny sposób… o śmierci i poznawaniu siebie. Czyli o tym jak zrobić, żeby wszystko było OK. Czyli o inicjacji...

Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2


w Foto
Przewodnik po procesie inicjacji
WARTO ZOBACZYĆ

Tajlandia i Laos
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

ANNO 1; Wenezuela: Caracas - Ciudad Bolivar - Canaima
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl