HAWAJE
01:54
CHICAGO
05:54
SANTIAGO
08:54
DUBLIN
11:54
KRAKÓW
12:54
BANGKOK
18:54
MELBOURNE
22:54
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Sey Kraków-Pekin » Pekin na wyciągnięcie ręki...
Pekin na wyciągnięcie ręki...

...


Groty Yungang. Datong. Chiny
Expedycja III Sey Kraków-Pekin 2008!
Podróżnikiem i tułaczem człowiek się rodzi... Niewielu ludzi na własne życzenie chce mieszkać w plecaku... Ale PRZYGODA wymaga!


Agata Krzemień i Witek Rybski bez wątpienia należą do ludzi, którym nie obce są mongolskie bezdroża i syberyjskie mrozy. Odważnie idąc przez życie kochają podróże i poznawanie odmiennych kultur oraz narodowości. Któż inny bowiem zdecydowałby się wybrać autostopem z Krakowa do Pekinu? Szaleniec? Osoba pozbawiona wyobraźni? A może właśnie ludzie z nieokiełznaną wyobraźnią i zapałem do poznawania świata w sposób inny niż standardowe wycieczki oferowane przez biura podróży...

Dzięki serwisowi www.zaile.pl, właścicielowi marki EVENT EXPEDYCJA, Agata i Witek wybrali się w tę niecodzienną podróż. Pierwsze wyciągnięcie ręki, by złapać stopa, nastąpiło na drodze wylotowej z Krakowa w kierunku wschodnim 17 listopada 2008 roku. Pojechali z dwoma plecakami, wiarą we własne możliwości organizacyjne i przychylność losu. Celem ich życia stał się natomiast Mur Chiński. Podróżnicy szybciej niż przypuszczali uporali się z przejazdem przez Ukrainę korzystając jednak z kolei. Wiza na pobyt na terytorium Ukrainy okazała się przepustką ważną tylko na trzy dni. Z lekkim rozczarowaniem wsiedliśmy do pociągu licząc na to, że Rosję przejedziemy już tylko autostopem – komentuje Witek.



Poznawanie świata od podszewki

Zobacz  powiększenie!
Smaczego Witku...ovosybirsk. Rosja
I rzeczywiście Rosja była tym miejscem, gdzie podróżowanie autostopem stało się dla nich chlebem powszednim. Pokonując po 500 kilometrów ciężarówkami i samochodami dostawczymi cieszyli się z każdego pokonanego kilometra, który przybliżał ich do Chin. Spaliśmy u ludzi, do których tuż przed wyjazdem wysłałałam maile. System cauchsurfing ułatwił nam dotarcie do osób oferujących nocleg na trasie naszej podróży. Niecodzienna wyprawa sprawiła, że chcieli nas poznać, dlatego odpowiedzieli na naszą wiadomość – opowiada Agata. Mogli zatem pobyć w domach rodzimych Rosjan, jeść z nimi posiłki przygotowywane z tamtejszych składników i przyrządzane w sposób im tylko znany. Zaobserwowaliśmy podczas pobytu u Rosjan, że mają zwyczaj wieczornego zbierania się w kuchni i gotowania wielkiego garnka zupy na kolację. Podczas tej czynności rozmawiają o minionym dniu, żartują i cieszą obecnością w gronie najbliższych. Bardzo nam się to spodobało. W przeciwieństwie do... zupki z płucek, którą częstował nas pewnego wieczoru Siergiej... - opowiada Agata z lekkim niesmakiem rysującym się na jej twarzy.

Jednak Rosja pozostała w ich pamięci krajem o twarzy potężnie zbudowanego i sympatycznego kierowcy tira o imieniu Wladimir. Z nim bowiem para z Polski przejechała ponad 1200 km. Człowiek ten okazał się przede wszystkim osobą towarzyską, pełną humoru, ale i stał się przyjacielem i współlokatorem szoferki starego Czestinka. Witek wspomina – Wladimir stał się dla nas prawdziwą bratnią duszą. To niesamowite, jak można się zżyć z kimś w zaledwie trzy dni. Traktował nas jak kumpli, ale i opiekował się nami jak dziećmi. Kupował owoce, tłumaczył drogę i rozśmieszał do łez.

Stepem krajobraz malowany

Zobacz  powiększenie!
Muflon a nie kozica. Ulaan Baatar. Mongolia
Żyjemy w kraju gdzie rzadko można spotkać się z prawdziwą dziczą i miejscami przypominającymi koniec świata. Zafascynowała mnie i omamiła swoją dziwną próżnią Mongolia. Szczególnie te obszary, gdzie nie ma nic. Może dziwnie to zabrzmi, ale tam poczułam się wolna. Plecak przestał ciążyć, Witka głos się gdzieś rozpływał. Ja natomiast widziałam dookoła piękną i pociągającą pustkę. Niebyt horyzontu, na którym królowało tylko słońce skąpane w mroźnych przestworzach – wspomnienia Agaty z mongolskich stepów.

Mongolia pokazała im również swój prymitywizm i zacofanie. Nie wszystkie dzieci chodzą do szkoły. Wiele z nich posiada jedynie praktyczną wiedzę przekazaną przez rodziców. Ogranicza się ona do informacji dotyczących tego, jak radzić sobie w życiu koczownika – jak siać i zbierać plony, zbierać nieliczne dary natury, rozpoznawać zioła. Jednak nie wszyscy mieszkańcy stepów spędzają na nich całe swoje życie. Ludzie mają mieszkania w miastach i przenoszą się do nich podczas miesięcy najmroźniejszych. Prowadzą podwójne życie. Wydaje mi się, że większość z nich potrzebuje obcowania z naturą i zwierzętami. Nie potrafią zatem zrezygnować z koczowniczego stylu życia. Bytowanie w jurcie jest bardzo trudne, to właściwie ciężka praca od świtu do zmroku. Lecz ludzie ci to kochają i chyba już zawsze będą szukali swego miejsca na stepach – komentuje Agata.

Po przebyciu ponad 11 tysięcy kilometrów Agata i Witek dotarli do stolicy Mongolii. W Ulaan Bataar szybko udało im się znaleźć nocleg, po czym ruszyli zwiedzać miasto. Stolica Mongolii urzekła ich odmiennością kulturową, którą obserwowali na każdym kroku. Buddyjski charakter kompleksu pałacowo – świątynnego ukazywał nieznanego ducha tej religii. Spróbowali słonej herbaty i zjedli obiad w prawdziwej mongolskiej jurcie podczas zwiedzania Parku Narodowego Terelj. Po 2 dniach prawdziwego odpoczynku chcąc ruszyć dalej odkryli, że nie ma drogi... Po prostu w pewnym momencie pośrodku smaganych wiatrem stepów skończył się asfalt. Od tego momentu nie obowiązywały zatem żadne zasady kierowania pojazdami – każdy jeździ jak chciał... Niesamowite dla ludzi XXI wieku, pochodzących z cywilizowanego państwa prawa, zasad i reguł... - opowiada Witek.

W Chinach, jak w czeskim filmie

Zobacz  powiększenie!
Plac Tiananmen. Pekin. Chiny
10 grudnia udało nam się dotrzeć do Chin! Cel wyprawy – Mur Chiński – był zatem na wyciągnięcie ręki – mówi Agata. Dotarli do małego miasteczka Erenhot. Egzotyka i bariera językowa sprawiły, że zmęczenie musiało ustąpić miejsca trzeźwemu myśleniu oraz sprawnej organizacji. Tym bardziej, że łapanie stopa w Chinach kończy się podwozem na stację kolejową lub do centrum. Nie pozostało im nic innego, jak wsiąść w autobus, by następnego dnia znaleźć się w Da Tong. Chiny są piękne w swej odmienności. Posągi Buddy przygniatają wielkością, podobnie jak przemysłowe części miast. Zwiedzanie jest jednak bardzo męczące, szczególnie przeciskanie się między tłumami ludzi. Byliśmy nieco zdezorientowani. Tam ludzie żyją bardzo szybko i właściwie wszystko na ulicach dzieje się szybko. Agata i Witek przez chwilę poczuli się tak, jakby byli z innej planety. Niemal na każdym kroku miejscowi chcieli ich dotknąć. Pokazywali ich palcami. Byli nieco zdezorientowani i zmęczeni faktem, że są atrakcją. Na całe szczęście spotkali Fisha – chłopak pomógł im się odnaleźć, wskazał miejsce, gdzie można coś zjeść i zatrzymać się na noc.

Mur Chiński w końcu na wyciągnięcie ręki!

Zobacz  powiększenie!
Z Gieorgiem z Tiumienia do Novosybirska. Rosja
Po 26 dniach podróży samochodami, ciężarówkami, autobusami oraz pociągami uczestnicy EXPEDYCJI dotarli do Pekinu. Przejechaliśmy się rikszą i zjedliśmy kałamarnice. Ludzie są tam fantastyczni. Widzieliśmy tłumy uśmiechniętych osób. Największe wrażenie zrobiła na nas Świątynia Nieba. Samo miejsce wyglądało imponującą, ale atmosfera tam panująca przerosła nasze najśmielsze oczekiwania – ludzie nie śpieszyli się, jak na ulicach. Tańczyli i śpiewali. Ćwiczyli tai – chi. Wszystko płynęło i było harmonijne - opowiada Witek. Najwspanialszy był jednak Wielki Mur Chiński. Spoglądając z niego uświadomiliśmy sobie, gdzie jesteśmy i jak tu dotarliśmy. Chwila zadumy – patrząc w dal przypomnieliśmy sobie zupkę z płucek, Wladimira, stepy mongolskie, zapomniane miasteczka... Po chwili jednak zaczęliśmy się cieszyć, że wracamy do Polski, do domu. Z Pekinu samolotem do Niemiec, a potem – normalnie, czyli autostopem do Krakowa!

Źródło: informacja własna

1


w Foto
Sey Kraków-Pekin
WARTO ZOBACZYĆ

Indie: Na ulicach Delhi
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Rowerem na Ukrainę `2006
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl