HAWAJE
18:59
CHICAGO
22:59
SANTIAGO
01:59
DUBLIN
04:59
KRAKÓW
05:59
BANGKOK
11:59
MELBOURNE
15:59
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Kinga w Afryce » KwA 7: 01`06; Parę dni z malijskiego pamiętnika...
KwA 7: 01`06; Parę dni z malijskiego pamiętnika...

Kinga Choszcz


Wysiadając w przygranicznym miasteczku postanawiamy zignorować posterunek policji, gdzie powinnyśmy dostać pieczątki wyjazdowe i udać się prosto do Mali. Tak na wszelki wypadek, bo Kati zamazała, co prawda profesjonalnie, adnotacje na mojej senegalskiej pieczątce, wspominającą o odmowie wstępu z powodu braku wizy, ale kto wie - zawsze mogą zacząć się dopatrywać... Jednak idąc zakurzoną uliczką w stronę granicznego mostu, zostajemy zatrzymane przez senegalską straż graniczną, która żąda paszportów.
- Nie macie pieczątki wyjazdowej? Musicie wrócić, na początku miasteczka jest posterunek policji, tam dostaniecie.


Zobacz  powiększenie!
No to nie mamy wyboru. Wleczemy się w upale na posterunek. A tam - mile zaskoczenie - urzędnik o nic nie pyta, nie wnika nawet w to, że nie mam wizy i wbija nam po prostu pieczątki wyjazdowe. Wracamy, przechodzimy pieszo przez długi, graniczny most, przed którym stoi niemrawo w bezruchu długa kolejka ciężarówek, a ich kierowcy wyglądają jakby stracili nadzieję na szybki przejazd, bo większość śpi rozłożona na matach w cieniu bezpośrednio pod ciężarówkami, albo parzy herbatę na gazowych kuchenkach. W płytkiej o tej porze roku rzece pod mostem miejscowe kobiety robią pranie rozkładając ubrania i chusty do wysuszenia na skałach, a nadzy czarni chłopcy taplają się w wodzie.

Zobacz  powiększenie!
Tu, za mostem, zaczyna się już Mali i gdzieś w pobliżu musi znajdować się malijski punkt graniczny, który też chcemy ominąć, bo tym razem to Rebeka nie ma malijskiej wizy. Okazuje się, że punkt kontrolny jest przy drodze poza miasteczkiem, ale wędrujemy po prostu przed siebie, a dochodząc do niego, skręcamy do rozłożonych nieopodal budek i straganów z przekąskami udając, że coś kupujemy i wychodzimy na drogę kawałek dalej, idąc do przodu i nie oglądając się za siebie. A ja nie mogę oderwać oczu od grubych, majestatycznych baobabów porastających okolicę. Trafiłyśmy na rzadki baobabowy las. Zabiera nas kawałek jakaś robocza ciężarówka, a potem prawie od razu dwaj mężczyźni jadący prosto do Kayes.

Jadą całkiem niezłym autem, a droga jest też zaskakująco dobra, nowa chyba, lepsza niż większość polskich. Nie tak wyobrażałam sobie jeden z najbiedniejszych krajów świata, gdzieś w środku zachodniej Afryki. Ale zobaczymy jak długo.

Zobacz  powiększenie!
Kiedy po paru godzinach docieramy do Kayes robi się już ciemno, ale postanawiamy spróbować zajechać dziś najdalej jak się da, aby dotrzeć na ten jutrzejszy koncert. I o dziwo, w ciemności, poza miastem, nie czekamy nawet długo. Zabiera nas mężczyzna jadący... nie wiem nawet dokąd, w każdym razie do przodu. W aucie wszystkie przysypiamy i nie wiem nawet, która jest godzina, ani gdzie się znajdujemy, kiedy nas wysadza przy jakimś zupełnie ciemnym zakurzonym placyku, gdzie przy mdłym świetle latarek i prowizorycznych lampek rozłożonych jest kilka stoisk z jedzeniem. Zajmiemy się więc najpierw kolacją, a potem pomyślimy co dalej.

Przyświecając moją latarką zaglądamy w garnki i miski jednej z kobiet i znajdujemy ryż, gotowaną fasolkę bez mięsa, a do tego kobieta robi nam nawet szybko sałatkę z sałaty i pomidorów. Tego też się tutaj nie spodziewałam... Po tak milej kolacji rozglądamy się wokół. Trochę na próżno, bo i tak nic poza ciemnością nie widać. Nie ma za bardzo gdzie się tu przespać, wiec może powinnyśmy spróbować wykorzystać tę noc na przybliżenie się na tyle na ile się da do Bamako. Wiem, że jesteśmy pośrodku ciemnego pustkowia, gdzie zero ruchu, ale nie w takich warunkach łapało się stopa... Zaparkowana jest nieopodal wielka ciężarówka.

Źródło: KingaFreeSpirit.pl

KingaFreeSpirit.pl Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 dalej >>


w Foto
Kinga w Afryce
WARTO ZOBACZYĆ

Egipt: rafa koralowa II
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 2; Pretoria
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl