HAWAJE
12:21
CHICAGO
16:21
SANTIAGO
19:21
DUBLIN
22:21
KRAKÓW
23:21
BANGKOK
05:21
MELBOURNE
09:21
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Afryka w ciemno » AWC 6: Tribi Sun
AWC 6: Tribi Sun

Beata Jakuszewska


Przed nami kolejna porcja marokańskich wspomnień Beaty Jakuszewskiej. W tym odcinku, podobnie jak w poprzednich - dużo gościnności i życzliwości ludzi pustyni. Kiedy jednak czytamy te słowa, Beata rusza już w kolejną podróż. Choć Marokańczycy okazali się dla niej bardzo przyjaźni, to przepisy wizowe były nieubłagane. Przekroczywszy dozwolony czas pobytu o pięć tygodni, podróżniczka ruszyła do hiszpańskiej Ceuty, by nie móc być deportowana do Polski. Co dalej? Jaki kraj? Samo się wydarzy - mówi Beata.




Zobacz  powiększenie!
Migawka z pustynnego festiwalu
Chyba zaczynam wsiąkać w marokańskie życie. Ostatnie dni to czas z... no właśnie! Ryszard postanowił podróżować przez chwilę ze mną – wziął urlop w pracy i przyjechał do Tan Tanu. Oczywiście, szybko pozbył się mojego pierścienia od Saida :) Cztery dni festiwalu, tańców i śpiewu. Mieszkałam kilka dni u Allala z Ryszardem i Azouzem (wszyscy z M`hamidu), taksówkarzem, który woził mnie po całym Tan Tanie. Uczyłam się robić tradycyjny wegański tażin, przyrządzać typowo marokańskim sposobem herbatę - nomadzką, nie miętową, za to także bardzo, bardzo słodką. Poznawałam od środka życie Nomadów z Sahary, którzy przenieśli się do pracy do miasteczka. Prawda jest taka, że w Maroko jest olbrzymie bezrobocie, a jeśli już ludzie mają pracę, zarabiają w większości naprawdę grosze, pracując 7 dni w tygodniu, często na zmianę w dzień i w nocy... Jedzenie kupuje się tylko na jeden posiłek - 2 ziemniaki, 2 marchewki, kawałek chleba, garstka kus kusu, troszkę herbaty i trochę cukru. Gdy kupiłam w sklepie czekoladę, całą jedną czekoladę (!), wszyscy patrzeli zdziwieni, bo tu ludzie kupują kostki czekolady - 2 lub 3. Wyglądałam jak bogacz! Tu nie ma myślenia o tym, co zje się później. A co później? Insallah! ("Jeśli Bóg-Allah pozwoli" - jak to mówią stale Marokańczycy). A ich gościnność nie zna granic! Dom? - "Masz klucz, to też Twój dom!" Jedzenie? - "Co chcesz? Ja Ci ugotuję!" "Bismillah" - Zapraszam do posiłku! Chodź, zjesz ze mną!"Merheba!" - Witam! Zapraszam! Mój dom Twoim domem!

Jest taka opowieść z czasów przedislamskich o szlachetnym księciu, który wydał całe pieniądze na jedzenie dla przechodzących koło jego domu osób. Gdy pozostał bez grosza, odwiedził go król, który słyszał o jego wierzchowcu i bardzo chciał go kupić od szlachetnego księcia. Gdy król przy posiłku zapytał o konia, książę rzekł, że zabił wierzchowca, by dopełnić gościnności...
Typowy tradycyjny marokański sposób myślenia. I to się czuje na każdym kroku!
Hm... trudno powiedzieć, czy marokański. Bardziej niż Maroko (piękne, miejscami cywilizowane państwo) poznaję życie Nomadów i ludzi Sahary. Mieszkam z nimi, spędzam czas, jem, rozmawiam - najczęściej na migi;)

Zobacz  powiększenie!
Tribi - słowo trudne do pojęcia
Bardziej niż cywilizację północnego Maroko czuję ludy południa kraju. A do tego jest różnica między ludźmi Sahary - mieszkającymi na południu, na pustyni lub jej obrzeżach, a Nomadami – ludem stale przemieszczającym się, wędrującym po pustyni wraz z całym dobytkiem, rodzinami, zwierzętami, muzyką poruszającą do głębi serce! Dom jest tam, gdzie jesteś Ty! Tam, gdzie czujesz szczęście! Bo dom to nie budynek - to przepełnione miłością serce. To szczęśliwa dusza, która śpiewa. To w końcu relacje, jakie tworzysz ze światem - z ludźmi, zwierzętami, piaskiem, kamieniami, drzewami, ziemią, powietrzem. To jest Dom. Serce Nomadów bije we mnie! Czuję to tak bardzo – od pierwszej wizyty na pustyni, od odwiedzenia M`hamidu – miejsca, gdzie wędrująca większość Nomadów jakiś czas temu osiedliła się i stworzyła wioskę. Czy na długo? Pewnie nie – ich życie to wieczna wędrówka. M`hamid - mała wioska odwiedzona przeze mnie jakiś czas temu, której historię opowiedział mi Ryszard - zafascynowany historią świata, a przede wszystkim Sahary, jego Sahary. Prawdziwy Nomad nie potrafi żyć w pełni nigdzie indziej. Podróżujemy z Ryszardem, ale czuję, że jego serce jest tam, zakopane w piaskach, przy wschodzącym i zachodzącym słońcu, wśród bezdroży i pustki przestrzeni...

Sahara - tu zaczyna się życie mające inny wymiar, inną wartość wolności. Wiatr o smaku piasku, wschód słońca pachnący nowym życiem i noc - gdy wszystkie gwiazdy na niebie tańczą w rytm wszechobecnej muzyki bębnów i śpiewu poruszającego serce. Sahara-Matka, Sahara-Córka, Sahara-Kochanka i w końcu: Sahara-Przyjaciel. Sahara – tu kończy się życie. I znowu trwa od początku. Kończy się i zaczyna w swej odwiecznej nieprzemijalności.

Na Sahara Festiwal w Tan Tanie przybyło trochę ludzi z pustyni z namiotami i dobytkiem. Dostałam zaproszenie do kilku namiotów, zostałam poczęstowana herbatą. Ludzie z Sahary i Nomadzi to przeróżne tribi - trudne do przetłumaczenia słowo; może plemiona, może przynależność do grupy. Ludność z tribi Arabi uznali mnie za swoją – gdy tańczyłam, śpiewałam, nuciłam, wystukiwałam rytm do pieśni. A ja stworzyłam własne tribi - TRIBI SUN:) i naznaczyłam się symbolem słońca (bo to mój plemienny symbol:), tak czuję, markerem na kostce nogi:) Ryszarda też oznakowałam swoim tribi sun, a jakże!:)

Zobacz  powiększenie!
Agadir
Po prowincjonalnym Tan Tanie odwiedziliśmy z Ryszardem Agadir, jedno z większych miast Maroka. Zamieszkaliśmy u Naji (z M`hamidu), który dzieli dom z innymi pracującymi w Agadirze osobami. Można by rzec – mieszkanie studenckie – ale bez alkoholu, skromne, biedne, z kilkoma rzeczami, które są niezbędne do życia. Mieszkający tu ludzie przestrzegają zasad Koranu, jak zresztą poznani przeze mnie inni ludzie w Maroko, modląc się kilka razy dziennie i dziękując swemu Bogu za kolejne godziny życia. Mieszkanie skromne, ale na honorowym miejscu, jak we wszystkich prywatnych mieszkaniach, w jakich miałam okazję być w Maroko, telewizor i sprzęt grający bardzo dobrej jakości:) Naji jest wielbicielem futbolu, a konkretnie drużyny argentyńskiej. Cały pokój w plakatach Messiego z Argentyny. Niezwykłe dni w swej zwyczajności. Zwykłe w nadzwyczajości! Mój tryb życia upodabnia się do życia ludzi tutaj. Wspólne przyrządzanie herbaty, gotowanie, posiłki, na które schodzą sie okoliczni znajomi z kolejnymi smakołykami, jedzenie nie sztućcami, ale chlebem (tak, trudna sztuka, ale idzie mi nieźle!), sprzątanie, słuchanie muzyki, śpiewanie, pogawędki z ludźmi z dzielnicy, rozmowy w miejscowych sklepach i przy straganach. Codzienność taka sama, a zarazem tak inna! "Gdzie każdy dzień jest świętem" - napisała kiedyś pewna piękna duszyczka.

A sam Agadir? Samo centrum nie zachwyca – przekrzykujacy się ludzie oraz ulice wypełnione hałasem samochodów, głownie taksówek, które tu, w Maroko, są głównym środkiem transportu i są naprawdę tanie. Ale nie miejsce jest ważne, nie miasto, kraj, zabytki, ale ludzie. Już tyle lat podróżuję autostopem. Dlaczego? Bo styka mnie to z ludźmi, pięknymi ludźmi, których historie są niezwykłe. Magia autostopu polega na tym, że rządzi nim przypadek. Danego dnia o danej porze jakaś osoba przejeżdża drogą, na której stoisz i ma jakiś konkretny humor, więc zabiera lub nie. Przypadek, prawo chwili, wcześniejszych odczuć, wydarzeń, które w jednej chwili łączą sie w jedną pełną całość. I realizują się, gdy Ty stoisz na drodze z wyciągniętym kciukiem, a ktoś akurat przejeżdża tą trasą.
Tu, w Agadirze, mieszkam w miłej, biednej dzielnicy. Już tak dawno nie widziałam tu, na południu, bieżącej wody, ale wcale nie jest mi z tym źle:) Mycie się poprzez polewanie się wodą z kubka, czasem podgrzaną, najczęściej nie, nie jest żadnym problemem. No i powoli zgłębiam tajniki języka arabskiego, choć różni sie on bardzo od arabskiego używanego przez ludzi Sahary i przez Nomadów, którzy sami zaczęli tworzyć własne słowa nie znając klasycznych odpowiedników, by "odpowiednie dać rzeczy słowo". Tak naprawdę klasycznym, poprawnym językiem arabskim posługują się tylko ludzie, którzy studiowali na uniwersytecie. Mówiący po arabsku ludzie z M`hamidu i na przykład Smary, która też leży na pustyni, nie do końca mogą się porozumieć w jednym języku:) A ja... Rozśmieszyło mnie to, że teraz, mówiąc non stop po angielsku, czasem trochę słów po arabsku, na prośbę znajomego, który chciał usłyszeć język polski, nie wiedziałam w pierwszej chwili jak zareagować! Nie mogłam sie przestawić na inny sposób mówienia i musiałam chwilę pomyśleć, by znaleźć polskie odpowiedniki określeń:)

Co poza tym? Już niedługo ruszam w stronę Mauretanii – miałam wcześniej tam jechać, ale los chciał inaczej, a ja poddaje sie jemu; wspaniale pływam i daję się ponieść cudownej magii wydarzeń:) W sumie tak naprawdę nigdzie mi się w życiu nie spieszy:) i mam nadzieję, że każdy człowiek będzie miał choć raz okazję to poczuć – że nie ma gdzie się spieszyć, wystarczy poddać się magii wydarzeń, magii życia.

Już niedługo Ryszard jedzie do siebie, do pracy, a ja do mojej Kristin (wspomniałam o niej wcześniej - Niemka podróżująca po świecie, może kawałek podróży odbędziemy razem) i Salaha, do Dakhli, coraz bliżej Mauretanii:) A na Sylwestra i powitanie Nowego Roku dostałam zaproszenie od Ryszarda i przyjaciół z M`hamidu oraz z pustyni do odludnego, plemiennego miejsca, na środek Sahary, by spędzić tam kilka dni:) Ale żeby tam dotrzeć, trzeba jechać kilka godzin autem (lub kilka dni wielbłądem) przez piaski Sahary, a potem 3 dni iść pieszo:) "Meandek muszkil" - "żaden problem", jak to mówią Marokańczycy:)
Nie śpieszę się więc, wszystko w swoim czasie. Insallah!:)

Źródło: informacja własna

1


w Foto
Afryka w ciemno
WARTO ZOBACZYĆ

Wybrzeże Kości Słoniowej: Wśród Senufo i Lobi
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Nepal i już: `Namaste!` ma wiele odcieni
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl