HAWAJE
07:59
CHICAGO
11:59
SANTIAGO
14:59
DUBLIN
17:59
KRAKÓW
18:59
BANGKOK
00:59
MELBOURNE
04:59
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Przewodnik po procesie inicjacji » #1 Sadhu - Indie
#1 Sadhu - Indie

Edi Pyrek


Naga Baba, ascetyczny sadhu, który żyje nago. Siedzi w kręgu z rozpalonych ognisk. Na słońcu temperatura dochodzi do 45°C, w kręgu przekracza 60°C. Mężczyzna modli się, przesuwając w palcach paciorki różańca. Obok, w cieniu siedzi niewysoka biała dziewczyna.
- Co zrobić, żeby być sadhu? - M., śliczna Kanadyjka - sadhu, o długich dredach związanych w ciężki kucyk, uśmiecha się - po prostu bądź z nimi. Przyjdź do nich. Usiądź z nimi i słuchaj ciszy.
M. przerywa na chwilę i mówi coś w hindi do młodego sadhu, który z nią siedzi. Przez chwilę ona i inni sadhu śmieją się.
- Sadhu mają w sobie radość - M. uśmiecha się do mnie - której nie można opisać.
M. przybyła do Indii 10 lat temu. Miała 20 lat. Miała też za sobą szkołę pedagogiczną i 3 miesiące wakacji przed sobą. Nie chciała zostać sadhu, chciała zobaczyć Indie. Taj Mahal, Himalaje i plaże na Goa.
- Na Goa, na plaży spotkałam białego sadhu. Myślałam, że to jakiś głupek, wariat... ale był taki śliczny! Biały sadhu! Zaczęłam rozmowę i wtedy zobaczyłam, że on ma w sobie Coś. Spokój. Ciszę. Ja przyjechałam z Babilonu, miejsca gdzie wszyscy mają pieniądze i nie mają czasu. A tu siedzi na plaży facet, który nie ma nic oprócz opaski biodrowej, ale ma za to czas...
M. po raz pierwszy była tak daleko w podróży. Miała plecak pełen niezbędnych rzeczy i kilka wyobrażeń o tym, czym jest "prawdziwe" życie.
- Najpierw pomyślałam, że po cholerę targam ze sobą tyle gratów, że można też żyć tak, jak on, i dopiero wtedy zaczęłam dokładniej słuchać tego, co mówił.
Mężczyzna mówił do M., że Bóg jest wszędzie. W drzewach. Kamieniach. Zwierzętach. Ludziach.
- Myślałam, że to banał, takie gadanie - M. uśmiecha się - a potem on powiedział, żebym chwilę posiedziała z nim. Więc usiadłam. Pomyślałam, że co mi tam szkodzi, 10-15 minut... a potem nie chciałam już odejść. Poczułam nagle, że wszystko to, co on mówił o Bogu, no wiesz, o tych zwierzętach i drzewach, to prawda.
Następnego dnia M. sprzedała i rozdała wszystko, co miała.
- To był impuls... nie myślałam wtedy, by tak naprawdę zostać sadhu, to miała być raczej przygoda i taki sprawdzian, jak się jeździ bez kosmetyków i gratów.
M. podeszła do siedzącego pod palmą sadhu. Położyła przy nim swój koc, szczoteczkę do zębów, kubek i butelkę z wodą. "Chcę być taka jak ty" - powiedziała - "chcę być sadhu".

* * * * *

Przez kolejny dzień M. siedziała z sadhu na plaży. Spali pod palmami.
- On był przystojny i cholernie interesujący - M. przez chwilę rysuje coś palcem na ziemi, potem zaciera to - pomyślałam, że chcę się z nim kochać... nawet nie przypuszczałam, że świętość, doskonałość jest takim afrodyzjakiem... dzisiaj rozumiem, że jednym z głównych powodów, dla których zdecydowałam się z nim pójść, była ta jego podniecająca doskonałość... ale on mnie nie chciał, po prostu nie był zainteresowany tym całym sapaniem, poceniem się, no wiesz... seksem.
Przez kilka tygodni M. jeździła z białym sadhu, ucząc się od niego, co to znaczy być bezdomnym i jak żebrać o jedzenie u ludzi.
- Sadhu nie powinien prosić o więcej niż jeden placek chleba z jednego domu. Kiedy stajesz przed drzwiami, recytujesz Gayatri mantra, pierwszą z hinduskich modlitw. Jeżeli po 11 recytacjach nikt z domu nie wyjdzie i nie nakarmi cię, przechodzisz do następnych drzwi. Sadhu nie może pukać do każdych drzwi, powinien omijać domy madirapayi, tych którzy używają alkoholu, mansanari, tych, którzy jadają mięso oraz zbrodniarzy, kryminalistów i te domy, w których nie ma dzieci.
M. uczyła się od swojego nauczyciela także tego, jak wybrać miejsce na spanie w lesie i przy drodze, żeby nie zostać pokąsanym przez węże, jak medytować, modlić się i jak zbierać jedzenie w lesie.
- Nawet nie wiesz, ile różnych korzeni i liści da się jeść!



* * * * *

Po kilku tygodniach M. dotarła do aśramu kobiet sadhu. Postanowiła tam zostać.
- Wiesz, tak jak początkowo, patrząc na mojego guru robiłam się wilgotna... ale potem, powoli, gdy coraz lepiej rozumiałam świat i siebie, zaczynałam go kochać inaczej. Pożądanie ewoluowało w stronę czystej miłości - M. podnosi z ziemi dużego jak pół kciuka chrząszcza w złotawym pancerzu - miłości do całego istnienia, nie tylko do pięknych mężczyzn.
Po roku M. przeszła inicjację w kobiecym aśramie.
- Kiedyś szłam po ulicy normalnie ubrana, no jak turystka. I wtedy, nocą w jakieś niewielkiej uliczce napadli mnie bandyci, przewrócili...
M. krzyczała i broniła się, pamięta smród mężczyzn, lepkie błoto pod plecami i szperające po całym ciele dłonie. Nie pamięta tylko ich twarzy. Tak jakby jedynymi zmysłami, które były w stanie zarejestrować wszystko co się działo, był węch i dotyk.
- Oni obmacując mnie natrafili na wiszący pod bluzką naszyjnik sadhu... i wtedy odskoczyli. Zostawili mnie. Rzucili na ziemię mój plecak, pieniądze i paszport. Uciekli. Myślę, że bali się, ze ich przeklnę. Potem już nikt nigdy mnie nie oszukał, ani nie dotknął. Jestem przecież dla nich kimś na miarę Boga... Jestem przecież jedną z nich. Teraz spędzam w Indiach co roku 6 miesięcy, resztę siedzę u siebie w Kanadzie i zarabiam na życie.
W Kanadzie M. jest pracownikiem socjalnym, zajmującym się dziećmi upośledzonymi umysłowo.
- Ludzie mówią o nich "idioci", "wariaci", a dla mnie te dzieciaki mają często w sobie tyle samo prawdy, dobra i czystej miłości, ile moi nauczyciele. Ile sadhu. One są niewinne. Jakby istniały poza grzechem pierworodnym. Wiesz, ja jestem Żydówką, wychowaną w szacunku dla Tory i dla Jahwe... moje wychowanie religijne minęło więc pod znakiem poczucia winy i męskiej dominacji. Bo Bóg moich rodziców, Bóg Mojżesza, Izaaka i Jakuba jest mężczyzną... Tutaj także kobiety są bóstwami.
M. znowu przerywa, żeby wypuścić chrząszcza na ziemię. Potem milknie, obserwuje jak owad przebierając cienkimi odnóżami przebija się przez góry piasku.
Kiedy M. przylatuje do Delhi, to najpierw idzie do przyjaciół. Plotkuje z nimi całą noc, potem przebiera się, zostawia swoje rzeczy i idzie na 6-miesięczną wędrówkę po Indiach.
- Żyję z żebraczej miski. Wędruję. Błogosławię wiernych i sama uzyskuję błogosławieństwo od innych sadhu. Czasami zatrzymuję się w jakimś aśramie i wtedy po prostu siadam u stóp guru i słucham ciszy.

* * * * *

W ciszy siedzi też młody Chilijczyk, Mukund Girisi. Siedzi przy wygasłym ogniu w obozowisku sadhu. O palce nóg zaczepił nitkę. Drugi koniec trzyma w ręku i nawleka na nią nierówne kawałki błękitnego turkusa pokrytego siatka cienkich czarnych żyłkek. Chilijczyk spokojnie ogląda każdy kamień, potem w skupieniu przewleka nitkę przez otwór.
Mukund jest pokryty świętym, dwukrotnie palonym, popiołem bhasma.
Mukund jest nagi.
Mukund należy do najbardziej ascetycznej akhady, grupy sadhu - do Naga Baba.
Naga Baba zwykle chodzą bez ubrania, pokryci popiołem, czasami tylko, w miejscach publicznych, przykrywają swoje przyrodzenie skrawkiem materiału. Nie posiadają nic. Zajmują się tylko medytacją, jogą i studiowaniem sztuk walki. Uważają siebie za wojowników wiary.
Wybrańców Sziwy.
- Lubię palić trawę, hasz... i przyjechałem do Indii kilka miesięcy temu, żeby móc sobie spokojnie popalić - Mukundu mówi spokojnie, jakby trochę nieprzytomnie, jego ręce ciągle nawlekają turkusy - ale spotkałem na ulicy swojego guru i on nauczył mnie, że można odlatywać bez dragów.
Jeden z sadhu - Ananda Girisi z Nepalu, woła Chilijczyka do siebie. Ten wolno zdejmuje nitkę z palca, zawiązuje końcówki, aby turkusy nie zsunęły się, chowa nie skończony naszyjnik do blaszanego pudełka po tytoniu fajkowym, podnosi głowę i patrzy na mnie, a potem wolno mówi:
- Tutaj częścią twojej pracy nad sobą jest służenie innym... chodź na obiad.

* * * * *

Siadam na ziemi w długim rzędzie sadhu; nadzy, pokryci popiołem lub w narzuconych na plecy pomarańczowych i szafranowych szatach, czekają na jedzenie. Mukunda roznosi "talerze", kilka liści bananowca szczepionych drewnianymi kołeczkami, potem układa na nich czapati, indyjskie podpłomyki, dal - gotowaną soczewicę, ryż i ostre curry. Potem przynosi wodę w metalowym kubku.
Palcami prawej dłoni mieszam warzywa z ryżem i wkładam je do ust, oblizuję palce z resztek jedzenia, pamiętając, żeby nie używać lewej, nieczystej ręki. Kiedy kończę, chcę pozbierać naczynia, ale Mukunda nie pozwala.
- To moja praca. Służenie.
Kiedy sprzątnął, siada przy mnie ze swoim obiadem.
- Co będę robił dalej? Nie wiem. Guru mówią, że już czas na moją inicjację... w przyszłym tygodniu w Rishikeszu. A potem? Za miesiąc powinienem wrócić do Chile... przynajmniej na chwilę - Mukunda uśmiecha się, trochę nieobecnie - po Chile może tu wrócę. Może zostanę. Może pojadę gdzieś indziej... widzisz, to, czego ja tutaj się nauczyłem, to nie oczekiwać niczego, nie planować, nie pragnąć, po prostu być. Rozumiesz? Bo nic poza tym, co dzieje się tu i teraz, nie jest istotne.

Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2


w Foto
Przewodnik po procesie inicjacji
WARTO ZOBACZYĆ

Liban: Sydon
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Bezdrożami do Pekinu
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl