EMS 4: Nordkapp - zakończenie podróży
| Tomasz Widawski
|
|
 |
Geiranger |
Norwegia to kraina miliarda zakrętów. Prawie nie ma prostych – najwyżej ze 100 metrów i znów... prawo, lewo, góra, dół i tak w kółko W towarzyszącym na tej wysokości zimnie i deszczu gnam w kierunku fiordu Geiranger. Po drodze wjeżdżam na punkt wysokościowo-widokowy - Dalsnibba -ciekawe przeżycie. Żeby wjechać na szczyt należy na długości 4 km wspiąć się 1470 m w górę. Uroku dodaje szeroka na samochód szutrowa droga, nieograniczona oczywiście żadnymi barierkami. Na górze pobladłem. Widok z góry na Geirangerfiord jest bajkowy. Poniżej lodowce, ich błękitu nie sposób opisać. Jazda w dół jest jeszcze cięższa i czuć fading hamulców. W ten dzień pokonanie 500 km zajmuje mi 12, 5 godziny jazdy. Jestem wykończony, ale szczęśliwy.
 |
Droga Trolli |
Zaczyna brakować czasu na wszystkie atrakcje i… co tu kryć, pieniędzy. Omijam drogę nr 55, która ponoć gwarantuje fantastyczne widoki i niezliczone, niekończące się serpentyny, z panoramą najwyższych szczytów norweskich gór z Galdhopingen (2469 m) na czele. Rezygnuję też z wizyty w największej hydroelektrowni Sima, wodospadu Langfossen, lodowca Jostedalsbreen i Vemork (nazistowskiej fabryki deuteru). To plan na następny raz może…
W regularnym deszczu osiągam Lillehammer, robię kilka zdjęć wioski olimpijskiej i dalej do Oslo, w którym odwiedzam skocznię narciarską w Holmenkollen oraz muzea: statku Fram, na którym pływali Nansen i Amundsen, tratw Ra II i Kon-tiki. Wszędzie bilety są niestety drogie, ale warto. Centrum Oslo to mieszanka kultur. Oprócz Europejczyków masa Arabów i Afroamerykanów. Podobnie jak w Szwecji.
 |
Arktyka |
Następny przystanek na króciutko to Göteborg i Malmö. Stamtąd przejeżdżam najdłuższym mostem Øresund Bridge do Kopenhagi, skąd wsiadam na prom do Świnoujścia. Na pokładzie promu jak dzikus pochłaniam pierwszego od prawie 2 tyg. schaboszczaka z frytami i kapuchą. Ale smakuje!!! Nie ma co, na liofilizatach, w które wyposażył mnie sponsor – Elena Turist, choć pożywne i smaczne, ciągle funkcjonować jest trudno.
***
 |
Droga Trolli |
Warto wspomnieć o tym, gdzie i jak spałem, co jadłem. Większość noclegów pod namiotami. Na całe szczęście miałem wojskowy, puchowy śpiwór wytrzymujący do –18 st. C, więc w połączeniu z karimatą spało się dość dobrze. Na konserwy i zupki w proszku nie mogę patrzeć do dzisiaj. Liofilizaty rozpuszczałem we wrzątku dostępnym na każdej stacji „za free”. Miejscowa żywość nie pasowała mi, i nie ze względu na cenę x10, po prostu jakaś taka nijaka była… sami wiecie.
Mój ubiór Modeki sprawił się znakomicie. Na całej trasie nie widziałem też nikogo w modnym kolorowym kombinezonie skórzanym. Tu wszyscy jeżdżą w goretexach, cordurach. I wiedzą, co czynią.
Moja radość ze szczęśliwego dotarcia do kraju została zmącona przez kompletnie zniszczoną, rozjechaną drogę prowadzącą ze Świnoujścia do Gdańska oraz opadającą w nocy mgłę lub rzęsisty deszcz. Myślałem, że wszystko mi się rozkręci w motocyklu, pomimo tego, że jechałem 70 km/h. O agresywnym sposobie jazdy kierowców w IV RP nie wspomnę, żenada.
Wyprawa się skończyła. Motor sprawił się na medal. Przywiozłem mnóstwo wrażeń, których zapomnieć nigdy się nie da. Norwegia mnie zafascynowała, tak jak zresztą wielu spotkanych przeze mnie turystów z Anglii, Francji, Danii, Włoch, Niemiec, którzy mówili jedno – „to najpiękniejszy kraj w Europie”. Na pewno tam wrócę.
Źródło: informacja własna
|