Assam i Arunaczal Pradesz
| Katarzyna i Andrzej Mazurkiewiczowie
|
|
Stolica dystryktu East Siang jest chyba najmniej ciekawa. Położona na nizinie nad rzeką Siang (Brahmaputra), zamieszkała jest przez plemiona Adi. Głównym zajęciem mieszkańców jest rybołówstwo.
Autobusy z Alongu wyjeżdżają o 7 rano (bilet kosztuje 30 Rs) i dojeżdżają do Pasighatu po czterech godzinach jazdy. Zatrzymaliśmy się w hotelu Santosh, płacąc 100 Rs za pokój 2-osobowy.
Pasighat-Dibrugarh
Rannym autobusem wyjechaliśmy do leżącego już w Assamie Oyramghatu (około godzina jazdy), a stamtąd promem popłynęliśmy do Dibrugarhu. Prom płynie raz dziennie, cena biletu 30 Rs, czas przeprawy 4,5 godziny (w drugą stronę 9 godzin).
Z miejsca, do którego przybija prom, do Dibrugarhu dojeżdża się jeepem (cena od osoby 20 Rs). Wjeżdżając do Assamu należy sobie znów przypomnieć, że w Indiach nie ma stałych cen i trzeba się targować.
Dibrugarh to typowe indyjskie miasto, zgiełkliwe i niezbyt ciekawe. Nocowaliśmy tam w polecanym przez współpasażera promu, New Ashoka Hotel (132 Rs za 2-osobowy pokój z łazienką). Można go polecić dalej.
Sprawdziliśmy kilka knajpek - najlepsza jest Jain Restaurant (przy tej samej ulicy co hotel). Knajpa cieszy się dużym powodzeniem i jest tam najlepsza "dosa" (cienki, chrupiący placek z nadzieniem, pieczony na bardzo gorącej, gładkiej blasze) jaką jedliśmy w Indiach. Było to chyba najbardziej atrakcyjne miejsce w tym mieście.
Uwaga: onion dosa (cebulowa) kosztuje 12 Rs, butter dosa (maślana) 15 Rs, cheese dosa (serowa) 30 Rs, a smakują i wyglądają identycznie.
Dibrugarh-Miao
Bezpośredni autobus z Dibrugarhu do Miao (znów Arunaczal) wyjeżdża o 12:30 z Arunachal Bus Stand, kosztuje 34 Rs. Oprócz tego można dojechać do miejscowości Tinsukia, skąd są kolejne trzy autobusy do Miao.
Do Miao dojeżdżamy o zmierzchu. Spotkani ludzie za darmo (jak to w Arunaczal przyjęte) zawożą nas do Tourist Lodge (około 3 km od Bus Stand). Bardzo serdeczna obsługa; pokój z łazienką kosztuje 100 Rs, a smaczny posiłek 15 Rs.
Miao-Deban
Aby dostać się do Namdapha Tiger Reserve - parku narodowego leżącego w dżungli, należy udać się do siedziby parku w Miao, aby uzyskać zgodę dyrektora. W przypadku, gdy w hotelikach w miejscowości Deban na terenie parku są miejsca, nie ma problemów z uzyskaniem takiej zgody. Oczywiście naukowcy mają pierwszeństwo przed turystami.
Deban leży 24 km od Miao i brak tu regularnej komunikacji. Warto dowiedzieć się w dyrekcji parku, czy nie będzie tam jechał jakiś samochód od nich. Jeżeli nie, trzeba wynająć taksówkę (cena 550 Rs).
Ceny w parku : wstęp - 50 Rs, samochód - 100 Rs, aparat fotograficzny - 75 Rs, kamera video - 750 Rs, noclegi (pokój z łazienką) - 95 Rs.
Forest Lodge w Debanie jest bardzo pięknie położony; bardzo dobry standard, świetne jedzenie - koszt całodziennego wyżywienia 150 Rs.
W cenę wstępu do parku jest wliczona opieka przewodnika, z którym można wędrować po wytyczonych przez dżunglę ścieżkach. Bez problemu spostrzegamy rozmaite małpy, ptaki, gigantyczne barwne motyle i oczywiście niesłychanie bujną roślinność. Na zobaczenie chociażby jednego z wielkich drapieżników (tygrys, lampart, śnieżna pantera) mamy zaledwie maleńką szansę.
Dibrrugarh
Porannym autobusem wyruszyliśmy w stronę Dibrugarhu, wysiadając w dużej wsi Namphai. Jest to wieś zamieszkała przez plemię Tangsa. Przypadkowo spotkaliśmy bardzo miłego misjonarza, który wędrował z nami do swojej rodzinnej wioski, pokazując nam najbardziej tradycyjne chaty.
Jedna z kobiet włożyła swoją wyjściową biżuterię do fotografii - naszyjnik zrobiony z kolonialnych, brytyjskich monet.
Wieczorem dotarliśmy do Dibrugarhu, gdzie akurat obchodzono uroczyście święto Diwali - festiwal światła. W tej części Indii jest on poświęcony bogini Kali. Wieczorem przed wszystkimi domami i miejscami pracy zapala się lampki oliwne, a w nocy rozpoczyna się zabawa z fajerwerkami, która trwa do białego rana.
Dibugarh - zaćmienie słońca
Chcieliśmy popłynąć promem na drugą stronę Brahmaputry, aby obejrzeć ruiny Malinitanu, ale prom nie kursował z powodu zaćmienia słońca. Zmieniliśmy więc plany i postanowiliśmy pojechać na najbliższe plantacje herbaty, pofotografować pracujące tam kobiety, ale nie spotkaliśmy tam nikogo. Tego dnia całkowite zaćmienie słońca było w Radżastanie, a w Assamie mogliśmy obserwować tylko częściowe zaćmienie. Ludzie w tym dniu nie pracowali, gdyż, jak nam wyjaśniono, w takim dniu może być koniec świata i należy się przygotować...
Pojechaliśmy więc kursującym mimo zaćmienia słońca autobusem na assamską wieś i pobrodziliśmy wśród pól ryżowych, rozlewisk, bambusowych chat i bawołów z nieodłącznymi czapelkami złotawymi na grzbiecie.
Dibrugarh-Malinitan-Sibsagar
Promem przepłynęliśmy Brahmaputrę (20 Rs), potem jeepem (10 Rs) do rzeczki, łodzią (5 Rs) przez rzeczkę i kolejnym jeepem (10 Rs) do Silapataru. Stamtąd rikszą motorową (7 km) do Likabali, gdzie zwiedziliśmy ruiny świątyni Malinitan. Są one warte zobaczenia, ale tylko, gdy się jedzie z Alongu do Silapataru. Osobny wyjazd nie jest konieczny.
Wróciliśmy do Dibrugarhu tą samą drogą, zabraliśmy bagaże i mikrobusem pojechaliśmy do Sibsagaru. W Assamie komunikacja jest tak dobra, że nie ma potrzeby analizowania rozkładu jazdy.
W Sibsagarze nocowaliśmy w znajdującym się blisko dworca autobusowego hotelu Annapurna Lodge (120 Rs za 2-osobowy pokój z łazienką).
Źródło: TravelBit
Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit
warto kliknąć
|