HAWAJE
16:43
CHICAGO
20:43
SANTIAGO
23:43
DUBLIN
02:43
KRAKÓW
03:43
BANGKOK
09:43
MELBOURNE
13:43
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Islandia » Islandia: Syduzi 2004 # 13
Islandia: Syduzi 2004 # 13

Jakub Syta


dzień 13 - środa 14 lipca 2004
Asbyrgi - obszar Kraftla - Myvetn Nature Baths - Hverir - 100km
Leje. I to bardzo. Drzemiemy do 12 i gdy tylko na chwile przestaje padać zaczynamy się zbierać. Wiatr jest na tyle potężny, że po chwili namiot już jest całkiem suchy. W ostatniej chwili przed kolejną ulewą udaje nam się go schować. Jedziemy F862 do Hjodaklettar, gdzie mają być jakieś ładne głazy.


Faktycznie są, nawet bardzo duże. Pogoda jednak nie zachęca do wędrówki, zawracamy i jedziemy w stronę Detifoss - najpotężniejszego wodospadu Europy. W jednej sekundzie podobno przepływa przez niego 200 metrów sześciennych wody. Oddalony jest o 15 minut marszu od parkingu. Podziwiamy go oczywiście z tej lepszej (i mniej turystycznej) - zachodniej strony. Wodospad jest ogromny, ilość przepływającej przez niego wody oraz huk, który ona wywołuje rozbijając się o skały robi piorunujące wrażenie. Człowiek czuje się przy tym wodospadzie taki drobny...


Zobacz  powiększenie!
Jezioro Maar Viti w obszarze Krafla
Po kolejnych 15minutach doszliśmy do Selfoss - znacznie już mniejszego. Jednak dzięki temu udało mi się wskoczyć na skały pośrodku. We wszystkich stron szaleje spadająca w otchłań woda, a ja dzielnie stoję na skale. Fajne uczucie. Wskoczyć taśm było łatwo jednak wrócić znacznie trudniej. Trzeba podskoczyć znacznie powyżej i to po naprawdę śliskich kamieniach, lecz na szczęście znów mi się udało...

Pojechaliśmy w stronę "1". Droga jest fatalna. Trzęsiemy się niemiłosiernie. Już zdecydowanie wole jeździć po kamieniach i rzekach interioru niż po takiej tarce. Być może właśnie ze względu na stan tej drogi jeździ tu tak mało samochodów. Szczęśliwie jednak przejechaliśmy całość i dojechaliśmy do obszaru Krafta - wielkiej elektrowni geotermalnej. Nie zrobiła ona na mnie specjalnego wrażenia, podobnie jak i położone powyżej oczko wodne - widzieliśmy już ładniejsze - szczególnie to w kraterze w Lakigigar. Cały czas lało i wiało - było naprawdę zimno. Na dodatek zaczęła odmawiać posłuszeństwa strasznie przemoczona kamera oraz coś się zablokowało w obiektywie mojego aparatu i nie chce się ustawiać ostrości (nawet ręcznie).

Myvatn Nature Baths

Zobacz  powiększenie!
Wodospad Dettifoss
Odjechałem stamtąd zniesmaczony. Minęliśmy Leirhnjukur, Hverir i zatrzymaliśmy się kilka kilometrów dalej w Myvatn Nature Baths - dopiero budowanej, miejscowej "błękitnej lagunie". Wstęp bez ograniczeń czasowych (teren zamykano o 3 rano) kosztuje 1000 ISK na osobę. Był tam jednak obiekt naszych marzeń - prysznic z ciepłą wodą! Większość basenów geotermalnych w tamtej okolicy jest podobno tańsza - są zarządzane przez lokalne społeczności, ten był prywatny lecz na tyle ładny, że postanowiliśmy tu zostać. W samochodzie zjedliśmy śniadanie (o 17) i poszliśmy się moczyć. Było rewelacyjnie. Nad nami wieje, pada, jest zimno. A w wodzie cieplutko (znacznie ponad 30 stopni). W zależności od oddalenia od rur wyprowadzających wodę ze źródła można było sobie regulować temperaturę. Na początku nieźle się zdziwiliśmy sprawdzając wodę o temperaturze około 80 stopni (oczywiście o tym nie wiedząc) - i patrząc na spokojnie pływających ludzi. Na terenie basenów spędziliśmy ponad 4 godziny. Było bardzo fajnie. Spotkaliśmy też sporo Polaków. Jedna z grup z którą rozmawialiśmy dłużej przypłynęła promem na tydzień. Renault Scenic z napędem na 4 koła udało im się przejechać F26 - drogę przez interior, która my w końcu odpuściliśmy. Opowiadali też o przymusowym ponad dwudniowym odpoczynkiem na zwiedzanie Wyspach Owczych w trakcie drogi z Kopenhagi. Podobno dopiero tam to było dziko i pusto.

W ramach ceny można też było skorzystać z sauny. Były tam takie trzy, z czego jedna na środku laguny. Wszystkie nagrzewane są oczywiście w sposób naturalny - gorącą parą buchającą z wnętrza ziemi. W pomieszczeniach było ciepło (50-60stopni) i dość wilgotno (80-90 procent). Innymi słowy bardzo przyjemnie, szczególnie w tak brzydki dzień. W trakcie którejś z sesji poczyniłem też dość interesujące spostrzeżenie (potwierdzone później rozmowami z tubylcami). By w saunie było cieplej należy...otworzyć drzwi. Powodowało to większą cyrkulację powietrza, dzięki temu więcej gorącej pary dostawało się do pomieszczenia i było jeszcze milej. Oczywiście drzwi powinny być lekko uchylone, nie otwarte na oścież.

Zobacz  powiększenie!
Obszar Krafla - gorące źródła
Paplanie w wodzie zakończyłem ćwiczeniem bezdechów, czy wprawiłem w zakłopotanie obsługę, która już chciała nieść mi pomoc. Wtedy grzecznie podziękowałem, lecz nie skorzystałem, lecz niedługo później na jednym z kamieni rozciąłem sobie nogę, wiec trzeba jednak było poznać medyczne umiejętności ratowników (choć ten plasterek to jakoś krzywo mi przycięli :)

Pożegnaliśmy się z gorącymi źródłami (ja bynajmniej nie chciałem jeszcze wychodzić), pojechaliśmy kawałek dalej by na parkingu na wzgórzu, przy ławach zrobić sobie wreszcie obiad. W trakcie jazdy zatrzymaliśmy się też na chwilkę przy kłębach buchającej z ziemi pary - była faktycznie cieplutka, lecz nie gorąca (przynajmniej w tamtym miejscu). Po obiedzie wróciliśmy kawałek "jedynką" na wschód i niecały kilometr za tablicami mówiącymi o zakazie noclegów na dziko, po wjechaniu w pierwszą boczną drogę, rozbiliśmy obozowisko - znów (chyba) całkowicie legalnie.

Źródło: informacja własna

1


w Foto
Islandia
WARTO ZOBACZYĆ

Grecja: Cyklady bez cykad
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

USA ZACH 4: Arches NP, Canyonlands NP, Indianie Nawaho
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl