AWŚ 4; 1`1999; San Francisco
|
|
|
|
New Year`s eve party with some Polish friends in Santa Clara |
1 styczeń 1999
Pierwszy dzień Nowego Roku. Jaki on będzie? Życzyliśmy sobie o dwunastej, aby był przynajmniej tak fascynujący, jak ten, aby zawsze było nam ze sobą dobrze, i aby (tak jak życzyła nam w świątecznym e-mailu Kasia z Poznania) nigdy nie wyczerpała nam się wyobraźnia co do wspaniałych marzeń. No i oczywiście, aby nadal się spełniały, a nasz Duch Opiekuńczy nigdy nas nie opuścił. Chopin jeszcze dorzucił, abyśmy nigdy nie byli głodni, a ja bym dorzuciła, abyśmy zawsze mogli pospać tak długo, jak dzisiaj, tzn. jak długo chcemy. No, ale nie można za dużo od życia wymagać.
Wstaliśmy sobie koło południa. Spędziliśmy noc u Kaśki. I wkrótce zaczęli z różnych pokoi pojawiać się pozostali imprezowicze. Impreza była w porządku. Polskie party. Poznaliśmy trochę ludzi, pokazaliśmy zdjęcia z podróży, potańczyliśmy, popiliśmy niedużo. Bo mi niedużo potrzeba.
2 styczeń 1999, San Francisco
Nasza rocznica, tzn. rocznic mamy kilka. W listopadzie, kiedy się poznaliśmy, a teraz rocznica Chopina przyjazdu do Gdańska i od tego momentu można powiedzieć, że jesteśmy razem. Już cały rok. I dzisiaj zaczyna się kolejny. Pisze te słowa leżąc z Chopinem na wydmie na plaży i słuchając szumu potężnego oceanu. A przed chwilą jeździliśmy rowerami po wodzie.
Jesteśmy tu u moich znajomych, Kim i Johna i ich małego Luka. Po tylu latach (po czterech chyba) w końcu się spotkaliśmy, a pamiętam, że już wtedy w Polsce umówiliśmy się, że odwiedzę ich kiedyś w Stanach. I teraz to „kiedyś” nadeszło. Kim z Johnem też byli w podróży dookoła świata i zatrzymali się w Polsce jako wolontariusze na obozie SCI z dzieciakami z domu dziecka, jaki koordynowałam.
3 styczeń 1999
Chopin dzisiaj jeszcze suszy buty po wczorajszym szaleństwie rowerowo morskim. A dzisiaj rowerami przez Golden Gate Bridge. Jak na jakimś filmie. Tylko okropny ruch i hałas na słynnym moście. Ale widoki rekompensują. Ze wszystkich większych miast, w jakich byłam, San Francisco najbardziej mi się chyba podoba. Nie jest to olbrzymi moloch. Przyjemnie, dużo zieleni. Góry, ocean... I bardzo otwarte i postępowe.
4 styczeń 1999
Wzięłam przedwczoraj ulotkę z "Psychic Faire Festival" w San Francisco i wyczytałam, że mają tu sześć "Psychic Institutes" (nie, nie psychicznych, a psychotronicznych), jeden niedaleko w Mountain View. Wybieram się właśnie na Spiritual Healing w "Women`s Healing Clinic".
5 styczeń 1999
Spiritual Healing był taki sobie... Ale za to - po przeciwnej stronie ulicy czekała na mnie księgarnia. Taka księgarnia, że odpaść można. "East West Bookstore". Mogłabym tam spędzić całe godziny i dnie. Tyle wszystkiego, że można się pogubić. Np. Cztery duże półki z samymi tylko taliami tarota. A obok tyle samo książek o tarocie tylko. I tak na każdy temat. Muszę tu przywieźć Chopina. O Buddyzmie cały olbrzymi regał. No i poza tym odkryłam jogę! I dziś już uczestniczyłam. Jak cudownie, znowu poczuć swoje ciało, pooddychać. Tylko drogo. $10 za sesję. Oprócz tego cała masa różnych kursów, wykładów, warsztatów. Tu przy księgarni. Medytacja, uzdrawianie, astrologia, magia, itd...
6 styczeń 1999
Zaciągnęłam Chopina do Mountain View, tzn. tam gdzie moja ulubiona księgarnia. A najpierw do Palo Alto na jogę. Znalazłam tańsze miejsce, też przyjemnie, w jakiejś wspólnocie "Ananda". I jako gości z Polski wpuścili nas za darmo. A potem księgarenka. Chopin już nie kupuje aparatu cyfrowego, o którym od dłuższego czasu mówi. Wykupi za to pół księgarni, tzn. pół regału buddyjskiego i wyśle do Grabnika. Zaczął od "Buddyjskiej Etyki". Ja też bym wykupiła trochę tego sklepu. Ale bardziej w stronę Zen.
9 styczeń 1999
Zaskoczyliśmy wczoraj wieczorem Jasona na lotnisku. Dobrze się bawił w Gdańsku z dzieciakami i na Cyprze ze swoją Gosią. Super usłyszeć wieści prosto z domu. Zazdroszczę mu spotkania z Edytą i Lilianą. Ale przywiózł przynajmniej listy oraz niespodziankę, grudniowy "Wegetariański Świat" z wydrukowanym w nim moim pamiętnikiem z Alaski.
10 styczeń 1999
Niedzielny wypad z Jasonem i jego przyjacielem Pierrem. Różne plaże wzdłuż wybrzeża. I San Francisco. Pyszny obiad w Tybetańskiej "Lhasa Moon Restaurant"
12 styczeń 1999
Kawiarenka. Andy został dziś z rana trochę dłużej (normalnie ostatnio zostawia mnie tu sama przez większość czasu) i jeden ze stałych bywalców powitał go: "Oh, Andy, are you visiting?"
Chopin pracuje w swojej nowej pracy, też dla jakiegoś Polaka, w warsztacie z maszynami, ale przy komputerze. Od rana do piątej. Poza tym czasem telemarketing dla Jasona wieczorami. Dzwoniłam dziś przez trzy godziny, trochę to frustrujące, bo większość ludzi automatycznie, nie słuchając za bardzo odpowiada: "Not interested, thanks". Chodzi o to, aby nie brać tego personalnie. Jeśli zainteresuje jedną osobę na kilkadziesiąt to jest dobrze. Dobrze dla wszystkich: ludzie zaoszczędzają kasę przefinansowujac z Jasonem, Jason zgarnia niezłą kasę, a my dostajemy bonus.
13 styczeń 1999
Od jakiegoś czasu ciąg zdarzeń prowadzi mnie w różne dziwne miejsca. Ostatnio w stronę Zen. Czytam właśnie książkę: "Turning Towards Happiness", rozmowy z Cheri Huber, mistrzynią Zen, nauczającą na świecie i tutaj w swoim centrum w Mountain View. I szukając tego centrum znalazłam inne - "Kanon Do". Widocznie tak miało być. Dziś więc byliśmy z Chopinem na medytacji i wykładzie. Ja jestem pod wrażeniem. "Kanon Do" jest założone przez Les Kaye, gościa, który przez 30 lat intensywnie praktykował, pracując jednocześnie dla IBM. I z obszernej biblioteczki w Centrum, pierwszą książką, jaką "przypadkowo" wyciągnęłam, była właśnie książka Les "Zen at Work" pokazująca jak połączyć praktykę ze zwykłym życiem.
Źródło: Pamiętnik Kingi
Tekst zaczerpnięty
z Pamiętnika Kingi
warto kliknąć
|