HAWAJE
05:29
CHICAGO
09:29
SANTIAGO
12:29
DUBLIN
15:29
KRAKÓW
16:29
BANGKOK
22:29
MELBOURNE
02:29
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Autostopem w świat » AWŚ 3; 12`1998; Kalifornia
AWŚ 3; 12`1998; Kalifornia



Poniedziałek. Znów pobudka przed świtem i do kawiarenki. Chopin tez załapał jakąś chwilową pracę, też u Polaka, coś z maszynami.

Niedługo Święta. Jason jedzie, tzn. leci do Polski na dwa tygodnie w Wigilię rano, więc możemy przygotować trochę drobiazgów dla rodzinki i znajomych. Jason odwiedzi moją rodzinkę i dzieciaki.



22 grudzień 1998

Kawiarenka. Andy jest niesamowity. Wie co komu potrzeba i jak z kim pogadać. Z rana ludzie wpadają chwycić kubek kawy i pędzą do pracy, ok. dziesiątej zjawiają się stali bywalcy, przesiadujący w kawiarence. Zanim jeszcze wejdą wiadomo, co kto będzie chciał, więc wrzuca się bagla do tostera i przygotowuje odpowiedni kubek. Z niektórymi Andy musi zagrać w szachy. Taki rytuał. Pomiędzy jednym ruchem a drugim przygotowując sobie jajko na miękko i obsługując innych klientów. Tylko musi taktycznie. Raz z jakimś gościem wygrał i gościu więcej się nie pojawił.

Andy zostawia mnie już samą, znam się już na wszystkich kawach, napojach, lunchach, obsługiwaniu kasy, gadaniu z ludźmi, itd.

23 grudzień 1998

Kawiarenka, jak zwykle. Jestem sama i korzystając z chwilowego braku klientów pisze listy, które Jason jutro zabierze do Polski. Byłam wczoraj z Jasonem na zakupach. Prezenty, prezenty, prezenty. Dla Gosi, Jasona dziewczyny przede wszystkim. Pomagałam wybrać, a raczej wybrałam złoty łańcuszek, a Jason serduszko z diamentami. Poza tym sterty słodyczy dla dzieciaków i przeróżne cacka dla swoich "favourites", czyli ulubionych. No cóż... Fajnie się robi zakupy z Jasonem. Wchodzimy do sklepu: "podoba ci się to?", "myślisz, że będzie się podobać Gosi?" To bierzemy. Jason nie zwraca uwagi na takie szczegóły jak ceny. Wydaliśmy kilkaset dolarów, ale to i tak mniej niż zarobił wczoraj, tylko jednego dnia.

Jason jutro rano leci. My też wyjeżdżamy. Chcemy pojechać w jakieś ciekawe, szczególne miejsce. Wymyśliliśmy Dolinę Śmierci. Spędzimy Wigilię ... nie wiemy jeszcze gdzie. Gdzieś. Przy ognisku.

24 grudzień 1998

Wigilia. Bez choinki tym razem i nietradycyjnie. Wyruszyliśmy sobie w stronę Death Valley. I Wigilia wypadła po drodze. W niespodziewanym śniegu. W samochodzie. Rozłożone na płasko wszystkie siedzenia, kocyk, śpiwór, sześć pachnących miodowych świeczek i piękne, drewniane pudełko suszonych owoców od Jasona na kolacje wigilijna. Ślicznie, romantycznie. Tylko przykro mi trochę, ze dla Chopina Wigilia nie ma żadnego zupełnie znaczenia i Święta mogłyby nie istnieć. Dla mnie mimo wszystko ma. Dwadzieścia parę lat tradycji rodzinnej robi swoje, dla mnie zawsze będzie to szczególny dzień.

25 grudzień 1998

Dzień w samochodzie. Przez cały prawie dzień ja prowadziłam, idzie mi coraz lepiej, choć Chopin patrzy krytycznie i ciągle mnie stresuje. Nie myśleliśmy, że to aż taki dystans. Poza tym droga, którą wybraliśmy, przejazd przez góry, ponad Yosemite National Park była zamknięta. Bo zima. I tam już pełno śniegu. Nie spodziewaliśmy się śniegu w Kalifornii, ale przynajmniej mamy "White Christmas" i niezłe widoki.

Pod wieczór Chopin przejął kierownice i już po zmroku dotarliśmy na początek "Death Valley National Park". Zaparkowaliśmy na pustkowiu koło drogi. I byliśmy już za bardzo zmęczeni, aby robić ognisko i cos gotować. Wyrzuciliśmy tylko gałęzie nazbierane po drodze na ogień i poszliśmy spać. No, nie tak od razu... A samochód jest naprawdę wygodny i przytulny z rozłożonymi siedzeniami. I widać gwiazdy przez tylną szybę.

26 grudzień 1998 Dolina Śmierci.

Niesamowita kraina. Dopiero rano ujrzeliśmy, pośród jakiego krajobrazu spaliśmy. Pustkowie. Tylko suche krzaczki i skały. Powstałe z lawy. Przeszliśmy się w stronę wąwozu. Olbrzymia rozpadlina. Nie wiem, czy oddadzą to nawet zdjęcia, które nieustannie pstrykam, ale atmosfera tego niesamowitego miejsca robi wrażenie. Ruszyliśmy dalej i Death Valley nie przestała zaskakiwać nas ciągle czymś nowym.

Piaskowe wydmy. Prawdziwa pustynia. Połaziliśmy po piaskowych górach, powdrapywaliśmy się na wydmowe szczyty. Chopin tak się sturlał na dół, że przez długi czas nie mógł się odpiaszczyć.

Dalej - coś białego na ziemi. Zatrzymujemy samochód. Podchodzimy. Sól. Olbrzymie przestrzenie połaci soli. Zabraliśmy trochę do woreczka, przyda się do wieczornego ryżu. Potem spotkaliśmy przy drodze kojota. Ale nie chciał z nami gadać. Zrobiłam mu tylko zdjęcie i sobie poszedł. A potem coraz bardziej odlotowe skały. Przejazd wąską, nieasfaltową dróżką i krajobraz jak z innej planety. Powłaziliśmy do pustych jaskiń wydrążonych w skalach kiedyś przez kopaczy złota. Krętą, wąską dróżką wjechaliśmy na szczyt jakiejś góry, gdzie nachodzące słońce rzucało magiczne światło na całą rozległą krainę. Posnuliśmy się jeszcze i przy odludnej , wąskiej dróżce, w wąwozie, przy osłaniającej nas skale, rozbiliśmy obóz składający się z samochodu i (w końcu) ogniska. I Chopin zrobił cudowny brązowy ryż, a ja do niego cudowne warzywka (cukinia, brokuł...) I kolejna cudowna noc w samochodzie.

27 grudzień 1998

Pobudka przed świtem. Trzeba, niestety wracać. A na drugi raz zarezerwować sobie na Death Valley co najmniej kilka dni. Musimy się śpieszyć, bo umówieni jesteśmy z kobietą z Servasu. Musimy zdążyć przed czwartą po południu, bo potem wyjeżdża. Nie możemy już mieszkać u rodziców Jasona, jak go tam nie ma.
Ruszamy z powrotem. Wschodzące słońce pocztówkowo - surrealistycznie wszystko rozświetla. Wokół nas czerwone góry z dziwnymi cieniami. A my mkniemy z powrotem. I znowu nie policzyliśmy odległości. Z gazem do dechy, przekraczając prędkość, jaką maksymalnie pokazuje licznik, spóźniamy się pół godziny i ... nie mamy gdzie mieszkać. Kilkoro innych servasowych hostów też nie jest dostępnych. Więc - do Andiego. Kawiarenka. I tu nasz kochany Duch Opiekuńczy ma czekające na nas rozwiązanie. Tara. Stała bywalczyni kawiarni. Zaprasza nas do siebie. Do swojego małego mieszkanka. Nie będziemy musieli mieszkać w samochodzie.

28 grudzień 1998

Od Tary z domu mam pięć minut pieszo do kawiarenki. Cudownie. Zawsze to parę minut więcej snu. Z powrotem do pracy po takiej niesamowitej przerwie. Ale pracuje się w porządku.

Wieczorem pokazujemy Tarze nasze zdjęcia. Nie może uwierzyć. Tez by chciała. Tylko ma inne życie. Nie pracuje, żyje z zasiłku. Ma siedmioletniego synka, który z nią nie mieszka. Ale jest bardzo w porządku.

29 grudzień 1998

Wyszło słońce. Po dwóch dniach gęstej mgły, która sparaliżowała ruch, szczególnie samolotowy i jest na pierwszych stronach gazet.

30 grudzień 1998

Tare zainspirowało nasze gotowanie i przyniosła siatkę świeżych warzyw i ugotowałyśmy razem super kolację. Od dawna nie tykała kuchni, wokół tyle fast food`ów, gdzie można się najeść za dolara. A jutro Sylwester. Jesteśmy zaproszeni na polska imprezę do Kaśki, koleżanki Agi (znajoma Jasona).

31 grudzień 1998

Za chwilę wychodzimy na imprezę. Zaopatrzyliśmy się odpowiednio. Szampan, wino... I Chopin ściął mi włosy, profesjonalnie tym razem, z cieniowaniem z tyłu.

Ciężko uwierzyć, że za cztery i pół godziny zacznie się ostatni rok tego tysiąclecia.

Źródło: Pamiętnik Kingi

Pamiętnik Kingi Tekst zaczerpnięty
z Pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4


w Foto
Autostopem w świat
WARTO ZOBACZYĆ

USA: Nowa Anglia
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

KwA 11: 03`06; Znowu Mali
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl