HAWAJE
22:19
CHICAGO
02:19
SANTIAGO
05:19
DUBLIN
08:19
KRAKÓW
09:19
BANGKOK
15:19
MELBOURNE
19:19
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Nowości » Uganda - na tropie goryli
Uganda - na tropie goryli



Goryle, szympansy, słonie, antylopy i mnóstwo ptactwa - oto przyroda Ugandy. Dodaj do tego góry, nieprzebyte lasy równikowy oraz jeziora, Nil i parki narodowe a otrzymasz fantastyczne miejsce dla każdego miłośnika przygód i samotnych wędrówek. Mało popularna turystycznie w Polsce Uganda zaprasza na spotkanie z gorylami górskimi - zagrożonym wyginięciem gatunkiem potężnych i pięknych zwierząt.




5 lutego - Warszawa - Entebbe

Pobudka o 4:00, ale kto by spał w ostanią noc przed kolejną wyprawą? Przecież rozpoczyna się kolejna "podróż życia".

O 7 z minutami jesteśmy w Brukseli. Krótka gonitwa po lotnisku i już siedzimy wygodnie w Airbusie A330 do Entebbe.

A330 wylądował tak delikatnie, że miałem wrażenie iż dopiero wypuścił podwozie. Na 1100 mnpm temperatura wynosi 24st C. Dla Polaka przyzwyczajonego do styczniowych mrozów sięgających -30st C było delikatnie mówiąc - gorąco. Wiza Ugandyjska kosztuje 50 USD. Po kilkudziesięciu minutach stania w kolejce otrzymujemy całkiem ładną naklejkę w paszporcie.

Nasz kierowca i przewodnik Amos spóźnia się chwilę. Jasne jest dla nas że w Afryce wszystko dzieje się wolniej, dlatego zbytnio się nie przejmujemy.

6 lutego - Murchinson Falls

Zobacz  powiększenie!
Dzieci chętnie pozują do zdjęć
Po drodze do Murchinson Falls wymieniamy dolary na lokalną walutę. Wystarczyło 500 dolarów by zostać milionerem!
Po chwili zatrzymujemy się na rondzie. O co chodzi...? Zabrakło benzyny... Podobno przez nas, bo zapłaciliśmy Amosowi dziś a nie wczoraj. No tak, driver podróżuje bez jakichkolwiek pieniędzy... Na lokalnej stacji paliw spotykamy mężczyznę w koszulce z napisem "Wódka wyborowa". Nasi tu byli! Kto by pomyślał - polski akcent na samym początku wyprawy!

Po pół godzinie i kilkukrotnych próbach uruchomienia auta wreszcie jedziemy.

Na kolejnym postoju kupujemy wodę i coś do jedzenia. 1000 szylingów za 1,5 litra wody butelkowanej. 1000 szylingów za kiść słodkich bananów. W naszej walucie wychodzi 1,5 złotego. Tanio, tak nam się przynajmniej wydaje. Później zobaczymy jak Amos za tą samą cenę kupuje trzy razy więcej bananów. White man price, nawet jeżeli wydaje się niska, jest i tak zawyżona..

Dzieci się uśmiechają i machają do każdego. Zrobienie im zdjęcia to czysta przyjemność. Wydaje się że czym dalej od stolicy tym czyściej i schludniej wyglądają obejścia domów.

Nocujemy w Sambiya River Lodge - podobno niezły standard. Wg mnie lodge w Kenii były o niebo lepsze. Po raz pierwszy używamy Muggi. Muchy Tse-Tse są wszędzie. Lokalsi proponują nam kolację, za 30.000 szylingów od osoby. Przepaść w porównaniu do lokalnych knajpek. Rezygnujemy. Jesteśmy tak zmęczeni drogą i upałem że wystarczą nam batony Prince Polo, nawet w wersji półpłynnej oraz woda. Rozciągamy moskitierę i idziemy spać. Jutro trzeba wstać o 5.15

7 lutego - Murchinson Falls

Zobacz  powiększenie!
Wodospad Murchinsona
Płyniemy promem na drugą stronę rzeki i ruszamy na bezkrwawe łowy. Dziesiątki antylop i innej mniejszej dziczyzny, bawoły, kilka żyraf i słoni. W pewnym momencie znajdujemy zabitą niedawno małą antylopę, co oznacza że w pobliżu musi być morderca. W kilka aut szukamy lwa, zjeżdżając z drogi, w wysoką trawę i tropimy. niestety, bezskutecznie.

Obiad w Red Chilli Camp. Becon & Cheese oraz spaghetti bolonaise zupełnie smaczne. Najcięższe upały przetrwaliśmy pod dachem. Okolice wodospadu Murchinsona to najcieplejsze miejsca w całej Ugandzie. Temperatury dochodzą w cieniu do 30 stopni.

Po południu rejs statkiem do Murchinson Falls. Na samym początku myślimy sobie - czy nie zapłacić kapitanowi kilku dolarów by podpłynął do wylegujących się w pobliżu hipopotamów? Taka okazja! Całe stadko w wodzie! Na nasze szczęście skąpstwo zwyciężyło. Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni - rejs trwał ponad 3 godziny, w tym czasie zobaczyliśmy naprawdę pokaźną liczbę hipopotamów, słoni, krokodyli oraz przenajróżniejszego ptactwa, którego nie sposób spamiętać. Grupa hipciów, którą widzieliśmy na początku była jedną z setek, które widzieliśmy w trakcie rejsu, a kapitan sam kierował łódź w ich kierunku. Co ważne - rejs organizowany przez Uganda Wildlife Authority był o niebo lepszy niż komercyjne rejsiki "szybko tam i jeszcze szybciej z powrotem".

Po powrocie na brzeg Amos proponuje nam spacer. To taki lekki hardkor - idziemy pieszo przez National Park, w którym na wolności żyją lwy i lamparty. Rano nawet jednego widzieliśmy, ale nie zrobił na nas wrażenia. Teraz raczej wolimy go nie spotkać ponownie.

8 lutego - Z Murchinson do Hoimy

Zobacz  powiększenie!
Kierowca rozgarnia górę ziemi by bezpiecznie przejechać drogą
Poranna wyprawa łodzią do Delta Point to 4 godziny wiatru i słońca. Po drodze kolejne tysiące hipopotamów oraz setki ptaków. Udało się zobaczyć endemicznego ptaka shoe bill - trzewikodzioba. Zdaje się że mamy mnóstwo szczęścia, bo ptaków tych żyje niewiele, a do tego są bardzo płochliwe, my natomiast spotykamy 2 osobniki.

Po południu jedziemy do Hoimy, małego miasteczka po drodze do Kibale Forest. Po drodze mijamy kilkanaście wiejskich szkół podstawowych, w których jest mnóstwo dzieci ubranych w kolorowe mundurki. Gdzie one mieszkają, skoro w pobliżu nie widać wielu domów??

Lunch w lokalnej restauracji (standard gorszy od popularnych niegdyś w Warszawie szczęk) funduje Amos. Próbujemy matoke z wołowiną i ryżem oraz posho. Miejscowe smaki jakoś nie rzucają nas na kolana. Wołowina jest twarda a matoke bez smaku. Na targu jesteśmy atrakcją dla miejscowych. Czworo białych spacerujących tu samotnie nie zdarza się często. Zobaczyliśmy w jakich warunkach powstają kawałki mięsa które dopiero co jedliśmy i chyba więcej go nie spróbujemy.

Tubylcy są zazwyczaj mili i uprzejmi, jedynie niektórzy chcą pieniądze za możliwość zrobienia zdjęcia. W takim przypadku Amos radzi odchodzić. Głośno się śmieją z mojej łysiny, a Alicję komplementują. Wreszcie wiemy że banany i matoke to praktycznie to samo. Cudem udało nam się uniknąć śmierci pod kołami roweru, samochodu lub motoru. Nie możemy się przyzwyczaić do ruchu lewostronnego i braku jakichkolwiek zasad na drodze.

Remont drogi! Rozsypano góry ziemi, ale nikt tego nie rozgarnął. Ciężarówka z kontenerem się przewróciła. Kierowca drugiej boi się jechać by nie doświadczyć tego samego. Zaczyna sam rozgarniać ziemię. Dziesiątki ludzi się przyglądają. Na lokalnej drodze robi się korek. Jakby tego było mało z przeciwka jedzie autokar. Miejscowi prawie się pobilio to czyja to wina... Po godzinie udaje się rozładować napięcie a droga staje się przejezdna. Takie rzeczy tylko w Afryce!

9-10 lutego: Kibale Forest

Zobacz  powiększenie!
Szympans w Kibale Forest
Chimps Nest to najbardziej niesamowite miejsce do tej pory. Lodge zbudowana w środku buszu. Wycięto po prostu kwadratowe place na których zbudowano bambusowe chatki. Ogrzewanie wody zapewniają konstrukcje w stylu naszych grillów - na górze beczka z wodą, a pod nią ogień ogrzewający wodę do temperatury mniej niż ciepłej.
Droga, a właściwie ścieżka ma szerokość około 30cm, a na brzegach jest porośnięta trawami wysokimi na 3m. Ciągle słychać nawoływania ptaków i szum przenajróżniejszych owadów. Nocą do lodge trafisz jedynie z przewodnikiem. Samemu nie odważyłbym się wyjść nawet na taras...

Po południu Chimps tracking. Zapowiada się fascynująco, ale początek nieciekawy. Jednak gdy małpy po posiłku zaczynają schodzić na ziemię i przechodzą kilka kroków od nas pozytywne ciśnienie skacze każdemu. Teoretycznie z szympansami możemy spędzić godzinę, w praktyce, dzięki turystom z europy zachodniej, którzy widocznie "dopłacili" do wycieczki czas wydłuża się nam do prawie 2,5 godziny. Niestety, jako obiekt fotograficzny szympanse są niewdzięczne - czarna sierść na tle jasnego nieba ogłupia doszczętnie pomiar światła. Jedynie kilka zdjęć ma wartość dokumentalną. Po powrocie do lodge padamy doszczętnie zmęczeni. Nawet nie mamy siły jeść..

Po lekkiej kolacji widzimy pierwszy raz w życiu świetliki! Piękne zjawisko w postaci dziesiątków latających świecących i mrugających kropek. I znów przybywa sił na kolejny dzień :)

11-13 lutego: Queen Elizabeth National Park oraz Ishasha

Zobacz  powiększenie!
Radość z wodowania
QENP - kingdom of invisible lions. Niestety, przez 2 tygodnie nie widzieliśmy żadnego lwa :( Były wprawdzie dowody ich istnienia - schwytane i napoczęte antylopy, ślady łap na piasku, opowiadania innych. Ale my nie widzieliśmy żadnego.

Rejs po Kazinga Channel. Zabawy zwierząt w wodzie. Są wszystkie, z wyjątkiem lwów. Fantastyczne widoki. Zwierzęta baraszkują w wodzie, młode się kąpią, dorosłe osobniki wylegują na piasku. Czasem jedynie sielankę zakłóci krokodyl, który potrafi wystraszyć stado bawołów

W Ishashy strażnik chce od nas 120 dolarów łapówki to nam pokaże gdzie są lwy. Trzeba będzie zjechać z drogi. Mandat kosztuje 150 dolarów, więc różnica nieduża, ale na korzyść strażnika. Zgodnie ustalamy że zapłata w wysokości jego pensji jest niemoralna. Proponujemy by Amos powiedział że damy 20. Amos zrezygnował, więc jedziemy sami. Wytrzęsło nas i tyle. Żadnych lwów nie ma. Amos twierdzi że zdarzyło mu się to pierwszy raz...

Źródło: smolarek.info
warto zobaczyć więcej:
 warto kliknąć

1 2 dalej >>


w Foto
Nowości
WARTO ZOBACZYĆ

Królestwo Suaziland
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

KwA 17: 06`06; Na wielbłądzie do nieba
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl