HAWAJE
18:33
CHICAGO
22:33
SANTIAGO
01:33
DUBLIN
04:33
KRAKÓW
05:33
BANGKOK
11:33
MELBOURNE
15:33
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Nowości » Uganda - na tropie goryli
Uganda - na tropie goryli






14-15 lutego: Bwindi Impenetrable Forest i goryle!

Zobacz  powiększenie!
Jezioro Mutanda oraz widok na Ruandę
Nasz lokalny przewodnik, Amos, po raz kolejny opisuje co nas czeka. Ostrzega nas przed mrówkami (safari ants), kobrami zwisającymi z drzew, górskimi słoniami i innymi niebezpieczeństwami. Po raz kolejny przypomina by ze sobą zabrać koszule z długim rękawem, wysokie buty oraz kurtki przeciwdeszczowe i uświadamia że będziemy potrzebować naprawdę dużo wody. Siedzimy na tarasie lodży mając przepiękny widok na jezioro. Miejsce – lepszego do marzeń wymarzyć sobie nie można…

Wyjazd do parku o 6.30. Jedziemy busem przez wysokie góry – prawie 2000 m. n.p.m. Na miejscu jesteśmy około 8. Amos funduje nam rozgrzewkę – kilometr z plecakami pod górę. Widząc, że mogliśmy dojechać na miejsce jesteśmy trochę źli na niego, ale jeszcze nie wiemy, że dzięki temu łatwiej na przyjdzie skorzystać z usług tragarza. Na początek formalności – sprawdzenie numerów paszportów, naszych nazwisk, wpis do księgi i krótki briefing. Przewodnik Uganda Wildlife Authority wyjaśnia zasady postępowania: rodzinę goryli odwiedzić może jednego dnia grupa 8 turystów, mogą oglądać je przez godzinę. Kto jest chory – iść nie może. Kto nie daje rady i musi zawrócić – nie otrzyma zwrotu za permit. Rozglądamy się po sobie. Jesteśmy w miarę sprawni fizycznie, nie powinno być źle. Sally z Australii z pewnością też sobie poradzi. Trochę obawiamy się o Rolanda z Austrii. On sam przyznaje że wytrzyma najwyżej 2 godziny chodzenia. Już chce rezygnować, ale ostatecznie wyrusza i – o dziwo – jest jednym ze sprawniejszych „trackerów”.
Rodzina goryli, którą spróbujemy znaleźć nazywa się Nshongi. Zostajemy poinformowani, że wczoraj goryle były... 6 godzin drogi stąd. Grupa wyszła 8.30, spotkała goryle po 14 i do bazy wróciła po 21. Większość drogi pokonali w deszczu i sporą część nocą. Nie brzmi to zachęcająco, na szczęście dziś pogoda zapowiada się pięknie.

Goryle c.d.

Na nasze własne szczęście zdecydowaliśmy się na portera. Zabiera nasz plecak z aparatami i wodą. Powinniśmy mieć co najmniej 2 litry na osobę. Jakoś to zignorowaliśmy, mamy łącznie niecałe 2 litry. Zaczyna się ciężko, a potem jest tylko trudniej. Pniemy się ostro w górę lub schodzimy po śliskich kamieniach i błocie w dół. Pół kilometra różnicy wysokości pokonujemy w około 2 godziny. Czujemy sporą ulgę gdy dowiadujemy się że właśnie dotarliśmy w najwyższy punkt naszej wyprawy, jakieś 2400 m. n.p.m. Nie bez kozery las w którym jesteśmy nosi nazwę Bwindi Impenetrable Forest. Całą drogę się pocę, bo w sumie jest dość ciepło.

W międzyczasie przewodnik pyta kto nie wziął lunchu i wody. Nikt się nie przyznaje, wydaje się nam że batony energetyczne które zabraliśmy zamiast kanapek wystarczą. Jednak on jest nieprzejednany. Wysyła z bazy do nas w górę tragarza, który chyba w kwadrans przynosi paczki z jedzeniem i naszą wodę. Jak on wszedł tu tak szybko? Przecież idziemy w górę już około półtorej godziny. Potem się okazuje że dodatkowy litr wody i tosty były dla nas zbawienne.

Goryle - c.d.

Zobacz  powiększenie!
Młody goryl górski
Po 3 godzinach z niewielkim hakiem niespodziewanie przewodnik mówi "Zostawcie plecaki, weźcie aparaty. Za chwilę zobaczymy goryle". To już?! Natychmiast podskakuje nam ciśnienie i odchodzi wszelkie zmęczenie. Adrenalina rośnie. Po chwili jest – pierwszy goryl, nieduży, siedzi w krzakach. Z boku słychać nawoływania. To odgłosy goryli. Przewodnicy na migi pokazują że po prawo w zaroślach jest silverback – potężny, ponad 15-letni goryl, którego włosy na grzbiecie zmieniły kolor na srebrny. Okazuje się to prawdą, bo goryl z okropnym krzykiem szarżuje na nas. Cofamy się instynktownie i zgodnie z poleceniami przewodnika schylamy głowy. Na szczęście to jedynie przejaw siły samca. Nawet nie zauważyliśmy, gdy ponownie zniknął w krzakach.

Jest kolejny osobnik. Młody gorylek dokazuje nie zwracając na nas uwagi. Co chwilę uderza się pięściami w klatkę piersiową, jak to robią dorosłe samce. "He is happy" mówi przewodnik. Rzeczywiście, tak to wygląda. Nie boimy się absolutnie takiego zachowania, raczej chce nam się śmiać z malucha. Zachowujemy jednak ciszę zgodnie z przykazaniami przewodnika.

Powoli posuwamy się do przodu za gorylami. Oto kolejny samiec, tym razem potworny leniwiec. Nieśpiesznie układa sobie gniazdo na na gałęziach i zjada liście z drzewa. O, jak mu dobrze... Ziewa, przeciąga się i… po chwili spada gdzieś w krzaki! My w śmiech. Natychmiast łapiemy się za usta by nie denerwować zwierząt. W końcu one są u siebie a my jedynie je podglądamy.

Na drzewie siedzi gorylica w ciąży, matka z malutkim, max kilkumiesięcznym gorylątkiem. Jakaż ona jest wielka! Drugie małe obok niezgrabnie drapie się pod górę, ale po chwili źle się złapało i spadło kilka gałęzi niżej. Nam znów śmieją się oczy. Wszystkie małe zwierzęta są prześliczne, ale te szczególnie!

Przewodnik informuje że minęło już 40 minut z dozwolonej godziny pobytu z gorylami. Tak szybko...? A czy zobaczymy silverbacka? – pytamy przewodnika. Krótka narada tropicieli i jest decyzja – schodzimy jeszcze niżej, za stadem. Musimy się pospieszyć, bo cała goryla rodzina szybko porusza się w dół góry. Łatwo powiedzieć – one przemieszczają się z gracją, my ledwo trzymając się na nogach w śliskim lesie. Pilnować aparatu, trzymać żonę za rękę czy gnać za gorylem – oto dylematy jakie można mieć w południe na równiku! Za uchem słyszę „spróbuj jeszcze kiedyś powiedzieć, że masz lęk wysokości!”. Ups! Rzeczywiście, nie zwróciłem uwagi że schodzimy po prawie pionowej górze.

Na szczęście goryle chyba dostrzegają nasze wysiłki bo zatrzymują się na przekąskę. Silny, wielki silverback, jeden z trzech w stadzie, siedzi i je nie zwracając na nas uwagi. Gdy wstaje słychać ciche „łaaaał!”. Jakiż on jest wielki! Inny młody goryl spokojnie zajada się gałęziami, małe gorylątka dokazują robiąc fikołki. Stoimy w odległości niecałych 10 metrów. Nie podnosimy aparatów. Po prostu chcemy nacieszyć oczy i upajamy się chwilą.

To już koniec. Trzeba wracać. Jemy posiłek i robimy pamiątkowe zdjęcia grupie. Batony dawno się skończyły. Pijemy jeszcze trochę wody i nagle okazuje się że na powrót zostało nam mniej niż pół litra dla dwóch osób. Na szczęście inni oddali nam butelkę. Nauczyliśmy się kolejnej rzeczy: w górach zawsze słuchaj przewodnika.

Goryle - c.d.

Schodzenie jest jeszcze trudniejsze niż wejście. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto. Przestajemy zwracać uwagę na to czy noga wpada w kałużę po kostkę czy głębiej. Trudno, niech dzieje się co chce – goryle już widzieliśmy, teraz chcemy wygrać ze zmęczeniem i jak najszybciej wrócić do domu. Zbierają się gęste chmury i kropi niewielki deszcz, przez co droga (o ile tak można nazwa wąską górską ścieżkę w lesie) zamienia się w błotniste lodowisko. Ostatnie pół godziny ślizgamy się w dół w rzęsistym, równikowym deszczu. Nie możemy doczekać się powrotu do bazy. Wreszcie, po ponad 7 godzinach jesteśmy na miejscu. Zmęczeni, przemoczeni, ale szczęśliwi. W nagrodę otrzymujemy certyfikaty oraz mamy prawo kupić koszulki "I penetrated inpenetrable", co z dumą czynimy.

Deszcz spowodował że drogi którymi poruszają się samochody są upiornie śliskie. Raz, o mały włos nie spadliśmy w przepaść. Kierowcy udało się zatrzymać około pół metra od przepaści. Samochód którym jechała Sally zsunął się do ściany góry. Zanim wygrzebał się z niewielkiej zdawało się koleiny, miał porysowany bok, zbity reflektor oraz uszkodzone nadkole i zderzak. Nie muszę dodawać, że oba auta miały napęd 4x4. Nasze buty wyschły po 3 dniach. Skarpety dopraliśmy dopiero w domu.

Goryle - informacje praktyczne

Wyposażenie: wygodne, rozchodzone buty za kostkę, z dobrą antypoślizgową podeszwą, oddychająca (nie bawełniana!) koszula z długim rękawem, poncho albo inna nieprzemakalna kurtka na wypadek deszczu, który w lesie zdarza się prawie codziennie, okrycie głowy (od słońca), plecak na aparat, pożywienie i wodę. Przed wyruszeniem przewodnik poda każdemu kij – warto go zabrać!

Fotografowanie: obowiązuje zakaz używania lamp błyskowych, więc potrzebny jest film z wysokim ISO albo dobra lustrzanka cyfrowa i jasny obiektyw o ogniskowych 70-300.

Ceny: jednodniowy, bezzwrotny permit wydawany na konkretną osobę i konkretną rodzinę goryli: 500 USD. Zezwolenia należy rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, zwłaszcza w wysokim sezonie. Tragarz: 15 USD lub dobrowolnie więcej. Tragarz nie tylko poniesie nasz plecak, ale poda rękę na śliskich korzeniach czy pociągnie w górę gdy opadamy z sił.

Zachowanie wśród goryli:

Daną rodzinę goryli może odwiedzić jednego dnia grupa maksymalnie 8 turystów, plus przewodnik. Jeżeli jesteś chory (np. masz katar) nie możesz wyruszyć, gdyż goryle zapadają na te same choroby co ludzie. Przy gorylach nie wolno jeść i pić. Należy rozmawiać szeptem, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i nie zbliżać się na mniej niż 7 metrów.

W przypadku ataku goryla nie wolno uciekać, bo to zwiększa jego agresję. Należy przykucnąć, opuścić głowę i nie spoglądać w oczy goryla. Należy pamiętać, że przebywamy wśród dzikich, nieoswojonych zwierząt. Zazwyczaj jednak goryle, poza młodymi, ciekawymi świata osobnikami, nie zwracają uwagi na ludzi.

Przydatne linki:

Rezerwacja i zakup zezwoleń (permitów) - http://www.ugandawildlife.org/
Garść informacji o gorylach - http://www.friendagorilla.org/
Godne polecenia ugandyjskie biuro podróży - http://www.kazingatours.com/

16-18 lutego: Lake Bunyonyi i Lake Mburo

Zobacz  powiększenie!
Tu warto poleniuchować
Po wczorajszych deszczach jest naprawdę zimno. Siedzimy w hotelu w polarach i marzniemy. Na nasze wyczucie temperatury (termometrów nie widzielśmy nigdzie, poza samolotem) jest około +15st C. A to przecież prawie równik! Zastanawiamy się jak te biedne dzieci chodzą boso... Na szczęście po południu wygląda słońce i od razu robi się przyjemniej

Lake Bunyonyi. O jak nam tego było trzeba... Leniuchowanie nad jeziorkiem. Woda - ciut za zimna na kąpiel, ale widoki rekompensują brak możliwości kąpieli. A może opalanie? 2 godziny na leżaczku i moja głowa czewienieje jak pomidor. Jak zwykle nie posmarowałem sie filtrem...

Lake Mburo. Tym razem zamiast safari z samochodu mamy piesze. Jest zdecydowanie bardziej fascynujące niż oglądanie zwierząt z auta! Idzie z nami strażnik z bronią. Pytamy go czy już jej używał. Okazuje się że wielokrotnie, i to nie w celu wystraszenia zwierzęcia. Gdy strzela to po to by zwierzę położyć. Ranne jest jeszcze bardziej niebezpieczne. Może spotkamy lwa twarzą w twarz, jak inna grupa wczoraj....? Niestety...

Różne antylopki, małe i większe prawie możemy dotknąć, są tak blisko. Hipopotamy zawstydzone uciekają na swoich krótkich nóżkach. Zebry z zaciekawieniem przyglądają się nam z odpowiedniej odległości. Czy one są czarne w białe pasy czy też odwrotnie? :)

Ostatniego dnia huknąłem głową w futrynę wc-prysznica. Mam na głowie stempel w kształcie Afryki :)

19 lutego: Kasubi Tombs i powrót do domu

Zobacz  powiększenie!
Kasubi Tombs - UNESCO World Heritage
Jarek od początku chciał zobaczyć grobowce królów Bugandy. Dziś mamy tą możliwość. Wita nas młody chłopak, który okazuje się być naszym przewodnikiem. Słuchamy historii Ugandy, jej władców, organizacji pałacu, kilku legend i historii. Naprawdę robi to wrażenie. Chłopak ciekawie opowiada, ale w jego zachowaniu coś nam nie pasuje. Większość Afrykanów mówi do białych bardzo cicho, on natomiast rozmawia normalnie. Ma bardzo dobry akcent. Jest opanowany i wyjątkowo spokojny. Okazuje się, że to jeden z synów aktualnie panującego władcy. Oprowadzał nas prawdziwy Książę!

Pierwszy od 2 tygodni kontakt z cywilizacją, jeśli można tak nazwać rwany internet "wyszarpany" z VIP longue.

Brussels Airlines robi pętlę - Bruksela -> Entebbe -> Nairobi -> Bruksela. Dzięki temu znów na krótko odwiedzamy Kenię.

Poruszanie się na skróty na lotnisku to nie jest najlepszy pomysł. Po raz pierwszy w życiu wsiadłem do samolotu ostatni - tuż przed zamknięciem bramki. Starczy wrażeń jak na jedną podróż :)

Krótkie kłopoty z bagażem na Okęciu, zmiana klapków na kozaki i ruszamy do domu...

Źródło: smolarek.info
warto zobaczyć więcej:
 warto kliknąć

<< wstecz 1 2


w Foto
Nowości
WARTO ZOBACZYĆ

Kory drzew świata
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

KwA 14: 05`06; Wybrzeże Kości Słoniowej
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl