Nasz patronat: 3 x 6000
| Izabela Borkowska & Roman Przybylski
|
|
Rok temu patronowaliśmy wyprawie 3 x 5000. Jej celem była trójca gór na pograniczu europejsko-azjatyckim. Rok minął, przybył kolejny tysiąc metrów i zmienił się region świata. Na przełomie lipca i sierpnia będziemy relacjonować ekspedycję Romana Przybylskiego i towarzyszy do Boliwii, czyli w "Tybet Ameryki Południowej". Najwyższym osiągniętym szczytem ma być tym razem Sajama mierząca 6542 m n.p.m. Dwa pozostałe, to Huayna Potosi (6088 m n.p.m.) i (Illimani 6438 m n.p.m.).
Każda z tych gór ma swoją legendę i każda na swój sposób wydaje się być najpiękniejszym ucieleśnieniem słów ks. Romana E. Rogowskiego: "wprawdzie Bóg wszystko stworzył z niczego, to jednak góry stworzył z okruchów gwiazd" - mówią podróżnicy.
- Podczas wyprawy czeka nas to, co stanowi nieodłączny element wysokogórskiej przygody - surowe, górskie panoramy, mieniące się w słońcu ośnieżone szczyty, malownicze doliny, niesamowita gra świateł na powierzchni lodowca, zwłaszcza o brzasku, smak wspinaczki i to niepowtarzalne uczucie więzi łączącej z partnerem, która rozpościera się między dwoma końcami liny. Dla każdego z nas celem jest nie tyle sam szczyt, co droga, która na niego prowadzi poprzez pokonywanie własnych słabości. Lecz wysokogórska przygoda to również sprostanie licznym wyzwaniom. Przy czym wyzwaniem, które najboleśniej zapada w pamięć, staje się często nie tyle techniczna trudność pokonywanej drogi, co przebudzenie się w środku nocy i wyjście z rozgrzanego śpiwora w lodowatą, mało wygodną przestrzeń namiotu targanego mrożącym ciało i umysł silnym wiatrem. Wysokie góry to także ryzyko, jakie ze sobą niosą, czyli odmrożenia, oparzenia, choroba wysokościowa (soroche), szczeliny lodowcowe oraz lawiny. Każdy z nas "zaliczył" już swój pięciotysięcznik, a obecnie podczas treningów przygotowuje swój organizm do tego, by teraz tylko wyżej, dalej, intensywniej... Dzięki temu największy trud wspinaczki przeradza się w niezapomniane przeżycie, niemal mistyczne. To wszystko stanowi magnes przyciągający nas pod najwyższe szczyty Boliwii.
Ale nie tylko, gdyż istota piękna tego kraju mieści się gdzieś między ośnieżonymi szczytami a największą na świecie solną pustynią Salar de Uyuni. Rozpościera się pomiędzy parną Amazonią a płaskowyżem Altiplano, gdzie deszcz pada bardzo rzadko. Ściera się z nieprzyjaznym dla turystów wizerunkiem kraju, jako niebezpieczne państwo, gdzie jednocześnie można się spotkać z niezwykłą życzliwością i gościnnością jednej z najstarszych i najbardziej tajemniczych kultur świata - Inków.
Dopełnieniem naszych wrażeń będą wieczory spędzone na wyspach Lago Titicaca - Isla del Sol, uznawana przez Inków za miejsce narodzin Słońca, oraz Isla de la Luna, miejsce narodzin Księżyca. A najpopularniejszy drink w Boliwii - chuflay, sączony nad brzegiem jeziora, z pewnością pomoże nam zapamiętać część zwrotów z języka aymara, który jest tak precyzyjny, że informatycy japońscy użyli go jako modelu dla języka komputerowego. Moc wrażeń zapewni nam również wszechobecna magia, tajemnicze legendy odwiedzanych przez nas miejsc i... koka, której żucie ponoć nigdzie indziej nie smakuje tak, jak w tym kraju niesamowitych wierzeń i nadal praktykowanych czarów. Już inkascy bogowie byli przedstawiani z jej liśćmi.
Boliwia kusi nas nieprzystępnością górskich szczytów, dziką, nieokiełznaną przyrodą amazońskiej dżungli, unikalnością inkaskiej kultury oraz niezaprzeczalnym urokiem wysokogórskich panoram, które mamy nadzieję podziwiać podczas tegorocznej wyprawy. Z dala od cywilizacji i wszelkich problemów.
Uczestnicy:
Romek Przybylski
Jestem nauczycielem fizyki w ZSOiE w Lubsku oraz ratownikiem medycznym. Lubię podróże, zwłaszcza w te trudno dostępne rejony, z dala od cywilizacji. Oprócz gór moją pasją jest fotografia. Byłem uczestnikiem wypraw, m.in. w Kaukaz (dolina Baksan i Bezingi), Pamir (Pik Lenina), a ostatnio na trzy pięciotysięczne wulkany 3x5000 m n.p.m. : Ararat (Turcja, 5165 m n.p.m.), Damavand (Iran, 5671 m n.p.m.), Kazbek (Gruzja, 5047 m n.p.m.).
|
Izabela Borkowska
Początek był banalny - jako dziewczynka pojechałam wiosną na klasową wycieczkę w Tatry nad Morskie Oko. Do dziś pamiętam emocje towarzyszące mojemu pierwszemu tęte-a-tęte z osniezonymi szczytami, które zrobily na mnie piorunujace wrażenie. Potem juz co roku wyjeżdżałam spacerować po tatrzańskich szlakach aż któregos dnia starszy brat zabrał mnie na Orla Perc. I tak sie zaczeło. Teraz wlasciwie to one wyznaczaja mój rytm zycia. Staram sie je poznawac na rózny sposób - pieszo, bardziej w pionie tez (kurs skalkowy u Zbigniewa Kierasa, 1996), na nartach, konno, na rowerze, latajac nad nimi (kurs paralotniowy u Bartka Koziny, 1998), tudziez splywajac górskimi strumieniami (kurs kajakarstwa górskiego w WAKK "Habazie", 2007). Bralam udzial w wyprawach na Elbrus 5642 m n.p.m (Kabardo-Balkaria w Rosji, latem), Mont Blanc 4810 m n.p.m. (Francja, wiosna), na trzy pieciotysieczne wulkany w ramach letniej wyprawy 3x5000 m n.p.m.: Ararat (Turcja, 5135 m n.p.m.), Damavand (Iran, 5671 m n.p.m.) oraz Kazbek (Gruzja, 5047 m n.p.m.), a najwieksza sniezyce dane mi bylo przezyc na… Sycylii :) wchodzac na dymiaca Etne 3340 m n.p.m. (Wlochy, zima). Mnóstwo radosci sprawia mi pobyt w rodzimych Tatrach oraz degustowanie wspanialej, swiezo zaparzonej wloskiej kawy kilkadziesiat metrów nad ziemia w Dolomitach. Po pracy dla odprezenia wskakuje na bi lub monocykl, oczywiscie górski ;)
|
Marek Jamka
W mojej rodzinie góry były zawsze obecne. Łatwo dałem się zarazić. Pożerałem z wypiekami górską biblioteczkę taty i przeżywałem tatrzańskie przygody praojców. Łaziłem po Beskidach i marzyłem o Tatrach. Tych dostępnych tylko nielicznym. W końcu kurs skałkowy (u Waldemara Niemca) i kurs taternicki (u Janusza Ryszewskiego) otworzyły mi do nich drogę. Byłem uczestnikiem wypraw, m.in. na Elbrus (5642 m n.p.m.) i Kazbek (5047 m n.p.m.). W Alpach stanąłem na Grossglockner (3798 m n.p.m.), a także działałem w Masywie Monte Rosa i Dolomitach. Ale wzrok podąża wyżej i dalej... W górach spędzam prawie każdą wolną chwilę. Latem rower, zimą skitury, byle pod górę i w dół. Cząstkę gór staram się zatrzymać na fotografiach.
|
Karol Człapa
Moje spotkanie z górami nastąpiło dość późno, bo dopiero w młodzieńczym wieku doświadczyłem namacalnie ich istnienia, lecz związek, jaki się wtedy "narodził", okazał się być na tyle silny, że zaowocował kilkudziesięcioma trekami w Sudetach i Karpatach oraz w górach Półwyspu Bałkańskiego (Rila, Olympos, Pirin, Pindos). Brałem też udział w wyprawach w Alpy: Mont Blanc (4748 m n.p.m.), Grossglockner (3798 m n.p.m.), Masyw Monte Rosa, oraz Wielki Kaukaz: Kazbek (5047 m n.p.m.). W 1996 r. ukończyłem kurs wspinaczki skałkowej u Roberta Kaźmierczaka z Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu. Poza górami spędzam aktywnie czas przemierzając przestrzenie na rowerze, zimą odstawiam bicykl i zamieniam go na narty biegowe i łyżwy. Interesuję się historią starożytną oraz muzyką świata.
|
Dominik Schaefer
Górskiego bakcyla zaszczepili mi rodzice zabierając mnie w Beskidy i Tatry. Z czasem przyszła kolej na wyższe góry. Brałem udział w wyprawach na: Elbrus (5642 m n.p.m.), Mont Blanc (4810 m n.p.m.), Kazbek (5047 m n.p.m.), Grossglockner (3798 m n.p.m.), Masyw Monte Rosa oraz w Dolomity. W Klubie Wysokogórskim Kraków u Adama Potoczka zrobiłem kurs skałkowy, następnie w Szkole Wspinania "Kilimanjaro" pod okiem Janusza Ryszewskiego kurs taternicki. Lubię fotografować przyrodę i ludzi. W szkole podstawowej trenowałem zawodniczo pływanie. Jeżdżę na skiturach i na rowerze górskim. Obecnie niezbędną na wyprawach formę fizyczną zapewniają mi treningi karate kyokushin oraz ... salsa ;)
Źródło: informacja własna
|