HAWAJE
18:50
CHICAGO
22:50
SANTIAGO
01:50
DUBLIN
04:50
KRAKÓW
05:50
BANGKOK
11:50
MELBOURNE
15:50
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 51; Rzezie na Nowej Zelandji
DkG 51; Rzezie na Nowej Zelandji

Juliusz Verne


Dnia 31- go stycznia, więc w cztery dni po puszczeniu się w drogę, jeszcze Macquarie nie przebył dwu trzecich oceanu między Australją a Nową Zelandją. Will Halley mało zajmował się obrotami statku, pozwalał robić majtkom, co im się zdawało. Rzadko go widywano, czego nikt nie żałował. Niechby sobie gburowaty ten dowódca statku nie pokazywał się, nikt by mu tego nie miał za złe, ale upijał się codziennie, a majtkowie radzi go naśladowali i nigdy jeszcze okręt żaden nie był tak zdany na łaskę Boską, jak Macquarie.

Niedbalstwo takie nie do darowania zmuszało Johna do ciągłej czujności; żeby nie Mulrady i Wilson, to statek nieraz położyłby się na bok pod uderzeniem. Will Halley zasypywał w takich razach obu przekleństwami; oni zaś, nie bardzo cierpliwi, gotowi byli nieraz sprawić mu łaźnię i zapakować na spód statku na całą resztę podróży. Ale Mangles powściągał ich i uspokajał słuszne ich oburzenie.


Niemniej jednak niepokoiło go położenie statku, ale nie chciał trwożyć Glenarvana, zwierzał się tylko ze swych obaw majorowi i Paganelowi. Mac Nabbs radził mu to samo, co chcieli zrobić Wilson i Mulrady.
- Nie powinieneś się wahać w objęciu dowództwa, albo przynajmniej kierownictwa statkiem, jeśli ci się to zdaje pożyteczne. Niech sobie ten pijak, gdy wysiądziemy, obejmie znów dowództwo i pójdzie na dno morskie, jeśli mu się to podoba.
- Masz pan słuszność, majorze - odpowiedział John - i niezawodnie zrobię tak, gdy trzeba będzie koniecznie. Ale dopókiśmy na pełnem morzu, to dosyć będzie pilnować; ja i nasi majtkowie nie zejdziemy z pokładu. Dopiero gdy się zbliżymy do brzegów, a ten Will Halley nie okaże rozumu, to przyznam, że znajdę się w kłopocie.
- Czy nie mógłbyś zarządzić kierunku, w jakim powinniśmy płynąć? - pytał Paganel.
- To niełatwo - odpowiedział John - bo, czy wierzycie, że niema tu nawet karty morskiej.
- Doprawdy?
- Tak jest! Statek ten kursuje tylko między Edenem i Aucklandem, a Will Halley tak już zna te strony, że nie potrzebuje mapy.
- Zapewne też wyobraża sobie, że jego statek sam zna drogę i kieruje się sam - dorzucił Paganel.
- Nie wierzę w statki, znające tę sztukę, i przeczuwam, że znajdziemy się w kłopocie nie lada, zbliżywszy się do brzegów, jeśli Will Halley będzie pijany.
- Miejmy nadzieję, że bliskość ziemi przywoła go do rozumu - rzekł Paganel.
- Zatem - dodał major - w razie przypadku nie umiałbyś poprowadzić statku do Aucklandu?
- Ani sposób bez karty tych wybrzeży - odpowiedział John. - Przystępy tam są nadzwyczaj niebezpieczne; jest to szereg małych zatoczek nieregularnych i fantazyjnych, jak na brzegach Norwegji, i trzeba mieć dużo doświadczenia, żeby wyminąć liczne skały, znajdujące się na dnie. Woda pokrywa je tylko na kilka stóp, a statek uderzenia o nie nie wytrzyma, choćby najmocniej był zbudowany.
- W takim razie - rzekł major - nie byłoby nic innego do roboty, jak tylko wysiąść na brzeg.
- Tak jest, majorze - odpowiedział John - i to, gdyby się dało.
- A to smutna ostateczność - wtrącił Paganel - bo brzegi te nie są gościnne; równie na nich niebezpiecznie, jak w ich pobliżu.
- Czy mówisz, panie Paganel, o Maorysach? - zapytał Mangles.
- O nich, mój przyjacielu; wiem, jaka o nich jest opinja na całym oceanie Spokojnym. Nie tacy są oni bojaźliwi i zbydlęceni, jak Australijczycy; plemię to pojętne i krwi chciwe, ludożercy, łakomi na ciało ludzkie. Nie spodziewaj się od nich litości.
- Więc jeśli kapitan Grant rozbił się na brzegach Nowej Zelandji - rzekł major - to nie radziłbyś go szukać.
- Na wybrzeżach byłoby to możliwe - odpowiedział geograf - gdyż może znalazłyby się jakie ślady Britannji; ale nie w środku kraju, bo byłoby to bez skutku. Kto z Europejczyków zaawanturuje się w głąb wyspy, wpadnie między Maorysów; a kto wpadnie w ich ręce, będzie zgubiony. Namawiałem naszych przyjaciół do przebycia pamp argentyńskich, do przebycia w poprzek Austraiji - ale nie będę ich zachęcał do puszczenia się ścieżkami po Nowej Zelandji. Niech nas ręka Boża prowadzi, a uchroni od dostania się pomiędzy tych okrutnych krajowców.

Obawy Paganela były aż nadto słuszne. Straszna jest opinja o Nowej Zelandji; daty, stojące w związku z jej odkryciem, są krwią zapisane. Lista męczenników żeglarstwa jest długa; na jej czele stoi pięciu majtków Abla Tasmana, zabitych i pożartych przez tych straszliwych kanibalów. Potem kapitan Tukney z całą osadą swej szalupy uległ temu samemu losowi. Na wschodniej stronie zatoki Foveaux poszło pod zęby dzikich pięciu rybaków z Sydney- Cove. Nie trzeba zapominać o czterech ludziach z goeletty Brothers, zamordowanych w przystani Molineux; o żołnierzach generała Gatesa i trzech zbiegach ze statku Matylda - zanim się dojdzie na tej liście do smutnej sławy imienia kapitana Marion du Fréne.

Po pierwszej podróży Cooka przybyli dnia 11- go maja 1772 roku do zatoki Wysp: kapitan francuski Marion ze statkiem Mascarin, kapitan Crozet ze statkiem Castries. Podstępni krajowcy przyjęli wybornie przybyszów; zdawali się nawet lękliwi i trzeba było użyć podarunków, przysług, zbratania się z nimi, żeby ich ośmielić. Naczelnik ich, sprytny Takouri, należał - jak utrzymywał dUrville - do plemienia Wangaroa i był krewnym owego krajowca, którego na dwa lata przed przybyciem Mariona uwiózł podstępnie kapitana Surville. W kraju, gdzie pojęcia honoru polegają na krwawej zemście za doznane krzywdy, nie mógł Takouri zapomnieć o krzywdzie, wyrządzonej swemu pokoleniu. Czekał cierpliwie, aż przybędzie jaki okręt europejski, przemyśliwał o zemście i dokonał jej z zimną krwią straszliwą.

Udając, że się obawia Francuzów, Takouri niczego nie zaniedbał, żeby uśpić ich czujność. Nieraz on sam i jego towarzysze spędzali noce na pokładzie okrętów, przynosili ryby wyborowe, przybywali z sieciami i kobietami swemi. Poznali wkrótce nazwiska oficerów i zapraszali ich do zwiedzenia swych wiosek. Usidleni takiem postępowaniem, Marion i Crozet przebiegali te okolice, zaludnione przez cztery tysiące mieszkańców. Krajowcy wychodzili bezbronni naprzeciw nich i starali się natchnąć najzupełniejszą ufnością.

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1 2 dalej >>


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

USA: Rajskie Hawaje
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 8; Wybrzeże Delfinów
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl