HAWAJE
21:29
CHICAGO
01:29
SANTIAGO
04:29
DUBLIN
07:29
KRAKÓW
08:29
BANGKOK
14:29
MELBOURNE
18:29
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 40; Kopalnie Góry Aleksandra
DkG 40; Kopalnie Góry Aleksandra

Juliusz Verne


W roku 1844 sir Roderick Impey Murchison, późniejszy prezes Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie, zauważył, przez badanie ich formacji, wielkie podobieństwo łańcucha gór Uralskich z pasmem gór australijskich, ciągnącem się z północy na południe, w pobliżu południowego wybrzeża. Że zaś łańcuch Uralski jest złotodajny, przeto uczony geolog przypuszczał, że drogi ten kruszec znajdować się musi i w łańcuchu gór australijskich. I rzeczywiście, we dwa lata potem przysłano mu kilka kawałków złota z Nowej Walji Południowej, co spowodowało emigrację znacznej liczby robotników z Kornwalji do złotodajnych okolic Nowej Holandji.

Niejaki Franciszek Dutton znalazł pierwsze płatki złota w Australji Południowej, a pp. Forbes i Smyth odkryli pierwsze placery w Nowej Walji. Za przykładem pierwszych emigrantów napływać poczęli górnicy ze wszystkich części świata. Jednakże dopiero 3- go kwietnia 1851 r. Hargraves znalazł bardzo bogate pokłady złota i zaproponował gubernatorowi osady Sydney, że mu je wskaże za skromnem wynagrodzeniem pięciuset funtów szterlingów.

Gubernator nie przyjął tej propozycji, ale wiadomość o odkryciu rozeszła się zaraz. Poszukiwacze zwrócili się ku Summerhill i Lenis Pond. Powstało miasto Ophir, które w przyszłości usprawiedliwiło swą nazwę biblijną przez bogatą eksploatację złota. Aż dotąd cicho było w prowincji Wiktorja; ona to jednak obfitością swych pokładów miała przewyższyć wszystkie inne. I rzeczywiście, w killka miesięcy potem, w sierpniu 1851 r., znaleziono tam pierwsze bryłki, a wkrótce już w czterech okręgach rozpoczęto eksploatację na wielką skalę. Okręgi, w mowie będące, były: Ballarat, Ovens, Bendigo i góra Aleksandra - wszystkie bardzo bogate. Lecz nad rzeką Ovens obfitość wód utrudniała roboty; w Ballarat nierówno rozrzucone żyły złota zawodziły często nadzieje poszukiwaczy; w Bendigo grunt był niedogodny do pracy; tylko więc okręg góry Aleksandra posiadał wszystkie przyjazne warunki, a cena złota, stamtąd wydobywanego, doszła do wyższej niż gdziekolwiek cyfry: 1441 franków za funt.

Do tego to miejsca, które było świadkiem tylu ruin majątkowych, lub fortun całkiem niespodziewanych, doszli, dążąc wzdłuż trzydziestego siódmego równoleżnika, podróżni, szukający kapitana Granta.

Dnia 31 grudnia, po całodniowym pochodzie po gruncie nierównym i utrudzającym konie i woły, wieczorem spostrzeżono zaokrąglone wierzchołki góry Aleksandra. Rozłożono się obozem w ciasnym wąwozie tego małego łańcucha. Konie i woły spętane szukały sobie paszy pomiędzy stosami kwarcu. Nie był to jeszcze pas kopalni eksploatowanych i dopiero nazajutrz, to jest w pierwszym dniu roku 1866, wóz podróżny wtoczył się na drogi tej bogatej okolicy. Paganel i jego towarzysze zachwyceni byli widokiem tej słynnej góry, zwanej Geboor w języku australijskim. Tam rzuciła się cała horda awanturników, złodziei i uczciwych ludzi; to jest takich, którzy wieszają i których wieszają. Na pierwszą wieść o tem wielkiem odkryciu, w złotym roku 1851, wszystko, co żyło, opuszczało swe siedziby; miasta stały opróżnione, role odłogiem legły, okręty nie miały marynarzy na obsługi. Gorączka złota stała się zaraźliwą, jak dżuma. Iluż to na nią umarło takich, którzy sądzili, że już w ręku trzymają fortunę!

Natura, jak powiadają, hojnie rozsiała miljony na przeszło dwudziestu pięciu stopniach szerokości tej cudownej Australji. Żniwiarze biegli po to żniwo. Być kopaczem (digger) stało się najpożądańszym stanem i, jakolwiek wielu upadło pod brzemieniem pracy bezowocnej, za to niejeden zbogacił się jednem zagłębieniem rydla. Zapomniano o niepowodzeniach, sławiono pomyślne wypadki. Te wybryki losu znalazły echo we wszystkich pięciu częściach świata. Wkrótce tłumy chciwców ze wszystkich klas społeczeństwa napłynęły do Australji, tak, że w ciągu ostatnich czterech miesięcy 1852 r. w samem Melbourne znajdowało się pięćdziesiąt cztery tysiące wychodźców. To cała armja, ale armja bez wodza i bez karności, armja rozzuchwalona zwycięstwem jeszcze nieodniesionem; słowem, pięćdziesiąt cztery tysiące rabusiów najszkodliwszego rodzaju.

Podczas tych pierwszych lat szalonego upojenia straszny był tam nieład; jednakże Anglicy przy swej zwykłej energji potrafili opanować położenie. Policjanci i żandarmi krajowi przywrócili ład i zabezpieczyli ludzi uczciwych od złodziei; dlatego też Glenarvan nie znalazł już scen gwałtownych z 1852 r. Trzynaście lat upłynęło od tej epoki; eksploatacja gruntów złotodajnych odbywała się metodycznie, według zasad surowej organizacji. Już też wyczerpały się płóczkarnie, bo, że korzystano ze skarbów przez naturę nagromadzonych, najlepszym dowodem jest to, że od 1852 do 1858, to jest w ciągu lat sześciu, górnicy wydobyli z gruntów prowincji Wiktorji sześćdziesiąt trzy miljony, sto siedem tysięcy, czterysta siedemdziesiąt osiem funtów szterlingów, czyli przeszło półtora miljarda franków (1,577,686,950 fr.). Emigracja zatem znacznie się zmniejszyła, wychodźcy bowiem rzucali się na grunty jeszcze nie tknięte. Dlatego też „gold- fields” (złote pola), świeżo odkryte w Otago i w Marlborough w Nowej Zelandji, dotąd są na wskroś dziurawione przez tysiące termitów dwunożnych i bezpiórych.

Około godziny jedenastej podróżni przybyli do środkowego punktu eksploatacji. Tam wznosiło się prawdziwe miasto z warsztatami, domami bankowemi, kościołami, koszarami, redakcjami gazet, hotelami, willami i t. d. Niczego tam nie brakowało; był nawet teatr bardzo uczęszczany, w którym miejsce kosztowało dziesięć szylingów. Grywano w nim z wielkiem powodzeniem sztukę pod tytułem:
„Franciszek Obadiah, czyli szczęśliwy kopacz”.
Bohater w końcu sztuki rozpaczliwe zagłębiał po raz ostatni rydel w ziemię i wydobywał z niej „nugget”, to jest bryłę złota rodzimego, wagi nieprawdopodobnej. Glenarvan ciekawy był zwiedzić obszar eksploatowany, kazał więc, aby wóz szedł naprzód pod opieką Ayrtona i Mulradyego. Miał zamiar połączyć się z nimi za kilka godzin. Przewodnikiem i ciceronem wycieczki był, jak się łatwo domyśleć, uczony Jakób Paganel.

Za jego to radą skierowano się ku bankowi. Ulice były szerokie, brukowane i starannie polewane wodą. Oko na każdym kroku spotykało olbrzymie afisze: Golden Compagny (limited), Diggers General Office, Nuggets Union i t. d. Stowarzyszenie rąk i kapitałów zastąpiło czynność pojedyńczą górnika. Ze wszech stron słyszeć się dawał turkot płóczkarń, lub maszyn, rozbijających kwarc drogocenny. Poza budynkami mieszkalnemi rozciągały się „placers”, to jest obszerne przestrzenie ziemi eksploatowanej. Tam pracowali górnicy na rachunek kompanji, która dobrze ich wynagradzała. Trudno było zliczyć wszystkie otwory, przez nich wykopane; cała przestrzeń ziemi wyglądała, jak jedno wielkie rzeszoto. Żelazo rydlów i łopat, lśniące na słońcu, rzucało blask żywy.



Pomiędzy robotnikami znaleźć było można typy wszystkich narodowości; ludzie ci godzili się jednak z sobą i spełniali swój obowiązek milcząco, jako ludzie płatni.
- Nie sądźcie jednak - mówił Paganel do swych towarzyszów - aby na ziemi australijskiej nie było już wcale tych rozgorączkowanych poszukiwaczów, dobijających się gwałtem fortuny w niepewnej grze kopalń. Wiem, że wielu z nich wynajmuje się kompanji i nie mogą inaczej, bo wszystkie grunty złotodajne sprzedane są lub wydzierżawione przez rząd. Lecz i dla tego, kto nic nie ma, kto ani nająć, ani kupić nie może, temu pozostaje jeszcze szansa zbogacenia się bez kosztu.
- A to jak? - zapytała lady Helena.
- Tak - odpowiedział Paganel - że i my nawet, nie mający najmniejszego prawa do tych gruntów, moglibyśmy zbogacić się przy szczęściu.
- Ale jakim sposobem? - rzekł major.
- Przez jumping.
- Cóż to jest ten jumping? - pytał dalej major.
- Jest to rodzaj zmowy między górnikami, która często sprowadza gwałty i nieporządki, jakich władze nie potrafiły nigdy przytłumić.
- Ależ do licha, Paganelu - zawołał Mac Nabbs - nadużywasz naszej cierpIiwości!
- Już, już kochany majorze, przystępuję do wyjaśnienia. Przyjęte jest, że wszelki grunt, w obrębie eksploatacji leżący, na którym nie pracowano w ciągu dwudziestu czterech godzin (wyjąwszy wielkie święta), przechodzi na własność publiczną. Ktokolwiek go obejmie, ma prawo kopać na nim i zbogacić się, jeśli mu niebo przyjdzie z pomocą. Tak, tak, mój chłopcze - mówił dalej, zwracając się do Roberta - staraj się znaleźć jeden z takich otworów i próbuj szczęścia.
- Panie Paganel - rzekła Marja Grant - nie nasuwaj pan memu bratu podobnych myśli.
- Żartuję, kochana miss - odpowiedział Paganel - i Robert wie o tem dobrze. On górnikiem! Nigdy! Kopać ziemię, orać, uprawiać, aby ją potem zasiać i doczekać się żniwa, to rozumiem. Ale grzebać w ziemi jak kret, aby w niej znaleźć trochę złota... to smutne rzemiosło i, aby się go chwycić, trzeba być od Boga i ludzi chyba opuszczonym.

Źródło: informacja własna

1 2 dalej >>


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Dzieci świata - małe i duże
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 10; Zulusi
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl