HAWAJE
06:15
CHICAGO
10:15
SANTIAGO
13:15
DUBLIN
16:15
KRAKÓW
17:15
BANGKOK
23:15
MELBOURNE
03:15
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Kinga w Afryce » KwA 13: 05`06; Sierra Leone
KwA 13: 05`06; Sierra Leone

Kinga Choszcz


Sierra Leone jest fascynującym krajem - jednocześnie nieokrzesanym i łagodnym, desperacko biednym oraz niewyobrażalnie bogatym, zdewastowanym przez niedawną okrutną wojnę domową, ale patrzącym z nadzieją w przyszłość...


A jakby przejazd przez ten kraj nie był wystarczająco ciekawy, wydostanie się z niego i przeprawa do Liberii było dopiero początkiem prawdziwej przygody...

Zobacz  powiększenie!
Ponieważ wiza do Sierra Leone kosztuje zawrotną kwotę prawie stu amerykańskich dolarów, zdecydowałam zaoszczędzić czas, pieniądze oraz miejsce w paszporcie i spróbować obejść się bez. Udało mi się wjechać do kraju bez problemu, ale kiedy dotarłam do mostu granicznego na granicy z Liberią, okazało się, że nie chcą mnie wypuścić, właśnie z powodu braku tej wizy. Oficerowie graniczni nie byli otwarci na żadne rozmowy i negocjacje. A dla mnie - powrót wyboistymi drogami z powrotem do stolicy i wykupienie tej drogiej wizy nie było opcją. Musiałam znaleźć inne rozwiązanie, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie miałam również liberyjskiej wizy. Tak więc porozmawiałam z miejscowymi ludźmi w przygranicznej wiosce i skierowali mnie do innej, mniejszej wioski, jakieś pięć kilometrów w głąb dżungli, nad tą samą rzeką.

Zobacz  powiększenie!
Tam, jako że wszyscy mieszkańcy zobaczyli jak przybywam, nikt nie chciał przewieźć mnie na drugą stronę bez autoryzacji szefa wioski. Ale szef okazał większe zrozumienie i bez wielu zbędnych pytań zaakceptował dwadzieścia dolarów i nakazał chłopcom przewiezienie mnie na drugą stronę wąską, chybotliwą łódką, a po drugiej stronie odeskortowanie mnie do pierwszej liberyjskiej wioski.

Zobacz  powiększenie!
Ucieszyłam się, że nie wysadzili mnie po prostu na drugim brzegu i nie zniknęli, bo tam wąska ścieżka prowadziła prosto przez busz tak gęsty i tak mokry po niedawnym tropikalnym deszczu, że po chwili byłam kompletnie przemoczona i ubłocona. Przekroczyliśmy parę strumieni i mokradła, ale nic już mi nie przeszkadzało, bo bardziej mokra i brudna być już nie mogłam.

Zobacz  powiększenie!
W końcu dotarłam do pierwszej liberyjskiej osady, gdzie znowu pierwsze co - znowu zostałam przyprowadzona przed oblicze szefa wioski. Szef, którego kraj dopiero co otrząsa się z niedawnej wojny domowej, użył lekko wojskowego języka, aby wypytać o cel mojej wizyty:
- Jaka jest twoja misja tutaj, madam?
- Moja misja to zobaczyć Afrykę.
- Więc patrolujesz Liberię?
- No... można powiedzieć, że patroluję afrykański kontynent.
- No to bardzo dobrze. Witaj w naszej wiosce.

Zobacz  powiększenie!
Zostałam zaszczycona dostając pokój w chacie samego szefa. A kiedy siedziałam potem na werandzie chaty z mieszkańcami całej wioski zgromadzonymi wokół, lekko zdziwionymi moim widokiem, jeden z mężczyzn powiedział:
- Raz tylko widzieliśmy białych ludzi w naszej wiosce. Przyjechali autem ONZ, spatrolowali okolice i odjechali. Żaden biały nie przywędrował tu nigdy pieszo.
A kiedy błyskawica rozświetliła nocne niebo w oddali, inny mężczyzna zapytał:
- W Portland, czy tam też słońce rozświetla niebo tuż przed deszczem?

Mówiłam mu, że to nie Portland, a Poland, ale robiło to niewielką różnicę, podobnie jak nie dało się wytłumaczyć, że to nie słońce rozświetla niebo podczas burzy. W każdym razie, pogawędziliśmy sobie miło, do momentu, aż nadciągnęła burza i myślałam, że zwieje mnie razem z chwiejną chatką. Dach przeciekał, ale chatka przetrwała i następnego ranka przywitało mnie słońce.

Zobacz  powiększenie!
Po godzinie drogi przez dżunglę dotarłam do głównej, asfaltowej drogi, gdzie... gdzie zabrało mnie na stopa wygodne auto ONZ i sprawnie i bez zatrzymywania przewiozło przez wszystkie punkty kontrolne.

Dzień wcześniej mokra i ubłocona przedzierająca sią przez dżunglę, teraz znalazłam się w klimatyzowanym baraku misji ONZ sprawdzając maila na ich komputerach, popijając zimne napoje. W przeciągu paru minut poznałam chłopaków z Pakistanu, Rumunii, Filipin, Rosji, Nigerii i Namibii. Od Rumuna dostałam numer telefonu do stacjonującego w Monrowii Polaka, szefa zespołu obserwatorów, więc jestem teraz u niego. Mirek mieszka w jednym domu z honorowym konsulem Czech, który prowadzi też pobliski czeski pub oraz mówi, że załatwi mi liberyjską wizę.

Chyba nigdy nie przestanie zadziwiać mnie splot przedziwnych zbiegów okoliczności, po których wiedzie mnie droga...

Źródło: KingaFreeSpirit.pl

KingaFreeSpirit.pl Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2


w Foto
Kinga w Afryce
WARTO ZOBACZYĆ

RPA: Jaskinia Cango
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

3x5000 2: Początek podróży i góra Ararat
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl