HAWAJE
21:12
CHICAGO
01:12
SANTIAGO
04:12
DUBLIN
07:12
KRAKÓW
08:12
BANGKOK
14:12
MELBOURNE
18:12
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Kinga w Afryce » KwA 9: 03`06; Niger - Jeden dzień z Tiką
KwA 9: 03`06; Niger - Jeden dzień z Tiką

Kinga Choszcz


Niedziela, 05 marzec 2006

Tuareg na motorze
w zwiewnej szacie w kolorze
tak niebieskim jak niebo Burkiny
mija nas pozdrawiając
i Allaha wzywając
a obok przechadza dziewczyny
z ozdobami w warkoczach
błyskiem uśmiechu w oczach
balansując na głowie wodę
co przynoszą ze studni
każda się tym tu trudni
a na plecach niemowlę młode
Tika kroczy niespiesznie
strzygąc uchem pociesznie
szybkie tempo Tice nie w smak
nigeryjskie przestrzenie
Tika kocha szalenie
Tika uj, Tika uj, Tika tak


Przyśpiewywałam sobie w ten sposób w rytm niespiesznych kroków Tiki przemierzając bezdroża na pograniczu Burkiny i Nigru. Piosenka byłaby dłuższa, ale wenę twórczą przerwało mi pojawienie się nie wiadomo skąd wędrującego mężczyzny, z którym wdałam się w rozmowę. Bez bagażu, w plastikowych klapkach, wędrującym z Mali, przez Niger, aż do Nigerii.


Zobacz  powiększenie!
A piszę te słowa teraz będąc smutna - smutna po szybszym niż się spodziewałam rozstaniu z Tiką. I szczęśliwa - szczęśliwa wszystkimi pięknymi chwilami, które razem przeżyliśmy. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że Tika mnie pokochał. Ale w każdym razie zaczął mnie akceptować i tolerować, z cierpliwością i uśmiechem. A te kilka dni wędrówki były jednymi z najintensywniejszych w moim życiu. Długo by opisywać - załączam więc opisany w skrócie jeden dzień z pamiętnika.

28 luty

Zobacz  powiększenie!
Pierwszym widokiem, jaki widzę z rana wychodząc na podwórko przed chatke, to kobiety i dziewczynki ubijające drągami proso. Natychmiast też, kiedy się pojawiam, zostaje mi wręczona miska ze słowami:
- Szef wioski przesyła masę.
To znaczy te okrągłe smażone ciasteczka, którymi dzielę się z całym podwórkiem. Na porannym stoisku wypijam jeszcze „bui” (gęsty napój z prosa). Idę podziękować i pożegnać gościnnego szefa wioski i wracam osiodłać Tikę. Brat szefa pomaga mi przymocować plecak, po czym osobiście, jak zwykle w asyście wioskowej dzieciarni, odprowadza mnie na wychodzącą z Falagountu drogę. Tam dopiero każę Tice usiąść, dostarczając dzieciakom uciechy - biała kobieta dosiadająca białego wielbłąda. I odjeżdżająca nim powoli samotnie w siną dal.

Zobacz  powiększenie!
Okazuje się, że droga prowadziła tylko do Falagountu. Stąd prowadzi wydreptana - wyjeżdżona ścieżka, rozwidlająca się niejednokrotnie na kilka alternatywnych, kiedy ta główna staje się zbyt piaszczysta. Staram się podążać tą najgłówniejszą, aby się nie zgubić. Do tej pory było zbyt łatwo - podążać jedną wyraźną drogą. Ta ścieżka, prowadząca już w miarę prosto do nigeryjskiej granicy, wiedzie przez wysuszone pustkowie. Nie wiem, czy można nazwać to pustynią, bo okolica pełna jest kolczastych krzaków, a nawet gdzieniegdzie kolczastych drzew. Krajobraz zresztą co chwilę lekko się zmienia. W oddali widać wzgórza z płaskimi wierzchami. Od czasu do czasu mijam skupisko prostych okrągłych chatek z ziemistych cegieł, otoczonych mniejszymi - bez drzwi, tylko z okienkiem - to spichlerze na proso. Po drodze wędrują kobiety noszące na głowach wiadra z wodą. Wkroczyłam chyba w bardziej tuareski region, bo od czasu do czasu mija mnie oturbaniona postać w długiej szacie, na rowerze lub motocyklu. Do ostatniej burkińskiej wioski, Sela, mam około piętnastu kilometrów. Daje się Tice zatrzymać, to na poskubanie wyschniętej trawy, to na liście z kolczastego krzaka. Nasila się upał.

Źródło: KingaFreeSpirit.pl

KingaFreeSpirit.pl Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

1 2 3 dalej >>


w Foto
Kinga w Afryce
WARTO ZOBACZYĆ

Egipt: rafa koralowa I
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Maroko 2005
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl