AŁ 13; Gwatemala - Guatemala City - miasto ludzi z bronią
| Aleksandra i Marcin Plewka
|
|
Po dość przyjemnej 6 godzinnej jeździe przez górzystą Gwatemalę docieramy do jej stolicy - Gwatemala City - według opowieści podróżników i wskazówek Lonely Planet - najniebezpieczniejszego i najmniej ciekawego miasta w tym kraju. I pierwsze minuty naszego pobytu tu zdają się to potwierdzać.
Mijamy po drodze nieciekawe domy całe zakratowane z drutami kolczastymi na dachach. Wjeżdżamy na obskurny dworzec odgrodzony od ulicy wielką bramą i oczywiście także drutami. Dworca broni strażnik z wielkim karabinem. Pytam się go, czemu taka ochrona. On mówi: Tutaj te ulice w pobliżu są strasznie niebezpieczne i to dlatego, później się okaże, że chyba wszystkie ulice są tak niebezpieczne, albo to tutejsza moda, bo ochroniarze z karabinami stoją tu właściwie prawie przed każdym sklepem. Chcemy jak najszybciej wydostać się z tego nieprzyjemnego miejsca. Postanawiamy zadzwonić do hosta, który nas do siebie zaprosił. Udaje się nam szybko z nim skontaktować i po 30 minutach już po nas przyjeżdża.
Klimat się szybko zmienia. Juan Carlos był w Polsce i kocha ten kraj, zna też trochę słów po polsku. Idziemy do knajpy z nim i z jego przyjaciółką Pauliną z Francji, ona też jest z hospitality. Wszyscy się znają i wiedzą, że do wszystkich napisaliśmy takiego samego maila... Nasz host zamawia wiadro piwa za wiadrem. Po 5 małych piw w każdym wiaderku i do tego pyszne kanapki. Prawie się upijamy. W dobrych nastrojach jedziemy do jego domu. Po drodze zabieramy jeszcze Niemkę, która pracuje od paru miesięcy w Gwatemala City. Poznajemy piękną i bardzo miłą żonę Juana. Jest naprawdę fajnie. Juan ma olbrzymi apartament w bardzo dobrej dzielnicy. Zajadamy się pyszną pizzą, ja rozmawiam też trochę z Niemką po niemiecku. Niestety zmęczenie sprawia, że około 22:30 idziemy już spać.
Następnego dnia ruszamy do miasta. Niestety strach powoduje, że nie zabieramy nawet aparu fotograficnzego a szkoda, bo widoki są dość ciekawe. A miasto dziś już nie wydaje się wcale takie strasznie. Zwiedzamy przepiękny malutki kościółek, bazar. Docieramy do katedry i pałacu prezydenckiego, który zwiedzamy z przewodnikiem za darmo. Szczególnie ciekawa jest sala upamiętniająca pokój podpisany w 1996 między rządem Gwatemali a partyzantami, kończący 36 - letnią wojnę w tym państwie, a na chodniku przed pałacem na asfalcie fotografie przypominające smutną historię nie tak daleką, fotografie tak zwanych "znikniętych", pewnie porwanych i zabitych i nigdy już więcej nie odnalezionych.
Jakże straszny i niesamowity widok jest tych strażników z bronią nawet przed sklepem z butami gotowych w każdej chwili zabić napastnika. W jednym sklepie widzimy gościa stojącego za kasą z wielkim karabinem w ręku, a więc muszą tu być jakieś napady. Na szczęście żadnego nie doświadczamy. A na ulicach w wielu miejscach plakaty przedstawiające kraty więzienne i hasło: Nie łam prawa, Gwatemala cię potrzebuje.
Po powrocie do domu zmieniamy plany. Mieliśmy jechać do Antigua dziś, ale nasz host proponuje, że jutro z samego rana nas tam sam zawiezie. Super. Spędzimy jeszcze jeden wieczór z sympatyczną rodziną Juana (trzeba powiedzieć, że ma nie tylko piękną żonę, ale też cudowną dwójkę malutkich dzieci, z którymi bawiłem się dzisiaj z godzinę). Kończę pisanie, bo pewnie zaraz zjemy jakąś dobra kolację...
Źródło: www.malyrycerz.com
|