|
|
|
|
|
|
|
|
Ameryka Łacińska |
Ostatni dzień naszego touru. Przed świtem zawożą nas, żebyśmy zobaczyli gejzery i wykąpali się w gorącym źródle. Jest tak zimno, że tylko jakieś 2 osoby decydują się rozebrać i wejść do wody. Tak mijają ostatnie chwile w Boliwii. Wkrótce żegnamy się z częścią naszej grupy, wracają oni z powrotem do Uyuni, a my przesiadamy się do busa, który wiezie nas w stronę chilijskiej granicy.
warto kliknąć
|
|
Od paru osób w Carmen słyszeliśmy, że do comunidades na rzece Beni przypływają od czasu do czasu polscy misjonarze. Ojciec Pedro i Mario. Ale akurat są w Rurre. Jaka szkoda - myślimy. W czasie naszej drogi powrotnej w Soraydzie napotkaliśmy na zakotwiczony statek polskich misjonarzy, bez misjonarzy niestety, ale z załogą Caritasu. Tutaj również otrzymaliśmy wiadomość, że naszych rodaków spotkać możemy w Rurre. Od razu więc po przybyciu do Rurre ruszyliśmy w stronę kościoła.
warto kliknąć
|
Mieszkańcy Soraydy machają nam z brzegu a my w naszym czułenku płyniemy dalej. Jest 7 rano, możemy więc spokojnie rozłożyć się na pokładzie i rozkoszować przyjemnym powiewem wiatru.
warto kliknąć
|
Mkniemy. Nasza łódka przecina mętne lustro wody. Tak sobie właśnie zawsze wyobrażałam Amazonkę, tylko że Beni jest oczywiście dużo węższa. Ale dżungla okalająca jej brzegi, dżungla rozkrzyczana świergotem ptaków, dżungla o błotnistych brzegach, na których wyleguje się niejeden krokodyl... to wszystko robi niesamowite wrażenie. I czego tak naprawdę można chcieć więcej. Piękniejszej, egzotyczniejszej selvy z pędzącą przez nią dziką rzeką nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Zresztą, co tam Amazonka, śmieje się Marcin, kto by teraz spływał Amazonką, kiedy na topie jest Beni.
warto kliknąć
|
Następnego dnia do drzwi naszego pokoju puka gospodyni hostalu.
- Chicos, jest 8:05, nie jedziecie na wyspę, za pół godziny odpływa łódka?!
No tak, kupiliśmy wczoraj bilety na Isle del Sol, ale oczywiście nie skapnęliśmy się, że między Peru a Boliwia jest godzina różnicy w czasie. Myśleliśmy, że jest dopiero 7.
warto kliknąć
|
Wstajemy rano i wsiadamy do busika, który zabiera turystów z każdego hotelu. Myślałem sobie: znowu kupiliśmy tour, może przynajmniej będzie wesoło, bo kogoś ciekawego poznamy. W busiku na to się raczej nie zapowiada. Jedna babka, siedząca obok Oli, w podeszłym wieku, chyba z Peru, modli się trzymając w ręku różaniec. Za mną para Duńczyków pamiętająca chyba II wojnę światową. No to świetnie...
warto kliknąć
|
|
|
|
|
|
|