15K I-15; Mr Harris
| Juliusz Verne
|
|
Harris, gdy usłyszał te słowa, nachmurzył się, niczym jednak nie pokazał, że uwagi chłopca nie przypadają mu do gustu, co wyraziło się w jego odpowiedzi.
- Bardzo możliwe, iż słuszność byłaby po pana stronie, gdyby nie okoliczność, że najbliższe portowe miasto znajduje się w odległości 600 mil.
- A czy nie moglibyśmy tutaj doczekać nadpłynięcia jakiegoś statku linii, które obsługują wybrzeża Peru, Boliwii i Chile? Niechby to była choćby mała łódź rybacka.
Harris, usłyszawszy to pytanie, uśmiechnął się tylko, a potem odpowiedział:
- Czyżby pan nie zauważył, do jakiego stopnia brzegi tego morza są niegościnne? Wszystkie statki trzymają się, o ile to możliwe, jak najdalej od nich. A i pan, mój młody przyjacielu, czy spotkał choć jeden statek w czasie swej podróży?
Dick Sand ze smutkiem opuścił głowę.
- A więc decyzja zapadła - rozstrzygnęła wątpliwości Dicka pani Weldon - przyjmujemy pańską pomoc, panie Harris i z góry za nią dziękujemy.
- Pozwolę sobie w takim razie doradzić, byśmy wyruszyli w podróż jeszcze dziś; w początkach kwietnia bowiem rozpoczyna się tutaj pora deszczowa, w czasie której podróżowanie jest bardzo trudne.
- W takim razie trzeba zająć się przygotowaniami - powiedział Dick Sand energicznie.
- Hej, towarzysze - zawołał, zwracając się do Murzynów - musimy się przygotować do drogi.
Trzeba będzie zabrać wszystkie potrzebne przedmioty oraz zapasy żywności, a następnie podzielić to wszystko tak, by każdy z nas miał coś do niesienia.
- Panie Sand - odezwał się Herkules - niech mi pan pozwoli, bym ja poniósł wszystko.
- Nie, nie mogę się na to zgodzić, poczciwy Herkulesie, byłoby to niesprawiedliwe, by jeden z nas tylko uginał się pod nadmiernym ciężarem, inni zaś szli swobodnie.
- No, tego kolosa nie tak łatwo byłoby zamęczyć pracą - zauważył Harris, obrzucając młodego atletę chciwym spojrzeniem - drogo zapłacono by za ciebie na afrykańskich targach!
- Nie jestem na sprzedaż - odparł mrukliwie Murzyn.
Gdy zostało zdecydowane, że zapasów wziąć należy tyle tylko, by starczyło ich na dwanaście dni, pani Weldon zaprosiła Harrisa na śniadanie.
- Uprzejmie dziękuję za łaskawe zaproszenie i przyjmuję je chętnie - odpowiedział Amerykanin - lecz pozwolą mi państwo, iż przedtem przyprowadzę tutaj mego konia?
- Czy pan pozwoli, bym mu towarzyszył? - zapytał Dick.
- Ależ z największą przyjemnością, mój młody przyjacielu. Przy sposobności pokażę ci kierunek, w jakim płynie widziana przez nas rzeczka.
Gdy para nowych znajomych udała się w niedaleką drogę, pani Weldon pośpieszyła do groty, ażeby pomóc Noon w przygotowaniu śniadania, które pragnęła uczynić, o ile to możliwe, najwspanialszym. Wydobyła najsmakowitsze konserwy i wkrótce zapach gotowanej szynki i aromatycznej kawy w najlepszym gatunku wypełniły całą grotę.
W tym czasie Harris i Dick zapuścili się w las, w którym znaleźli przywiązanego do drzewa konia. W powrotnej drodze Dickowi przyszła do głowy myśl zadać Amerykaninowi pytanie, którego ten z pewnością się nie spodziewał:
- Niech mi pan wybaczy to pytanie, panie Harris; czy nie spotkał pan kiedykolwiek w swych podróżach Portugalczyka imieniem Negoro?
- Negoro? - zapytał Amerykanin, z miną człowieka kompletnie zaskoczonego. – A któż to taki?
- Był on naszym kucharzem na statku - powiedział Dick, nie spuszczając wzroku z nieznajomego - uratował się razem z nami, a następnie przepadł nie wiadomo gdzie.
- Może utonął, biedaczysko? - dobrodusznie zapytał Harris, udając, że nie zauważył badawczego spojrzenia chłopca.
- Nie, nie utonął, mogę to stwierdzić z całą pewnością, gdyż cały wczorajszy wieczór spędził on w grocie wraz z nami. Następnie znikł. Więc pomyślałem, że może pan go spotkał nad brzegami tej rzeczki.
- Nie spotkałem nikogo. Jeżeli jednak ten wasz kucharz, jak pan przypuszcza, udał się istotnie do lasu, to go może, błąkającego się, gdzieś spotkamy?
- Możliwe - odpowiedział zamyślony Dick, uspokojony widocznie jasnymi odpowiedziami Amerykanina.
Ze śniadaniem, które mówiąc nawiasem było wyborne, załatwiono się bardzo prędko i jeszcze przed południem karawana ruszyła w drogę.
Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.
|