HAWAJE
00:45
CHICAGO
04:45
SANTIAGO
07:45
DUBLIN
10:45
KRAKÓW
11:45
BANGKOK
17:45
MELBOURNE
21:45
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K I-15; Mr Harris
15K I-15; Mr Harris

Juliusz Verne


Po zastanowieniu się nad tymi faktami, Dick zwrócił się do nieznajomego z zapytaniem:
- Sądząc ze słów pańskich, jesteśmy więc bardzo daleko od Limy?
- Oczywiście. Lima znajduje się dość daleko stąd, na północy. Ot, należałoby iść do niej w tym kierunku.
I nieznajomy ręką wskazał las, dając do zrozumienia, iż przezeń właśnie wiedzie droga do Limy.

Pani Weldon uważnie śledząca każdy ruch nieznajomego i ważąca każde słowo, ze względu na zniknięcie Negora, musiała przyznać, iż absolutnie nic nie upoważnia jej do podejrzeń.
Odpowiedzi nieznajomego były jasne, proste, szczere, nacechowane nawet pewną życzliwością.
- Wybaczyć mi pan zechce me niewłaściwe, być może, zapytanie - odezwała się wreszcie - lecz mam wrażenie, że pan nie jest stałym mieszkańcem tego kraju?
- Jestem obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, tak samo jak i państwo. Nazywam się William Harris - odpowiedział Amerykanin, kłaniając się nisko.
- Ja zaś jestem żoną znanego w San Francisco właściciela statków, Jakuba Weldona - odpowiedziała młoda kobieta uprzejmie, wyciągając ku nieznajomemu swą drobną, nieco opaloną dłoń.
- Od bardzo dawna nie byłem już w swej ojczyźnie - ciągnął dalej rozmowę Amerykanin - urodziłem się w Filadelfii, lecz przed dwudziestu laty przesiedliłem się do Boliwii, ze względu na rodzinę, która tutaj się znajduje.
- I mieszka pan już tutaj stale?
- Nie, pani. Mój dom znajduje się o wiele dalej na południe, na samej granicy Chile. W obecnej chwili udaję się w kierunku znajdującej się na północnym wschodzie Atakamy.
- Czyżbyśmy się znajdowali na granicach tej pustyni? - zapytał z niepokojem Dick.
- Tak jest, mój młody przyjacielu. Równina, albo jeżeli chcecie tak ją nazwać, pustynia Atakama, rozpoczyna się tym lasem, kończy się zaś łańcuchem gór, które zamykają horyzont. Jest to okolica bardzo ciekawa, a jednocześnie bardzo mało znana.
- I pan, panie Harris, sam odbywasz tę podróż? - zainteresowała się pani Weldon - myślę, że nie jest to zbyt bezpieczne, z tej choćby przyczyny, że samotny człowiek może przecież łatwo zabłądzić.
- O, ja nie po raz pierwszy będę się znajdować w tym lesie. Oprócz tego o jakieś 200 mil stąd w kierunku północnym znajduje się farma San Felice, należąca do mego brata, do którego się udaję w sprawach rodzinnych. Jeżeli państwo zechcieliby przyjąć mnie do swego towarzystwa - o ile macie zamiar udać się do Limy - to moglibyśmy odbyć część drogi razem.
Ręczę, iż bylibyście przyjęci przez mego brata jak najgościnniej; ponadto moglibyście uzyskać tam pomoc, która pozwoliłaby wam na odbywanie dalszej podróży w warunkach wygodniejszych i gwarantujących wszelkie bezpieczeństwo.

Tak bardzo uprzejme zaproszenie chwyciło za serce panią Weldon, która zaczęła serdecznie dziękować. Amerykanin podziękowania te przyjął w uprzejmym milczeniu, a chcąc zmienić temat rozmowy, zapytał obojętnie:
- Ci czarni, to niewolnicy państwa zapewne?
- W Stanach Zjednoczonych niewolnictwo zostało zniesione. Czyżby pan o tym nie wiedział? - z pośpiechem odpowiedziała pani Weldon, chcąc zatrzeć przykrość, jaką pytanie Amerykanina musiało sprawić Herkulesowi i jego towarzyszom.

Pan Harris naprzód chłodnym okiem spojrzał na Murzynów, a następnie ozięble odpowiedział:
- Ach, prawda!... Zapomniałem, że wojna w 1862 roku rozwiązała tę sprawę na niekorzyść białej rasy!
- Ale my ciągle stoimy w lesie, a przecież mamy tutaj swe apartamenty, do których najuprzejmiej zapraszamy pana - z wesołym uśmiechem odezwała się pani Weldon.

Pan Harris zaproszenie to przyjął w milczeniu, dziękując za nie ukłonem. W czasie powrotnej drogi Dick głęboko zastanawiał się nad propozycją Amerykanina i odbyciem wspólnej podróży do farmy San Felice. Udanie się w głąb kontynentu, aby w ten sposób dotrzeć do ludzkich siedzib, było nieodzowne, lecz podróż zapowiadała się nie najlepiej; wszystko wskazywało, iż będzie ona długa i bardzo uciążliwa. Dick wahał się, czy wolno mu narażać panią Weldon i jej małego synka na podobne trudy?... Czy nie lepiej by było, ażeby w podróż udał się on sam w towarzystwie jedynie Batyego na przykład, pozostawiając panią Weldon pod opieką starego Toma i potężnego Herkulesa?

Postanowił te wszystkie wątpliwości wyjawić nowemu znajomemu i poprosić go o radę. Ale pan Harris uspokoił go całkowicie.
- Istotnie - mówił - droga do Limy, a nawet i do farmy San Felice jest długa i dosyć uciążliwa, bo przecież przechodzić będziemy przez puszczę nieomal dziewiczą. Pani Weldon może korzystać z mojego konia, którego pozostawiłem nad rzeczką, a którego oddaję jak najchętniej do dyspozycji mojej rodaczce i jej małemu synkowi. Co zaś do odległości, to idąc brzegami rzeczki, przy której się spotkaliśmy, mielibyśmy istotnie 200 mil do zrobienia; jeżeli jednak pójdziemy wprost przez las, to skrócimy sobie znacznie drogę, o połowę przynajmniej, tak, iż robiąc po dziesięć mil dziennie - 16 kilometrów, co nikogo zmęczyć zbytnio nie może, dotarlibyśmy do San Felice po upływie jakiegoś tygodnia. I jeżeli państwo macie wystarczające zapasy żywności, to możemy śmiało choćby dziś jeszcze wyruszyć. Prowiant, który ja mam ze sobą, wystarczy dla jednego zaledwie człowieka.
- O, żywności mamy dosyć i chętnie podzielilibyśmy się nią z panem w razie potrzeby - odpowiedziała pani Weldon.
- W takim razie i ta ostatnia trudność już nie istnieje wesoło powiedział Amerykanin - i moim zdaniem zrobilibyśmy bardzo dobrze, gdybyśmy wyruszyli w drogę natychmiast, nie tracąc czasu.

Dick wciąż miał jednak pewne wątpliwości. Jako marynarzowi, ciężko było mu rozstawać się z morzem, perspektywa zagłębienia się w nieznany las niezbyt mu się uśmiechała. Swe wahania wyraził on w całej serii pytań, z którymi zwrócił się do pana Harrisa.
- Niech mi pan zechce powiedzieć czy nie byłoby rozsądniej, byśmy, zapominając o Limie, udali się brzegami morza do pierwszego lepszego nadmorskiego miasta? Trudności podróży są wszędzie mniej więcej takie same, droga brzegiem z wielu względów wydaje się mi nie tylko bardziej racjonalna, lecz nade wszystko bezpieczniejsza.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

<< wstecz 1 2 3 dalej >>


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

USA: Badlands NP
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

GLP 1; Quito
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl