HAWAJE
18:54
CHICAGO
22:54
SANTIAGO
01:54
DUBLIN
04:54
KRAKÓW
05:54
BANGKOK
11:54
MELBOURNE
15:54
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 3; Malcolm - Castle
DkG 3; Malcolm - Castle

Juliusz Verne


Zamek Malcolm, jeden z najpoetyczniejszych w Szkocji, wzniesiony jest ponad piękną doliną wioski Luss, a czyste wody jeziora Lomond obmywają granitowe podstawy jego murów. Od niepamiętnych czasów należał on do rodziny Glenarvan, która w ojczyźnie Rob- Roya i Fergusa Mac- Gregora przechowała w czystości tradycje gościnnych obyczajów starych bohaterów walterskotowskich.

W epoce rewolucji socjalnej w Szkocji, ci z wasalów, którzy nie mogli dawnym naczelnikom klanów zbyt wygórowanych opłacać dzierżaw, zostali usunięci; jedni poumierali z głodu, drudzy zostali rybakami, a inni nareszcie wyemigrowali. Rozpacz była powszechna. Jedna tylko rodzina Glenarvanów zachowała to przekonanie, że dotrzymanie słowa równie obowiązuje wielkich i małych, i nie naruszyła stosunków swych z dzierżawcami. Ani jeden z nich nie opuścił rodzinnej swej strzechy i ziemi, w której spoczywały prochy jego przodków; wszyscy pozostali w klanie swych dawnych wodzów. Dlatego też w tej epoce nawet, w tym wieku obojętności i niezgody, rodzina Glenarvan miała samych jedynie Szkotów tak w zamku Malcolm, jak i na pokładzie Duncana; wszyscy oni byli potomkami wasalów Mac- Gregora, Mac- Farlane`a, Mac- Nabbsa, Mac- Naugthonsa, to jest byli synami hrabstw Sterlingu i Dumbartonu. Dzielni ci ludzie duszą i ciałem oddani byli swemu panu, a niektórzy z nich dotąd jeszcze nie zapomnieli dawnego narzecza starej Kaledonji.

Lord Glenarvan był panem ogromnego majątku, którego używał szczodrze na cele dobroczynne; dobroć serca przewyższała jeszcze wrodzoną mu szlachetność i hojność. Pan Lussy, laird Malcolmu, był reprezentantem swego hrabstwa w izbie lordów, lecz w charakterze legitymisty- jakóbity. Niewiele dbając o przypodobanie się domowi Hanowerskiemu, źle też był widziany przez angielskich mężów stanu, szczególniej zaś dlatego, że trzymał się starych tradycyj swych przodków i energiczny stawiał opór wdzieraniu się „tradycyj południowych” w sferę polityczną.

Przy tem wszystkiem lord Edward Glenarvan nie był człowiekiem ani zacofanym, ani krótkowidzącym, ani ograniczonej inteligencji. Owszem, bramy jego hrabstwa otworem stały dla wszelkiego postępu; ale w duszy pozostawał Szkotem i dla sławy to Szkocji z jachtami swemi stawał do zapasów na wszystkie gonitwy i walki, ogłaszane przez „Królewski Jachtowy Klub na Tamizie”.

Edward Glenarvan miał trzydzieści dwa lata; był wysokiego wzrostu, rysów twarzy nieco surowych; miał nieopisaną słodycz spojrzenia, a cała postawa jego tchnęła urokiem górskiej poezji "highlandu". Znany był jako waleczny, przedsiębiorczy, zuchwały "Fergus" XIX wieku, lecz zarazem dobry nad wszelki wyraz.

Lord Glenarvan od trzech dopiero miesięcy zaledwie był żonaty; poślubił on miss Helenę Tuffnel, córkę słynnego podróżnika Wiliama Tuffnela, który sam był jedną z licznych ofiar nauk geograficznych i zgubnej namiętności do odkryć.

Miss Helena nie należała do szlacheckiej rodziny, ale była Szkotką, co w oczach lorda Glenarvan miało największą wartość - i młodą tę, powabną, odważną i przywiązaną dziewicę pan na Lussy wybrał na dozgonną swą towarzyszkę. Poznał ją żyjącą samotnie, sierotę, prawie bez majątku, mieszkającą w domu ojcowskim w Kilpatrick. Odrazu odgadł w nie] zacną niewiastę i poślubił ją bez namysłu. Miss Helena miała dwadzieścia dwa lata, blond włosy i oczy jasno- niebieskie, jak woda na szkockich jeziorach w pięknym wiosny poranku. Miłość jej dla męża była większa jeszcze niż wdzięczność. Kochała go tak, jakgdyby to ona była bogatą dziedziczką, a on ubogim sierotą opuszczonym. Dzierżawcy, włościanie i słudzy duszęby za nią oddali z ochotą i nazywali ją: nasza dobra pani z Luss.

Lord Glenarvan i lady Helena żyli szczęśliwi w Malcolm- Castle, w pośród wspaniałej i dzikiej zarazem natury kraju górzystego, przechadzając się pod cieniem starych kasztanów, brzmiących jeszcze niekiedy echem dawnych wojennych pieśni (pibrochs), lub błądząc wśród opustoszałych wąwozów, gdzie historja Szkocji w odwiecznych wypisana jest zwaliskach. To błądzili po lasku brzezinowym czy modrzewiowym, wpośród obszernych płaszczyzn, zasianych pożółkłym wrzosem, to wdzierali się na strome szczyty Ben Lomondu, albo konno przebiegali puste odłogi, napawając się pięknościami tej poetycznej krainy, dotąd jeszcze nazywanej „Krainą Rob Roya”, którą z takim czarującym talentem opiewał Walter- Scott nieśmiertelny. Przy zapadającym zmroku, gdy na horyzoncie rozbłysła jasna latarnia Mac- Farlane`a, przy świetle jej chodzili po galerji, okalającej zamek - Malcolm, a tam zadumani, samotni, nie pomnąc o reszcie świata, wśród poważnego milczenia natury, marzyli długo, mile... aż ich noc chłodna ostrzegła nareszcie, że potrzeba powrócić do komnat zamczyska.

Tak im przeszły pierwsze po ślubie miesiące. Lecz lord Glenarvan nie zapomniał, że żona jego była córką wielkiego podróżnika; domyślał się, że lady Helena musi żywić w duszy wszystkie skłonności swego ojca, i nie mylił się w tym względzie.

Duncan został zbudowany nato jedynie, aby lorda i lady Glenarvan przeniósł do najpiękniejszych w świecie krain, na wody morza Śródziemnego, a nawet aż do wysp archipelagu. Łatwo odgadnąć, jaką radość lady Helenie sprawiło oddanie Duncana do jej rozporządzena. Bo i rzeczywiście, czyż jest większe szczęście, jak upajać się wrażeniami pierwszej miłości pod zachwycającem niebem Grecji i miesiąc miodowy spędzić na czarownych wybrzeżach Wschodu!

Tymczasem lord Glenarvan pojechał do Londynu. Ponieważ chodziło o ocalenie biednych rozbitków, zatem chwilowe to oddalenie się męża więcej niecierpliwiło, niżeli zasmucało lady Helenę. Nazajutrz rano depesza od męża otrzymana uwiadamiała ją o rychłem jego powrocie; wieczorem tegoż dnia odebrała list, w którym prosił ją o przedłużenie urlopu, bo propozycje jego napotkały na niejakie trudności; trzeciego dnia lady Helena znowu otrzymała od męża list, w którym lord nie taił swego niezadowolenia z admiralicji.

Od tej chwili lady Helena poczęła być niespokojna. Wieczorem, gdy sama siedziała w swym pokoju, intendent zamku, p. Halbert, wszedł z zapytaniem, czy lady pozwoli wprowadzić do siebie nieznane dziewczę z chłopczykiem, którzy pragną widzieć się z lordem Glenarvan.
- Czy są z tych stron? - spytała lady Helena.
- Nie, pani - odrzekł intendent - nie znam ich; do Balloch przybyli koleją, a z Balloch do Luss przyszli pieszo.
- Poproś ich, panie Halbert - rzekła lady Glenarvan.
Intendent wyszedł. W chwilę potem młoda para wprowadzona była do pokoju lady Heleny. Byli to brat i siostra; podobieństwo rysów pokazywało to na pierwszy rzut oka. Siostra miała lat szesnaście; piękna jej, choć tchnąca niejakiem strudzeniem twarzyczka, oczy, na których znać było, że często i długo płakały, postawa pełna rezygnacji i odwagi, skromna, lecz porządna i czysta odzież, dobrze o niej świadczyły. Trzymała ona za rękę chłopczyka dwunastoletniego, który z postawy pragnąłby uchodzić za opiekuna i protektora swej starszej siostry. I rzeczywiście, ktoby chciał jej ubliżyć, niełatwą miałby sprawę z tym zuchwałym malcem.
Siostra zmieszała się trochę w obecności lady Heleny, lecz ta zachęcając ją uprzejmem, dobrotliwem wejrzeniem, rzekła:
- Macie mi coś do powiedzenia, moje dzieci?
- Nie - odpowiedział śmiało chłopiec - nie z panią, lecz z lordem Glenarvan pragnęlibyśmy pomówić.
- Daruj mu pani jego śmiałość - rzekła wtedy dziewczynka karcąc brata wzrokiem.
- Niema w tej chwili w zamku lorda Glenarvana - powiedziała lady Helena - lecz jestem jego żoną i mogę go wam w zupełności zastąpić.
- Pani jest lady Glenarvan? - zawołało dziewczę.
- Tak jest, miss.
- Żoną lorda Glenarvan z Malcolm- Castle, który w Timesie ogłosił, że ma wiadomość o rozbitym okręcie Britannia?
- Tak, tak! - z niecierpliwością powtórzyła lady Helena - a wy....
- Ja jestem miss Grant, pani, a on jest moim bratem.
- Miss Grant! miss Grant! - zawołała lady Helena, chwytając dziewczynkę za ręce i ciągnąc ją do siebie, oraz całując okrągłe policzki chłopca.
- Lady Glenarvan, proszę nam powiedzieć, co pani wie o katastrofie, która spotkała mojego ojca?- pytała gorączkowo dziewczyna.- Czy ojciec żyje? Czy zobaczymy go jeszcze? Proszę mówić, błagam!
- Drogie dziecko- rzekła lady Helena- niech mnie Bóg strzeże , abym w tak poważnych okolicznościach dała ci lekkomyślną odpowiedź. Nie chciałabym, abyście się daremnie łudzili...
- Proszę mówić całą prawdę!Proszę! Jestem odważna i wszystko potrafię znieść...
- Moje drogie dziecko- powtórzyła lady Helena- niewielka jest nadzieja, ale możliwe, że kiedyś ujżycie ojca.
- Mój Boże!Mój Boże!- zawołała panna Grant nie mogąc powstrzymać łez, podczas gdy Robert całował ręce lady Heleny.
Gdy minęły pierwsze wybuchy radości połączonej ze łzami, dziewczyna zasypała lady Helenę pytaniami.Lady Helena opowiedziała jej o znalezionym dokumencie, o zatonięciu Britannii u brzegów Patagonii, o tym, że po katastrofie kapitan i dwaj marynarze, którzy pozostali przy życiu , dotarli prawdopodobnie na stały ląd, i wreszcie o tym, jak wezwali pomocy całego świata w trójjęzycznym liście rzuconym na łaskę i niełaskę oceanu.

Podczas tej opowieści Robert Grant pożerał wzrokiem lady Helenę. Życie jego zdawało się zależeć od jej słow. Dziecinna fantazja podsuwała mu obrazy straszliwych przeżyć, których ofiarą musiał paść jego ojciec. Widział go na pokładzie Britannii, tonął wraz z nim w burzliwyrn morzu, czepiał się skalistych brzegów i dysząc wlókł się po piasku poza zasięg fal. Kilka razy podczas tego opo­wiadania wyrywały mu się z ust okrzyki:
- Och!Tatusiu! Mój biedny tatusiu! i tulił się do siostry Panna Grant natomiast słuchała cały czas bez słowa, ze splecionymi dłońmi, i dopiero gdy lady Helena skończyła, dziewczyna zawołała błagalnie:
- List! Chciałabym zobaczyć ten list!
- Nie mam go, moje drogie dziecko - odparła lady Helena.
- Nie ma go pani?
- Nie, dla dobra twego ojca musiał być zabrany do Londynu. Wziął go z sobą mój mąż, ale opowiedziałarn wam treść słowo w słowo, jak również, w jaki sposób udało się nam odkryć jego właściwy sens. Wśród strzępków nieczytelnych prawie zdań fale morskie pozostawiły kilka cyfr. Niestety, długość geograficzna...
- Obejdziemy się bez niej! - zawołał chłopiec.
- Oczywiście, Robercie - odparła lady Helena uśmiechając się na widok jego zdecydowanej postawy.
- Widzi więc pani - zwróciła się do panny Grant - że teraz już znacie najdrobniejsze szczegóły tych listów równie dobrze, jak ja.
- Tak - odrzekła dziewczyna - ale chciałabym zobaczyć pismo ojca.
- Lord Glenarvan wróci prawdopodobnie jutro. Zabrał te dokumenty ze sobą, żeby przedstawić je komisarzom Admiralicji i uzyskać na ich podstawie obietnicę niezwłocznego wysłania statku na poszukiwanie kapitana Granta.
- Naprawdę?! zawołała dziewczyna. - I to wszy­stko zrobili państwo dla nas?
- Tak, moja droga. Teraz w każdej chwili spodzie­wam się powrotu męża.
- Niech was Bóg błogosławi, lorda Glenarvana i pa­nią - powiedziała dziewczyna żarliwie i z głęboką wdzięcznością.
- Drogie dziecko odparła lady Glenarvan - nie ma za co dziękować, każdy zrobiłby to samo na naszym miejscu. Oby tylko ziściły się nadzieje, które w was obudziłam! Zostańcie w zamku aż do powrotu lorda Glenarvana...
- Nie chciałabym nadużywać dobroci, jaką pani okazuje nam, nieznajomym.
- Nieznajomym?! Ani pani, ani jej brat nie jesteście obcy w tym domu. Chcę, aby po swoim powrocie lord Glenarvan mógł osobiście opowiedzieć dzieciom kapitana Granta, jakie kroki będą przedsięwzięte dla uratowania ich ojca.
Nie podobna było odmówić tak serdecznemu zaproszeniu. Stanęło na tym, że Mary Grant i jej brat pozostaną w Malcolm- Castle, póki nie wróci lord Glenarvan.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Szkocja: Moje Argyll...
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

MwM 7: Długa droga do domu
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl