HAWAJE
16:33
CHICAGO
20:33
SANTIAGO
23:33
DUBLIN
02:33
KRAKÓW
03:33
BANGKOK
09:33
MELBOURNE
13:33
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką » 5TPBnA; Rozdział XXXII
5TPBnA; Rozdział XXXII

Juliusz Verne


Z samego rana zbadali podróżni część wybrzeża, na którem wczoraj zarzucili kotwicę. Przyjaciele nie mieli odwagi wspominać o nieszczęśliwym towarzyszu.
Nareszcie przemówił Kennedy.
- Joe może nie zginął, jest on bardzo zręczny i znakomicie pływa. Ujrzymy go znowu, ale tego nie wiem, gdzie mianowicie. Uczynimy wszystko, aby mu dać możność zbliżenia się do nas.


- Niechaj Bóg wysłucha twych słów, Dicku! - rzekł doktór wzruszony - zrobimy wszystko, aby odnaleść naszego przyjaciela. Przedewszystkiem usuńmy z "Victoryi" na nic już nie przydatną zewnętrzną powłokę. Uwolnimy się od znacznego ciężaru, 650 funtów, a to się opłaci.
Dwaj towarzysze wzięli się do roboty, połączonej z wielkiemi trudnościami; musiano bardzo mocną materyę jedwabną zrywać po kawałku. Praca ta trwała 4 godziny, balon wewnętrzny nie został uszkodzony.
"Victoria" po zdjęciu powłoki znacznie się zmniejszyła, co wywołało wielkie zdziwienie ze strony Kennedy`ego.
- Nie obawiaj się Dicku, potrafię przywrócić równowagę i gdy nasz biedny Joe powróci, będzie mógł z nami znowu podróżować.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to w chwili upadku znajdowaliśmy się niedaleko od jakiejś wyspy.
- Tak i mnie się zdaje, ale wyspa ta, jak i wszystkie inne Tschadu, niewątpliwie jest zamieszkana przez rozbójników morskich. Dzicy ci byli świadkami naszej katastrofy. Co się stanie z Joem, gdy wpadnie w ich ręce, o może przesądy plemienia go ocalą?
- Joe będzie się umiał zręcznie wywinąć, ufam w jego spryt i przytomność umysłu.
- Ja także! Teraz Dicku możesz polować w okolicy, nie oddalając się zbytnio, trzeba koniecznie zgromadzić zapasy żywności.
- Dobrze, pójdę i nie długo powrócę.
Liczne strzały, dolatujące niebawem do uszu doktora, stwierdzały, że polowanie będzie uwieńczone pomyślnym rezultatem. Doktór zajął się teraz sprawdzeniem przedmiotów znajdujących się w łodzi i przywróceniem równowagi drugiego balonu, na czem zeszedł mu dzień cały. Kennedy`emu polowanie się powiodło, przyniósł moc gęsi, dzikich kaczek, bekasów i t. p. i wziął się zaraz do wędzenia dziczy.
Nastał wieczór. Po spożyciu wieczerzy, złożonej z pemikanu i sucharów oraz wypiciu herbaty, ułożyli się na przemian do snu. Podczas czuwania każdemu się zdawało, że słyszy głos Joe`go.
O świcie doktór obudził Kennedy`ego.
- Długo rozmyślałem nad tem, co mamy czynić, aby odszukać naszego towarzysza.
- Zgadzam się na wszystko, coś postanowił, powiedz więc...
- Przedewszystkiem powinien Joe otrzymać wiadomość od nas.
- To się rozumie, mógłby pomyśleć, żeśmy go opuścili...
- To niemożliwe, zna nas zbyt dobrze, aby podobne myśli mogły przyjść mu do głowy, pomimo to powinien się dowiedzieć, gdzie jesteśmy.
- Ale jakim sposobem?
- Zajmiemy znowu miejsca w łodzi i wzniesiemy się w powietrze.
- A gdy nas wiatr uniesie?
- Tego nie będzie. Wiatr posunie nas w kierunku jeziora, a okoliczność ta jest bardzo pomyślną. Przez cały dzień będziemy się wznosili nad tą olbrzymią powierzchnią wód. Joe może nas tam najłatwiej zauważyć, gdyż oczy jego będą wciąż ku górze zwrócone, a może mu się uda nas zawiadomić o miejscu swego pobytu.
- Jeżeli jest sam i wolny, nie omieszka tego uczynić.
- A nawet gdy jest uwięziony - dodał doktór - ujrzy nas zaraz i domyśli się celu naszych poszukiwań. Tuziemcy nie mają zwyczaju zamykać swych więźniów.
O 7-mej godzinie rano odczepiono kotwicę, "Victoria" wzniosła się w powietrze na 200 stóp i niebawem zagnaną została ponad jezioro, nad którem przebiegała z szybkością 20 mil na godzinę.
Doktór wznosił się i spuszczał z wysokości 500 do 200 stóp. Kennedy często strzelał. Przybywszy ponad wyspy, przyjaciele spuszczali balon i dokładne robili poszukiwania.
- Wszystko daremne! - rzekł z rozpaczą po upływie dwóch godzin Kennedy.
- Bądź cierpliwy, Dicku, nie powinniśmy tracić nadziei. Jesteśmy bardzo blisko od miejsca wypadku. Do godziny 11-tej "Victoria" przebyła około 90 mil, wpadła tylko w inny prąd, który gnał ją na wschód. Balon unosił się teraz nad wielką i gęsto zaludnioną wyspą, którą doktór poznał jako wyspę Farram ze stolicą Boddiomahów. Lecz i tu nie natrafiono na żaden ślad Joe`go.
Około godziny 3-ciej ujrzano wioskę Tangalia, położoną na wschodnim brzegu Tschadu, był to krańcowy punkt, do którego doszedł podróżnik Denham. Doktór zaczął się niepokoić zmianą kierunku wiatru, który go mógł zagnać w nieprzejrzane puszcze środkowej Afryki.
- Musimy się teraz zatrzymać, a nawet wylądować; zwłaszcza w interesie Joe`go jest to konieczne, ażeby powrócić przez jezioro, należy tylko znaleść przeciwny prąd wiatru.
Przez godzinę całą szukał doktór w rozmaitych strefach i nakoniec na wysokości 1000 stóp natrafił na silny wiatr, który gnał balon na północo-zachód.
Przekonano się teraz, że Joe nie znajdował się na wyspach jeziora, gdyż znalazłby środek stwierdzenia swej bytności.
- Może go na ląd uprowadzono - myślał doktór, spoglądając na północny brzeg Tschadu.
Około godziny 5-tej wieczorem Fergusson oznajmił miasto Lari. Silny wiatr gnał dalej balon, aniżeli pragnął tego doktór, ale teraz znów nastąpiła zmiana prądu i "Victoria" uniesioną została ściśle do tego samego punktu, gdzie wczoraj nocowano.
Z nadejściem nocy wiatr się uspokoił i dwaj przyjaciele czuwali w rozpaczliwem usposobieniu.



Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką
WARTO ZOBACZYĆ

RPA: Zulusi
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AUS i PNG 1; Powietrzny maraton
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl