HAWAJE
12:32
CHICAGO
16:32
SANTIAGO
19:32
DUBLIN
22:32
KRAKÓW
23:32
BANGKOK
05:32
MELBOURNE
09:32
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką » 5TPBnA Rozdział XXVIII
5TPBnA Rozdział XXVIII

Juliusz Verne


Podróżni od chwili wyruszenia jechali z wielką szybkością, pragnęli oni stracić z oczu tę pustynię, która tyle złego im wyrządziła. Niebawem zauważono bujną roślinność i trawy, które podróżnym tak samo, jak Kolumbowi zwiastowały bliskość lądu. Fergusson powitał radośnie te nowe okolice i jak majtek na statku mógł zawołać: ląd! ląd! Po upływie godziny roztoczył się przed jego oczyma kontynent, który dotąd robił dzikie wrażenie.

- Jesteśmy zatem teraz w krajach cywilizowanych? - pytał strzelec.
- Cywilizowanych? - Co pan mówisz, przecież mieszkańców jeszcze nie widać.
- Dzięki szybkości, z jaką podróżujemy, nie długo i mieszkańców ujrzymy - odpowiedział doktór.
- Czy jesteśmy jeszcze wciąż w kraju negrów, panie Samuelu?
- Tak, a potem przybędziemy do Arabów.
- Do Arabów, do prawdziwych Arabów z wielbłądami?
- Bez wielbłądów; zwierzęta te są tu prawie nieznane, napotyka się je dopiero parę stopni dalej na północ.
- To mi się niepodoba!
- Dlaczego?
- Ponieważ przy niekorzystnym wietrze przydałyby się nam. Przychodzi mi właśnie myśl, panie doktorze, że możnaby je zaprządz do łodzi i dać się ciągnąć.
- Myśl tę powziął już kto inny przed tobą, kochany Joe, i została w czyn wprowadzoną przez utalentowanego francuskiego pisarza, wprawdzie tylko w jednym z jego romansów...
Widzisz zatem, że projekt twój należy do sfery fantazyi i niema nic wspólnego z naszym środkiem lokomocyi. Joe, który czuł się nieco dotkniętym, że myśl jego znalazła już zastosowanie, począł znów przyglądać się okolicy.

Jeziora średniej wielkości rozciągały się pod nimi, a zamykały je amfiteatralnie wzniesione pagórki, ciągnęły się tu liczne urodzajne doliny z rozmaitemi drzewami; palmy oliwne z liśćmi długiemi na 15 stóp, bombyxy, pendanusy i t. d.
Baobaby i orzechy sudańskie uzupełniały bujną roślinność.
- Cudowny to kraj - rzekł doktór.
- Już widać zwierzęta, a ludzie są także niedaleko! - zawołał Joe.
- Ach! - odezwał się Kennedy, gdyby tak można urządzić małe polowanie.
- Nie możemy się zatrzymać przy tak silnym prądzie, uzbrój się trochę w cierpliwość, a będziesz wynagrodzony sowicie.
W istocie był powód, mogący strzelca wzruszyć. Dickowi serce uderzało przyspieszonem biciem i ręka mimowoli chwytała za broń.

Fauna tego kraju nie ustępowała florze. Dziki wół tarzał się w tak gęstej trawie, że nikł w niej, szare, czarne i żółtawe słonie biegły przez lasy, robiąc spustoszenia po drodze. Widać było także krowy i konie rzeczne; słowem, cała menażerya rzadkich zwierząt wśród cudownej oranżeryi. Po tej pięknej roślinności poznał doktór dumne królestwo Adamova.
- Obecnie wkraczamy do miejsc zwiedzonych przez nowych odkrywców - oznajmił doktór swym towarzyszom - szczęśliwe to zrządzenie losów. Będziemy mogli połączyć podróże odkrywcze kapitanów Burtona i Speke z podróżą Bartha i niebawem dojdziemy do krańca, do którego dotarł ten odważny podróżnik.
- Zdaje mi się - zauważył Kennedy - iż drogi te są w znacznej odległości jedna od drugiej.
- Możemy to łatwo sprawdzić, weź kartę do ręki i przekonaj się, jaki stopień długości posiada południowy kraniec jeziora Ukerewe, do którego dotarł Speke.
- Miejscowość ta jest położoną pod 37°.
- A miasto Jola, które wieczorem ujrzymy, punkt, do którego przybył Barth?
- Pod 12° długości.
- Różnica zatem 25 stopni, każdy po 6 mil, czyli 150 mil.
- Ładny spacer dla ludzi, wędrujących pieszo.
- Pomimo to odbywają go. Jeszcze przed ukończeniem tego stulecia będą te niezmierzone okolice zbadane. Ale... - spojrzawszy na kompas - dodał Fergusson - żałuję, że wiatr gna nas na zachód, wolałbym, aby nas zwrócił więcej na północ.

Po 12-godzinnej podróży znalazła się "Victoria" w granicach Nigrycyi. Olbrzymie wierzchołki gór Atlantika wznosiły się ku horyzontowi. Wysokość tych gór wynosiła około 1300 sążni. Zachodni skłon Atlantika reguluje odpływ wszystkich wód w tej części Afryki do oceanu, są to góry księżycowe tej okolicy. Niebawem oczom podróżnych ukazała się prawdziwa rzeka, a była nią Benue, wielki dopływ Nigru, nazywany przez tuziemców "ródłem wód".
- Rzeka ta - mówił doktór - będzie kiedyś naturalnym środkiem komunikacyjnym z wnętrzem Nigrycyi. Pod dowództwem jednego z naszych odważnych kapitanów, parowiec "Plejada" przepłynął tę rzekę do miasta Jola. Widzicie zatem, że znajdujemy się w znanym kraju.

Liczni niewolnicy zajmowali się robotą w polu, plantując sargo. Ogromne zdziwienie powstało wśród tych ludzi, gdy "Victoria" leciała nad nimi jak meteor. Wieczorem balon zatrzymał się w odległości 40 mil od Jola; w pobliżu wznosiły się śpiczaste szczyty gór Mendif.

Doktór polecił zarzucić kotwicę i przymocować ją do wysokiego drzewa, ale ostry wiatr trząsł "Victorią" do tego stopnia, że chwilami, układała się na bok, a łódź znajdowała się w niebezpieczeństwie. Fergusson nocy tej nie zmrużył oka; nieraz miał ochotę przeciąć linę i uciec, na szczęście wichura ustała i balon nie ulegał więcej wstrząśnieniom.

Nazajutrz wiatr był umiarkowany, ale odsunął podróżnych od miasta Jola, któremu Fergusson chciał się przyjrzyć, nie było jednak na to rady i balon był zmuszony żeglować na północ, a nawet nieco na wschód.

Kennedy zaproponował zatrzymać się w tym kraju dla polowania; Joe twierdził, że kuchnia jego wymaga zaprowiantowania w świeże mięso, ale dzikie obyczaje okolicy, wrogie stanowisko ludności i kilka strzałów, skierowanych ku "Victoryi", skłoniły doktora do puszczenia się w dalszą drogę.

Unoszono się nad krajem, który jest widownią pożarów i mordów, w którym krwawe walki pomiędzy sułtanami nigdy nie ustają. Liczne, zamieszkane przez negrów wsie, znajdowały się wśród wielkich łąk, których gęste trawy usiane były fioletowemi kwiatami.

Pomimo wszelkich usiłowań, doktór pożeglował w kierunku północo-wschodu, wprost na górę Mendif; wysokie szczyty tych gór dzielą basen Nigru od łożyska jeziora Tschad. Wkrótce ukazała się Bagele ze swoimi 18 wsiami. O 3-ciej godzinie "Victoria" znajdowała się naprzeciwko góry Mendif, musiano wznieść się ponad nią na wysokość 8000 stóp. Zimno było tak przejmujące, że podróżni musieli okryć się kocami.

O godzinie 5-tej "Victoria" znalazła się ponad równiną, zarzucono kotwicę i łódź zbliżyła się do ziemi. Kennedy niebawem wyszedł, wziąwszy strzelbę do ręki. Wkrótce powrócił, niosąc tuzin dzikich kaczek i bekasów, z których Joe przygotował wieczerzę.


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką
WARTO ZOBACZYĆ

Dzieci świata - małe i duże
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

KwA 2: 10`05; Jutro...
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl