HK 12; Everest Base Camp
| Ekipa Himalayak
|
|
Kolejny dzień, kolejne wyzwanie. Everest Base Camp - trzy godziny marszu moren± lodowca Khumbu. Docieramy do EBC, na miejscu jak zwykle krótka sesja foto, ogl±damy wrak nepalskiego ¶migłowca, który rozbił się tu wiosn± w czasie obchodów 50 rocznicy zdobycia Everestu. Zgin±ł podobno wtedy Nepalczyk i Rosjanin.
Schodzimy z powrotem do Gorak, zabieramy nasze rzeczy i rozpoczynamy zej¶cie na dół.
Przy zej¶ciu bardzo dokuczały nam odciski, ale powiększaj±ca się z każd± chwil± zej¶cia ilo¶ć tlenu wprawiała nas w ¶wietny nastrój.
Zamierzali¶my zej¶ć do Lobusz, ale Łuki i Arbuz, gdy tylko "poczuli" możliwo¶ć przebadania się jeszcze dzisiaj u amerykańskich wolontariuszek zaczęli naciskać, aby za wszelk± cenę i¶ć dalej.
Wtedy kierownik wyprawy Sikor niepewny subordynacji swoich ludzi, użył argumentu, który wtedy wydał się nam nieludzki. Powiedział mianowicie, że bardzo boli go kontuzjowane niegdy¶ kolano i musimy zostać na noc w miejscowo¶ci Dughla. Cóż zdrowie kolegi przede wszystkim, ale długo mu jeszcze tego nie zapomnimy. Rano następnego dnia szybko wyruszyli¶my do naszych uzdrowicielek i pocieszycielek. Umówmy się, że w tym miejscu przysłonimy nieco opowie¶ć woalem tajemnicy.
Wyruszyli¶my, z Pheriche po paru godzinach, na wszystkich twarzach bł±kał się nieziemski u¶miech zadowolenia...
Jeszcze tego samego dnia dotarli¶my do miejsca, w którym czuli¶my się już jak w domu - Namche Bazar. Tu byli¶my rozpoznawani na ulicach, dziewczęta u¶miechały się do nas kusz±c... pami±tkami ze swoich straganów.
Nasza ulubiona mama z Thawa Lodge przygotowała nam swój specjał: Stek z Yaka.
Wieczorem postanowili¶my uczcić szczę¶liwy powrót butelk± Everest Whisky. Skończyło się na kilku butelkach i wspólnych ¶piewach z mam±.
Dodatkowym powodem, dla którego skromne podsumowanie przerodziło się w huczn± imprezę, o której długo jeszcze miejscowi będ± sobie opowiadać w długie, zimowe wieczory było uroczyste opuszczenie DRUŻNYNY HAUSNERA (Minister Pracy i Opieki Społecznej) przez zwanego od tej pory powszechnie PANEM PREZESEM - Arbuza.
Drog± mailow± dowiedział się, bowiem rzeczony Arbuz, że po powrocie czeka na niego ciepła posada Pana Prezesa polskiego oddziału DUŻEJ MIĘDZYNARODOWEJ FIRMY.
Następnego dnia trzy osoby, które najbardziej wtopiły się w koloryt Namche Bazar: Kiki, Ryba i Arbi postanowiły pod pozorem wyleczenia pozostałych po trekkingu ran pozostać jeszcze w Namche, a reszta ekipy (ta nieczuła na tęskne spojrzenia miejscowych dziewcz±t) zeszła do Lukli, aby przygotować sprzęt kajakowy do zrealizowania głównego celu wyprawy, a więc spłynięcia dolnego odcinka rzeki Dudh Koshi.
Zaraz po rozdzieleniu się grupa, która pozostała w Namche Bazar zawi±zała I Nepalsko - Polski Regiment Kawalerii. Zaraz potem, gdy okazało się, że wynajęcie trzech koni kosztuje 600$, jednostka przekształcona została w Regiment Kawalerii Powietrznej. Szczegóły zostały ustalone (50$ od głowy za lot do Lukli) a my cieszyli¶my się już tylko minami naszych kolegów, którzy zobacz± nas wysiadaj±cych następnego dnia z podniebnego rumaka!!!
Niestety po raz kolejny okazało się, że rzeczywisto¶ć nie nad±ża za fantazj± niektórych z nas. ¦migłowiec nie przyleciał, a my musieli¶my nasz Regiment przemianować na: I Polski Regiment Spieszonej Kawalerii Powietrznej.
Smutek i beznadzieja, jakie nam towarzyszyły, można porównać tylko z odwrotem Armii Napoleona spod Moskwy. Przed wieczorem dotarli¶my do Lukli, gdzie spotkali¶my się z reszta ekipy.
Następnego dnia rozdzielili¶my się. Grupa zasadnicza ruszyła w trzydniowy trekking, który ma doprowadzić j± nad rzekę, a Kiki i ja wrócili¶my do Kathmandu, gdzie przez 10 dni będziemy czekali na wiadomo¶ci od naszych przyjaciół
"Kiki" Tomasz Młot i "Ryba" Dariusz Szewczyk
¬ródło: informacja własna
|