HAWAJE
05:12
CHICAGO
09:12
SANTIAGO
12:12
DUBLIN
15:12
KRAKÓW
16:12
BANGKOK
22:12
MELBOURNE
02:12
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Autostopem w świat » AWŚ 11; 9`1999; Z Florydy do Arizony
AWŚ 11; 9`1999; Z Florydy do Arizony



Pelicans on the western coast - our trip to San Diego
1.09.99

Pierwszy dzień szkoły w Polsce, a nasze nieustające wakacje trwają. I tak się dokładnie czuję, goszcząc w wielkim domu z basenem tuż nad kanałem. Słońce i palmy dookoła.


Miło znowu widzieć Melanie i jej rodzinkę: męża Billa (radiolog, niezły fotograf), dziesięcioletnią Heather, dwunastoletniego Mike`a, dwa psy (jeden szczeniak, którego trenują jako ochotnicy na potrzeby niepełnosprawnych), kota, egzotyczne, kolorowe rybki, żółwika i olbrzymiego jaszczura.

Ciekawe, że najlepiej z całej rodziny odżywia się właśnie jaszczur. Na lunch oraz pod wieczór dostaje talerz młodej, organicznej sałaty, szpinaku, brokułów, czy innej zieleniny, udekorowany świeżym kwiatem hibiskusa, który uwielbia. Zjedliśmy trochę zapasów jaszczurowego żarcia.



5.09.99

("I`ll tell you what. I wish I did more of hitch-hiking when I was your age. You get to see the country, meet different people. It`s more than money can buy - right there.")
"Powiem wam coś. Żałuję, że nie pojeździłem więcej stopem, jak byłem w waszym wieku. Zwiedza się kraj, spotyka różnych ludzi. To więcej niż można za pieniądze kupić."

(These days it seems like 70% of people are just running. I do too - get up in the morning and run. But do we know where are we running to? And do we want to be there when we get there?")
"Wydaje się, że w dzisiejszych czasach 70% ludzi po prostu pędzi. Ja również - wstaję rano i pędzę. Ale czy wiemy, dokąd pędzimy? I czy, jak już `dopędzimy`, czy będziemy chcieli tam być?" - z rozmowy z dziadkiem, który zabrał nas dziś z rana z New Port Richey, od Melanie.

Można by nakręcić cały film składający się tylko z tego, co mówią zabierający nas na stopa przeróżni ludzie.

Dziś było ciekawie. Inspektor elektrowni atomowych koniecznie chciał nas zaprosić na lunch. Dowiedziawszy się o naszej diecie: ("There you go - a fruit stand. Let`s load up. Listen, you choose anything you want to and make sure you get enough to take with you")
"Patrzcie - stragan z owocami. Słuchajcie, wybierzcie sobie na co tylko macie ochotę i weźcie też na później."

Jeszcze kawałek z historii życia ostatniego kierowcy (dojechaliśmy razem aż do Pensacola, nie myśleliśmy, że taki dystans dziś zrobimy):
("How old are you? Really?!! You`re older than me. I`m 23. But I`ve been through a lot, lived in so many places, had so many different jobs, joined the army but that was a mistake. Was married at 19, divorced at 21. She left me... for a woman. I went drinking for one year, could`t recover. Thse things don`t happen, only in the movies. It`s O.K. now. Only it`s hard to explain to people. The family doesn`t understand - `She what...?!!")
"Ile macie lat? Naprawdę?!! Jesteście starsi ode mnie. Ja mam 23. Ale przeszedłem w życiu przez wiele. W wielu miejscach mieszkałem, w wielu pracowałem, poszedłem do wojska, ale to był błąd. Ożeniłem w wieku 19, rozwiodłem w wieku 21 lat. Porzuciła mnie... dla kobiety. Piłem przez cały rok, nie mogłem dojść do siebie. Takie rzeczy się nie zdarzają, chyba że na filmach. Teraz już w porządku. Tylko ciężko wyjaśnić ludziom. Rodzina nie rozumie - `Ona, co zrobiła...?!!"

I tak to jedziemy i słuchamy. Każdy ma swoją historię.

6.09.99

Pobudka na plaży w Pensacoli, przy której wysadził nas nasz wczorajszy ostatni kierowca. Nie dało się zbyt długo pospać, bo słońce, jak tylko wstało, zrobiło z plaży patelnię. Ruszyliśmy więc dalej.

Sama zadziwiona jestem naszą szybkością. Jeden dzień - cztery różne stany. Opuściliśmy Florydę, na pace pick-up`ów przejechaliśmy dosyć sprawnie Alabamę i Missisipi i po południu z dwoma kolesiami wjechaliśmy do Louisiany, a wieczorem zawitaliśmy w Nowym Orleanie. Nasi kierowcy zaprosili nas do dobrej restauracji, pokazali centrum miasta, French Quarters (szalone miejsce).

Przeszliśmy się uliczkami z samymi tylko pubami, jazz-clubami itp. Wszędzie muzyka na żywo, tłum młodych, odjechanych ludzi. Posiedzieliśmy w jednym ze słynniejszych pubów, posłuchaliśmy kobiety grającej na fortepianie i śpiewającej głębokim, zniszczonym trochę, ale interesującym głosem.

Do jednego miejsca nas nie wpuścili, bo nie mieliśmy I.D. (dowodu tożsamości), a trzeba mieć powyżej 21 lat, aby w ogóle wejść do pubu. No cóż...

8.09.99

Nasza servasowa gospodyni tu w Nowym Orleanie, Angie, zaprosiła mnie dziś do szkoły, w której pracuje jako psycholog. Szkoła w biednej dzielnicy, prawie same czarne dzieci - śliczniutkie.

Akurat klasa dziewięciolatków miała lekcję w bibliotece, koło biura Angie, więc zostałam przedstawiona, poopowiadałam o Polsce i o naszej podróży. Na pytanie "Czy wiecie, w jakim języku mówi się w Polsce?" usłyszałam od dzieciaków po pierwsze: "po hiszpańsku!", potem było wszystko: chiński, angielski, japoński, francuski. Na polski nie wpadł nikt. Nieszkodzi.

Ja musiałam odpowiadać na ciekawsze pytania:
- "Czy macie w Polsce Mc Donalds`a?"
- "Czy widziałaś rekina?"
- "Czy masz dzieci?"
- "Czy mówisz po afrykańsku?"
- "Zatańczysz dla nas?"
- "Czy mogę pojechać z tobą?"

10.09.99

Żydowski Nowy Rok. Angie zaprosiła nas na wieczorną imprezę do swoich znajomych. Wspólna medytacja i wspaniały posiłek, my dołożyliśmy się z naszą sałatką z brokuła i kukurydzy, i specjalnie przyrządzonymi grzybkami.

11.09.99

Czas znowu ruszyć w drogę. Trochę ciężko, bo od jakiegoś czasu mam problem z pęcherzem. Nie wiem co jest, pierwszy raz w życiu. Ale nie chcę brać żadnych prochów, piję więc masę wody, jak mi Angie poradziła, oraz jakieś witaminy biorę. Zobaczymy. Póki co podążamy na zachód do Teksasu.

W Houston mamy umówionych hostów. Znowu mamy jeden z tych dni, kiedy podwożą nas po ok. 30 mil, w dodatku długo w międzyczasie czekamy. Jeden z przyjemniejszych stopów z czarnym gościem. Kolejny z dwoma białymi. Jeden pyta: ("Do you have Blacks in Poland? No? Really? I wanna move there. Blacks, you know, they used to be slaves here. Now they started to make so many babies and populated Louisiana. They are all over. And they all carry rifles in their cars.")
"Czy macie Czarnych w Polsce? Nie? Naprawdę? Chcę się tam przeprowadzić. Czarni, byli tu kiedyś niewolnikami. Teraz zaczęli tak się rozmnażać, zaludniają Luizjanę. I wszyscy wożą karabin w samochodzie."

Kolejny stop z gościem wiozącym w przyczepie konia wyścigowego: ("You don`t eat meat?!!! Oh man...!!!")
"Nie jecie mięsa?!!! O rany...!!!"

12.09.99

Pobudka na krowiej łące, na której spędziliśmy ostatnią noc. Nie jesteśmy już daleko, powinniśmy szybko dojechać do Houston. Czekamy czas jakiś na "Rest Area".

Zatrzymuje się gościu. Upewnia się, że jesteśmy Europejczykami. Potem wyjaśnia, że Amerykanów by nie zabrał. W ogóle nie zabiera stopowiczów. Przejechał koło nas, zobaczył bijący od nas spokój i jakąś pozytywną energie i wrócił.

Nie bez powodu, jak się okazało. Mamy czas do wieczora, bo wtedy dopiero wraca nasza nowa servasowa gospodyni, więc Mario (miły indiański Meksykanin, ale urodzony tutaj) na początek obwozi nas po mieście. Czwarte co do wielkości miasto w Stanach, a całkiem przyjemne, bo tyle przestrzeni. Pustynia dookoła, mają gdzie się rozbudowywać.

Zamieniliśmy zaproszenie do wietnamskiej restauracji na wspaniały "farmer`s market" z tysiącami świeżych owoców i warzywek, i sałatkę zrobioną osobiście u Maria w domu.

Źródło: Pamiętnik Kingi

Pamiętnik Kingi Tekst zaczerpnięty
z Pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

1 2 3 dalej >>


w Foto
Autostopem w świat
WARTO ZOBACZYĆ

USA: NYC - Wielkie Jabłko
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Ch 12; Dali
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl