HAWAJE
11:39
CHICAGO
15:39
SANTIAGO
18:39
DUBLIN
21:39
KRAKÓW
22:39
BANGKOK
04:39
MELBOURNE
08:39
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Autostopem w świat » AWŚ 8; 6`1999; Z Atlanty do Rainbow
AWŚ 8; 6`1999; Z Atlanty do Rainbow



Nicky i Jerry w pracy, a my jesteśmy w raju. Ogromny dom z ogrodem i super olbrzymim basenem, pośrodku pól i lasów cały dla nas. Dziadkowie zostawili nam jeden samochód i pieniądze, abyśmy mogli pojechać do miasteczka na zakupy. Ze sklepu warzywnego przy lokalnej farmie wyszliśmy z kartonem świeżych pyszności. Już drugi dzień przygotowujemy obiad na powrót naszych gospodarzy.


24 06.99

Nancy z Knoxville zadzwoniła do kolejnych swoich znajomych i jedziemy do malej wioski koło Oxfordu, już w Pensylwanii, której nie ma nawet na mapie. Wysadzeni gdzieś na wiejskim skrzyżowaniu, nie zdążyliśmy postawić jeszcze plecaków, a już zatrzymuje się gościu stara ciężarówką jadący... tak, ze wszystkich możliwych miejsc, akurat do Oxfordu w Pensylwanii. Podwozi nas w końcu do naszej wioski, która jest spory kawałek na zachód. Stamtąd okazuje się, że i tak mamy jeszcze sporo do przejścia pieszo.

Wędrówka z plecakami przez kraj Amiszów. Nie mogę uwierzyć własnym oczom, kiedy drogą pełną samochodów przejechał powoli powóz zaprzęgnięty w dwa konie, na nim pan z brodą, w kapeluszu i w spodniach na szelkach, i kobieta w czepku, sukience i fartuszku. Scenka jak z zeszłego stulecia, obrazek cudem przeniesiony z innej bajki. Na polach sporo zaprzęgów konnych ciągnących jakieś maszyny do uprawy roli, czy snopowiązałki. Mijamy kilka farm bez samochodów na podwórku i elektryczności, w końcu docieramy do domu Carolyn i Towniego pod lasem. I ich cudownej YuYu, adoptowanej z Chin. YuYu ma 2,5 roku i jest niesamowita. Żywa, radosna, mądra. Ma jeszcze problemy z wymową, chyba ze względu na język (pierwszy rok życia spędziła w Chinach). Jak śpiewa, nikt nie wie, co to jest, dla mnie brzmi to jak chiński i wierzę, że śpiewa we własnym języku.

25 06.99

Cudownie. Znowu na wsi. Carolyn ma ogródek z różnymi pysznościami. Aktualnie na topie i w sezonie jest zielony groszek, który uwielbiam. Prosto z krzaka. Odwiedziliśmy farmę sąsiadów - Amiszów. Niesamowite, że w tym kraju ludzie żyją jeszcze w ten sposób. Bez elektryczności, telewizji, radia, komputera, samochodu, telefonu. Nawet ich powozy mogą mieć tylko metalowe koła. Blisko natury, uprawiają sobie spokojnie ziemię, hodują zwierzęta. Chodzą ubrani jak w zeszłym stuleciu. Dzieci kończą tylko osiem klas lokalnej szkółki. W rodzinie, którą odwiedziliśmy, mają ośmioro dzieci. Wszystkie pracują razem z rodzicami na farmie. Pokazali nam swoje konie, krowy, pola, ogród warzywny i dom. Niezapomniane doświadczenie.

28 06.99

Szkoda nam opuszczać rodzinę Carolyn i uroczą YuYu, ale czas na nas. Jedziemy w stronę Rainbow Gathering w północno- zachodniej Pensylwanii. Nie mogłam dodzwonić się do servasowych hostow w State College. Może po drodze... Ale jak to często bywa, droga miała dla nas inny plan. Zawiozła nas do Pitsburga pięknym TIR-em gościa, który zabrał nas tuż przed kolejnym ulewnym deszczem. Nie tylko zabrał, ale też zaprosił do siebie do domu. Jutro zabiera swoją najmłodszą, dziesięcioletnią córkę dokądśtam i podwiezie nas w stronę Rainbow. Póki co jedziemy do centrum Pitsburga zostawić jedną przyczepę i zabrać druga, i potem do domu.

Mamy też nowy plan na dalszą podróż. Chopin go wymyślił zainspirowany olbrzymim atlasem u Carolyn. Dosyć najeździliśmy się drogami. Spłyńmy dalej rzeką. Prosto z Rainbow - Ohio River do Mississippi, aż na sam dół do Zatoki Meksykańskiej. Czym? Nie wiemy, najlepiej jakimś pontonem. Skąd? Zobaczymy. Ważne, że jest pomysł.

29 06.99

RAINBOW. "Welcome Home" - tak nas tu wszyscy witają. Póki co nie czuję, aby to był mój dom, w ogóle mam trochę mieszane uczucia, ale zobaczymy. Jechaliśmy ze trzy godziny z rana z Rickiem (kierowca tira) i jego córką Rebeką. Zostawili nas na truck-stopie. Tam już spotkaliśmy pierwszego "Rainbow`owicza", który poradził nam, jak najprędzej tam dojechać. Zdecydowaliśmy się na dłuższą, wolniejszą, ale bardziej widokową drogę przez góry.

Dotarliśmy tak sobie powoli do Ridgway. Całe miasteczko pełne bosych hippisów, tęczowych sióstr i braci. Ostatnie zakupy i do lasu. Z jakieś 10 mil od miasteczka. Podwiózł nas mieszkający w okolicy gość, który też chciał zobaczyć, co się tam dzieje. Z parkingu w lesie zostaliśmy podwiezieni razem z innymi nowoprzybyłymi do ścieżki. I ścieżką już pieszo z plecakami w głąb doliny. Podobno jest tu (albo ma być) ok. 10 tys. ludzi. Porozbijani na sporej przestrzeni, można się pogubić. Są tu różnego koloru szlaki, różne obozy, kuchnie. Minęliśmy "The Living Sprout Garden" - coś dla nas. Zadomowiliśmy się dalej, za rzeką, w "OM Valley".

30 06.99

Miłe miejsce, ale rozbiliśmy się zbyt blisko kuchni. Hałasy, krzyki, płacze dzieci do późna w nocy i od świtu z rana. Poza tym nie wiem, czy chcemy ciągle czuć zapachy gotowanych zup, czy smażonych naleśników. Z pewnością pyszne, ale teraz dopiero widać, jaka to strata i marnotrawienie zasobów - gotowanie. Gdyby wszyscy jedli na surowo, nie byłoby potrzeby utrzymywania i karmienia tego ognia przez cały dzień, szukania i rąbania drzewa, szorowania garów, itp.

Przenieśliśmy się trochę dalej w głąb lasu. Razem z Melisą i Timem, poznaną rano parą. Potem w "The Living Sprout Garden" odkryliśmy swoje miejsce. Całkowicie surowa i organiczna kuchnia! Mati, który sam ją założył, kiełkuje masę rzeczy. Mnóstwo plastikowych wiader z kiełkami zraszanymi wodą prosto z okolicznego źródełka. Spędziliśmy tam większość dnia - ja serwując pyszny humus z wykiełkowanej cieciorki, Chopin - budując półkę na różne sprzęty. Wieczorem, mijając różne osady i masę odjechanych ludzi po drodze wybrałam się do "Main Circle", gdzie odbywało się właśnie spontaniczne bębnienie, tańce, żonglowanie. Chyba będzie ciekawie.

Źródło: Pamiętnik Kingi

Pamiętnik Kingi Tekst zaczerpnięty
z Pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4


w Foto
Autostopem w świat
WARTO ZOBACZYĆ

USA: Kasyna Las Vegas
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

BOL 8: Salar UYUNI
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl