HAWAJE
18:14
CHICAGO
22:14
SANTIAGO
01:14
DUBLIN
04:14
KRAKÓW
05:14
BANGKOK
11:14
MELBOURNE
15:14
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » @ do Chin » @dC 6: Krzysztof jedzie dalej!
@dC 6: Krzysztof jedzie dalej!

Krzysztof Skok


Jedzie dalej! W tych dwóch słowach zawiera się wszystko, co mamy do przekazania o Krzysztofie Skoku i jego rowerowej wyprawie do Chin. Resztę opowie on sam. Po chwilach bólu zwątpienia, ciężkiej rozmowie z ubezpieczycielem, dziesiątkach sms-ów i maili podróżnik zdecydował się ruszyć dalej. Mamy nadzieję, że kontuzja nie będzie mu bardzo dawać się we znaki. Trzymamy kciuki i zapraszamy na lekturę szóstego już odcinka dziennika z trasy!




02.05.2008, piątek, 25 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Uroki Tuły
Dzień minął wyjątkowo szybko. Przed południem była chwila na wysłanie relacji z dnia poprzedniego,dokończenie podziału bagażu oraz krótkie rozmowy z poznanymi wcześniej ludźmi. Przy okazji dowiedziałem się, że pracujący w miejscowej parafii Ks. Salezjanin miał wczoraj wypadek
rowerowy i leży w szpitalu. Szczegółów nie udało mi się ustalić. Trochę dużo robi się chorych rowerzystów. Wczesne popołudnie to już wyjazd do Tuły. Przejazd metrem na Dworzec Kurski, a następnie 3,5h elektryczką. Jechało się fajnie i spokojnie, ale luz w samym pociągu zniknął przed Tułą (ostatnie 30 min. to już ścisk). Jadąc zauważyłem, ile straciłem siedząc w Moskwie. Przed przyjazdem do niej było deszczowo i zimno, a na drzewach były tylko pąki. A teraz jest już wiosna w całej swej okazałości. A do tegoludzie (przede wszystkim kobiety) wsiadający przed Tułą mieli w dłoniach żonkile - były bardzo piękne. To mi przypomniało te z ogrodu mojej mamy.

W Tule przywitał mnie Vlad ze swoją dziewczyną Leną. Prawie godzinę pojeździliśmy samochodem po mieście (zobaczyliśmy z zewnątrz dwie cerkiwie oraz Kreml), po czym udaliśmy się do niego do domu. Tam jego mama Swietłana czekała już z bardzo smacznym obiadem. Była zupa solanka, ale całkiem inna niż ta, którą jadłem wcześniej. Było także drugie danie - oczywiście kuchnia rosyjska. Mi najbardziej smakował kulibiak, który wyrabia się podobnie jak pizzę, ale nadzienie wkłada się do środka. Ale ten niepowtarzalny smak - tego nie da się porównać. Tata Siergiej poczęstował domowym, wiśniowym, wytrawnym winem. Dla mojego "przeciążonego" żołądka było to chyba jedyne ocalenie. Wszystkim oczywiście musiałem pokazać wcześniejsze zdjęcia z tego wyjazdu o raz stronę www.rowerem.zehej.pl . Po 23 udaliśmy się do pubu, gdzie przy cichej muzyce rozmawialiśmy z przyjaciółmi Vlada i Leny.

03.05.2008, sobota, 26 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Tuła - tu wszystko przypomina XIX-wieczny park
Dzień zaczął się stosunkowo późno i leniwie. Przed południem udało mi się tylko wysłać relację z piątku oraz pooglądałem sobie z rodzicami Vlada ich rodzinne zdjęcia.Po południu wyruszyliśmy na zwiedzanie. Najpierw było Centrum Tuły, którego wizytówką jest Kreml (nasz zamek) z dziewięcioma basztami, wybudowany na początku XVI wieku. Niestety, ale poza dziewięcioma basztami i spinającym je murem, w środku jest duży bardzo duży dziedziniec, na którym są Cerkiew i Muzeum Róży. Samo wejście na Kreml kosztowało 20 rub., a za muzeum dodatkowo płaci się 10 rub. W trakcie zwiedzania Kremla do naszej trójki (Vlad, Lena i ja) dołączył Aleksiej. Będąc w Tule nie można zapomnieć o piernikach, z których miasto słynie są naprawdę smaczne. Już w czwórkę pojechaliśmy samochodem kilka kilometrów za miasto do Jasnej Polany, czyli miejsca, gdzie urodził się, tworzył i został pochowany Lew Tołstoj. Jest tam bardzo pięknie. Wszystko robi wrażenie dziewiętnastowiecznego parku. Na początek przechodzi się przez groblę i idzie alejką wśród drzew pod górę, po czym skręca się w lewo. Tam po kilkudziesięciu metrach można po prawej stronie zauważyć dom Lwa Tołstoja, a po lewej stronie stajnię dla koni (można się przejechać bryczką po parku). Kilkadziesiąt metrów za domem jest rozwidlenie ścieżek. W lewo ścieżka prowadzi do miejsca pochówka pisarza, a prosto przez mały lasek na Jasną Polanę. Przy wejściu na Polanę stoją dwa stare drzewa, które rosnąc wzajemnie się oplotły. Wówczas też moi przyjaciele wytłumaczyli mi pochodzenie nazwy Jasna Polana. Otóż została ona tak nazwana ponieważ każdego dnia oświetla ją słońce, a każdej nocy łuna. Trzeba przyznać, że całe miejsce robiło niesamowite wrażenie - cisza, spokój, ćwierkające ptaszki. Aż żal było wychodzić.Po powrocie czekał na nas obiad (a właściwie kolacja), której głównym daniem dla mnie był wyśmienity barszcz. Wieczorem jeszcze chwilę posiedzieliśmy w restauracji, ale pożegnaliśmy się przed 23.

04.05.2008, niedziela, 27 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Wkrótce znów w drogę
O 6 rano pobudka. Było 30 min na poranną toaletę i śniadanie - zdążyłem. Następnie szybko udaliśmy się z Vladem na dworzec kolejowy. Po drodze spotkaliśmy Aleksieja, którego podwozili rodzice samochodem, więc kawałek i my pojechaliśmy. Powodem naszego pośpiechu był expres do Moskwy. Do kas nie było kolejek, więc szybko wyciągnęliśmy paszporty i pieniądze, a po chwili mieliśmy już bilety. Co ciekawe, nasz pociąg jechał 2,5h, a więc godzinę szybciej niż elektryczka. Zapłaciliśmy za bilety 3 kl. 219 rub., a miejsca były wygodniejsze (rezerwacja) niż w elektryczce, na którą bilet kosztuje 226 rub. Po przyjeździe do Moskwy na Dworzec Kurski, postanowiłem ustalić ceny biletów na interesujących mnie trasach. Władywostok - Moskwa 2900 rub., Irkuck - Moskwa 2500 rub., a Moskwa - Kaliningrad 1100 lub 780 rub.(zależy od pociągu, jedzie 22 godz.) - oczywiście wszystko plackarty. Następnie pożegnałem się z Aleksiejem i Vladem, którzy poszli do pracy, a ja wróciłem do siebie. Idąc od przystanku metra, zatrzymałem się na chwilę obok zoo. Nie chciało mi się jednak zachodzić do środka, tylko przez chwilę popatrzyłem przez kraty. Popołudnie spędziłem na przeglądaniu sakw, tj. ich stanu technicznego oraz czy nie ma w nich jeszcze czegoś, czego mogę się pozbyć. Był też krótki spacer i drobne zakupy w spożywczaku. Wieczorem zadzwoniła jeszcze mama. Ja natomiast kładłem się spać z postanowieniem, że jutro rano wstaję i jadę do Konsulatu Białorusi wyrobić w trybie expresowym wizę tranzytową na drogę powrotną. To kosztuje podobno 20 euro, a powrót
przez Kaliningrad znacznie skraca czas podróży i obniża koszty.

05.05.2008, poniedziałek, 28 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Na `Krasnej Płoszadzi` gotowość bojowa
O 7 rano pobudka, o 8 rano spacer na metro, którym udałem się do przystanku Kitay Gorad, z którego wyszedłem na ulicę Marusiejki - tam gdzie mieści się Ambasada Białorusi. Tam czekała mnie przykra niespodzianka - z okazji święta nie pracują dziś i jutro oraz 09.05. Ochroniarz mi tylko potwierdził, że faktycznie wyrabiają expresowe wizy tranzytowe w ciągu jednego dnia. No i poinformował mnie, że Konsulat Białorusi mieści się w budynku za rogiem. Tak więc już przed 9 wiedziałem, że plan wizy upadł. Postanowiłem pójść pieszo na Plac Czerwony i zwiedzić okolicę. Ale i tu szybko okazało się, że nie jest dobrze. Otóż z okazji święta zakończenia wojny, które tu obchodzą 9 maja, już dziś i jutro są pierwsze defilady wojsk na Placu Czerwonym i jest on zamknięty, chyba że ma się specjalną wejściówkę. Ja jej nie miałem, ale jak gdyby nic ustawiłem się w kolejce do sprawdzenia, czy czegoś nie wnoszę. O bilet nawet nie zapytali. Udało się przejść nawet pomiędzy wojskami do trybuny dla widzów, która stała k. Mauzoleum Lenina, zrobiłem kilka fotek, ale na trybunę bez biletu nie puścili. Po chwili kręcenia się i robienia zdjęć wypatrzył mnie jeden z ochroniarzy wojskowych i wyprowadził mnie z Placu Czerwonego. Obszedłem go naokoło, przy okazji podziwiając zabudowania sąsiednich ulic. Wszystko jednak było pozamykane. Pozostał więc spacer ulicą Twerską w kierunku mieszkania.

Do obiadu została godzina czasu, więc postanowiłem, że szybko wypiję kawę i zakleję dętkę w tylnym kole roweru (znowu zrobiła się dziura). Kiedy rozebrałem koło i próbowałem napompować dętkę, aby sprawdzić gdzie jest dziura, pękł wentyl. To był koniec tej dętki. Stwierdziłem, że szkoda na nią czasu. I przyszła kolejna praca - rozwiercenie otworu w feldze, ponieważ nowa dętka ma wentyl samochodowy, a stara miała tradycyjny rozmiar. Więc po obiedzie było najpierw rozwiercenie felgi, a dopiero później złożenie koła. Następnie znowu straciłem dużo czasu na wyregulowanie tylnej przerzutki. Nie jestem fachowcem w tych sprawach, a i cierpliwości nie mam zbyt dużej. W końcu jednak udało się. Postanowiłem więc rowerem wybrać się na pocztę, aby wysłać kartki z Moskwy. Po dwóch tygodniach przerwy znowu na rowerze, jak fajnie. Przejechałem 3,72 km.

Wieczór to już telefon od kolegi Sławka, wysłanie ostatnich e-maili i przerzucenie kolejnych zdjęć z aparatu na pamięć oraz wypranie ostatnich brudnych rzeczy, aby na drogę było wszystko czyste.

06.05.2008, wtorek, 29 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Znowu w trasie!
Budzik miałem ustawiony na 7 rano. Pomimo ze wcześniej nie moglem doczekać się wyjazdu, to wstawanie szło opornie. Po śniadaniu udałem się jeszcze na chwilę do kościoła - gdy wychodziłem z niego zaprzyjaźniony ks. Arkadiusz zaczął msze w j. rosyjskim - jedna z intencji była za mnie! Jako, że wyruszyłem bez przyczepki, a i dawno nie pakowałem się, to tym razem zeszło mi to znacznie dłużej niż planowałem. Ostatecznie worka z rzeczami nie wysłałem do Irkucka - może na przekór. Został on u pana Czesława (opiekował sie mną w Moskwie) i on go wyśle pod wskazany adres,
który podam mu z trasy. Na pożegnanie były oczywiście pamiątkowe fotki z moimi dobrodziejami.

No i ruszyłem ok 11. Najpierw zajechałem zrobić pamiątkową fotkę przed Konsulat RP, a następnie na Plac Czerwony, gdzie tez zrobiłem kilka zdjęć. Dalej już była tylko droga. Wyjazd z Moskwy okazał sie prostszy niż myślałem - raz tylko zapytałem się o drogę i raz zerknąłem na mapę, a bodajże po 3 km był już znak M7, tj. nr mojej drogi. Praktycznie całą drogę miałem wiatr w plecy oraz czułem się niesamowicie lekki. Jechało mi się niesamowicie szybko, pomimo niskich przerzutek. Nawet nie spociłem się (temperatura powietrza była trochę poniżej 20 stopni). Ale niestety kolano bolało praktycznie od pierwszych kilometrów.

Nocleg znalazłem ok. 90 km od Placu Czerwonego (od niego mierzone są km) w trzecim domu, w którym poprosiłem o przenocowanie (w niektórych nie było ludzi, bo w tym rejonie jest dużo daczy). Nocuję u prawosławnego popa. Początkowo miał mnie tylko nakarmić i zafundować pokój w hotelu, ale ostatecznie zostałem na noc w oddzielnym budynku (tam mają kuchnie). Mam tylko nie mówić gdzie to było :)

Dystans dnia - 104.55 km
Czas jazdy - 5:30:52 h
Średnia prędkość - 18.95 km/h

07.05.2008, środa, 30 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Katolicki kościół w prawosławnym świecie
Wstałem o 6.35 - moi gospodarze o 7.45 wyjeżdżali do swojego kościoła (na swoją cerkiew mówią chram). Całkiem interesujący ludzie. Pop oraz jego żona, która wszystkiego się bała - nawet odradzała mi zażywanie tabletek. Wieczorem na poczekaniu ugotowali zupę rybna z jesiotra, do kolacji otworzyli butelkę Martini - nawet jak dla nich piłem zbyt wolno i poprzestałem tylko na jednej, dużej lampce. Dziś na drogę dostałem domowy chleb, parę jajek, puszkę rybną i z ikra oraz ciastka. Chcieli mi też dać butelkę zsiadłego mleka, ale nie miałem już, gdzie tego zapakować. Pop w tajemnicy przed żoną dał mi na pamiątkę swoją fotografię i 1000 rub.! W drodze nic ciekawego się nie działo. Rano był przymrozek, a do ok. 15 pomimo słońca wiał bardzo zimny wiatr (częściowo pomagał). Ciężko było nawet robić przystanki, a jak były to głównie na stacjach benzynowych, aby nie tracić ciepła. Ok. 17 dotarłem do Włodzimierza. Zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie przy Złotej Bramie, trochę się pokręciłem po okolicy i udałem się do katolickiego kościoła. Miałem informacje, że jest tam rosyjski ksiądz, więc była szansa na nocleg. Jednak okazało się, że ksiądz wyjechał, ale były dwie polskie siostry zakonne. One poprowadziły liturgię słowa, Komunię Świętą, oraz nabożeństwo majowe (po raz pierwszy uczestniczyłem w takiej modlitwie). Po mszy przez dłuższą chwilę rozmawialiśmy w kościele (zauważyłem, ze w Rosji rozmowy w kościołach są czymś normalnym). Przy okazji delikatnie poruszyłem temat noclegu. Pomógł mi w tym czwarty uczestnik rozmowy, Aleksiej. Jego dziadek był Polakiem, sam tez całkiem niezłe mówi po Polsku. Zadzwonił do domu i jego mama zgodziła się, aby zaprosił mnie do siebie na noc.

Aleksiej mieszka w mieszkaniu w starej kamienicy, spory kawałek drogi od Centrum. Przesiedzieliśmy cały wieczór przy herbacie i rosyjskich cukierkach (są pyszne). Rozmawialiśmy o życiu w Polsce i w Rosji, o stereotypach, które mamy nawzajem o sobie. Trochę rozmawiała z nami także mama Aleksieja, na codzień wykładowczyni angielskiego na Uniwersytecie Włodzimierskim.

Dystans dnia - 90.24 km
Czas jazdy - 5:27:58 h
Średnia prędkość - 16.50 km/h

Źródło: informacja własna

1


w Foto
@ do Chin
WARTO ZOBACZYĆ

Grecja: Wyspa Thera
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AP 2; Pretoria
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl