HAWAJE
01:59
CHICAGO
05:59
SANTIAGO
08:59
DUBLIN
11:59
KRAKÓW
12:59
BANGKOK
18:59
MELBOURNE
22:59
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 21; Fort Indépendance
DkG 21; Fort Indépendance

Juliusz Verne


Góry Tandil wznoszą się na tysiące stóp ponad poziom morza. Jest to łańcuch pierwotny, to jest starszy od wszystkich stworzeń organicznych i metamorficznych dlatego, że powstanie jego i spójność zwolna dokonane były pod wpływem ciepła wewnętrznego; po wstał on z połączenia się mnóstwa półkolistych pagórków gnejsowych, pokrytych trawą. Obwód Tandil, biorący swe nazwisko od gór, zajmuje całą południową część prowincji Buenos- Ayres, a granicą jego jest stok, po którym ku północy spływają wszystkie rzeki, biorące początek na pochyłościach gór.

Obwód ten ma około czterech tysięcy ludności, a stolicą jego jest wioska Tandil, leżąca u stóp północnego grzbietu gór, pod zasłoną fortu Indépendance, bardzo szczęśliwie położona tuż nad ważną rzeczką Chapaleofu. Rzecz szczególna, o której wiedział uczony Paganel, wioska ta zamieszkana jest przez Basków francuskich i kolonistów włoskich. W istocie Francja najpierwsza posiadała swe osady w tej części prowincji La Plata. W r. 1828 Francuz Parchappe założył tu fort Indépendance, dla obrony kraju od częstych napadów dzikich Indjan. Pomagał mu w tem przedsięwzięciu uczony Alcide dOrbigny, który najlepiej poznał, zbadał i opisał wszystkie południowe kraje Ameryki Południowej.



Wioska Tandil jest punktem bardzo ważnym. Za pomocą swoich „galeras”, to jest wielkich wozów, zaprzężonych w woły, komunikuje się z Buenos Ayres w ciągu dwunastu dni, a wskutek tego prowadzi handel dość ożywiony; posyła bydło ze swych estancias, solone mięso i bardzo ciekawe produkty przemysłu indyjskiego, jak materje bawełniane, tkaniny lniane, bardzo poszukiwane wyroby z plecionej skóry itp. Dlatego też Tandil, nie licząc już pewnej liczby dość wygodnych i porządnych domów, ma nawet szkoły swoje i kościoły.

Opowiedziawszy wszystkie te szczegóły swoim towarzyszom, Paganel dodał, że nie wątpi, iż w Tandil powezmą wiadomości tak upragnione, tem więcej, że w forcie zawsze znajduje się oddział wojska narodowego. Glenarvan kazał przeto umieścić konie w stajni dość przyzwoicie wyglądającej gospody, poczem wraz z majorem, Paganelem i Robertem, prowadzeni przez Thalcavea, poszli do fortu Indépendance. Po przejściu niewielkiej wyniosłości, przybyli do bramy strzeżonej przez jednego tylko szyldwacha argentyńskiego, co dowodziło wielkiego niedbalstwa, albo też nadzwyczajnej pewności. Kilku żołnierzy uczyło się musztry na stoku fortecy, lecz najstarszy z tych żołnierzy miał może lat dwadzieścia, a najmłodszy nie więcej nad siedem; słowem, był to tuzin dzieci i młodych chłopców, nieźle się musztrujących. Mundur ich składał się z koszuli w prążki, w pasie przewiązanej paskiem skórzanym; o spodniach nie było i mowy, a lekkość tę kostjumu usprawiedliwiała zupełnie łagodność temperatury. Paganel powziął z tego dobre wyobrażenie o rządzie, który się nie rujnuje na niepotrzebne stroje i galony.

Każdy z tych młodych chłopaków posiadał strzelbę bardzo ciężką i pałasz bardzo długi, jak na swój wzrost. Wszyscy mieli twarze ogorzałe, o rysach jakby rodzinnych, a nawet kapral, czy instruktor dowodzący nimi, także był do nich podobny. Musiało to być i było naprawdę dwunastu braci, maszerujących pod dowództwem trzynastego. Paganela nie dziwiło to bynajmniej; znał on statystykę argentyńską i wiedział, że w kraju tym przypada na każdą rodzinę przeszło po dziewięcioro dzieci; lecz bardziej go zajmowało to, że ci mali żołnierze musztrowali się na sposób francuski i wybornie wykonywali nabijanie karabinów na dwanaście poruszeń, a często nawet i komenda kaprala odbywała się w ojczystym języku uczonego geografa. Lecz Glenarvan nie po to przyszedł do fortu Indépendance, aby się przypatrywać ćwiczeniom wojskowych niedorostków, lub zajmować się narodowością ich i pochodzeniem; nie zważając przeto na wykrzykniki Paganela, prosił go, aby się zajął raczej powzięciem od dowódcy garnizonu potrzebnych wiadomości. Jeden z żołnierzy argentyńskich pobiegł do małego domku, służącego za koszary, a w kilka minut potem sam komendant ukazał się we własnej osobie.

Był to człowiek mający około pięćdziesięciu lat, silny, barczysty, z miną wojskową, dużemi wąsami, kośćmi policzkowemi mocno wystającemi, siwiejącym włosem i spojrzeniem surowem, przynajmniej jak się zdawało przez gęste kłęby dymu, wydobywającego się z jego fajki, osadzonej na krótkim cybuszku. Całą postawą przypomniał Paganelowi ruchy i obejście się starych francuskich podoficerów.

Thalcave przedstawił komendantowi lorda Glenarvan i jego towarzyszy; przez cały ten czas komendant oka nie spuszczał z Paganela, który mocno tem zakłopotany, chciał już zapytać o powód tak natarczywego przypatrywania się, gdy dowódca chwycił go za rękę bez ceremonji i po francusku zawołał z radością:
- Pan jesteś Francuzem, nieprawdaż?
- Tak jest - odpowiedział Paganel.
- Ach, bardzo mi przyjemnie! Witajże, miły gościu, witaj! Ja także jestem Francuz - dodał komendant zepsutym akcentem, z siłą niepokojącą ściskając rękę uczonego.
- A to zapewne ktoś z twoich przyjaciół? - spytał major Paganela.
- Tak jest! - z dumą odpowiedział geograf. - Ma się przyjaciół we wszystkich pięciu częściach świata.

I nie bez trudności wydobywszy rękę z tej żywej, gniotącej ją śruby, wszedł już na dobre w rozmowę z komendantem. Glenarvan rad już był co najprędzej dowiedzieć się o tem, co go obchodziło, lecz wojak opowiadał swoją historję, i nie tak łatwo było zatrzymać go w zapale. Widoczną było rzeczą, że dzielny ten człowiek dawno już musiał opuścić Francję, bo niełatwo wysławiał się językiem ojczystym; a chociaż nie pozapominał jeszcze całkiem wyrazów, to przynajmniej trudno mu było zestawiać je z sobą i łączyć w porządną a zrozumiałą całość. Mówił tak prawie, jak mówią murzyni z kolonij francuskich.

I rzeczywiście, jak wkrótce sami podróżni o tem się dowiedzieli, komendant fortu Indépendance był sierżantem francuskim, dawnym towarzyszem Parchappea.

Od założenia fortu, to jest od roku 1828, nie opuścił go ani na chwilę, a obecnie sprawował w nim obowiązki komendanta z wielkiem zadowoleniem rządu argentyńskiego. Był to, jak powiedzieliśmy, człowiek pięćdziesięcioletni, Baskijczyk: nazywał się Manuel Ipharaguerre. W rok po przybyciu swojem do tego kraju sierżant Manuel naturalizował się, przyjął służbę w wojsku argentyńskiem i ożenił się z Indjanką, która karmiła wtedy parę bliźniąt półrocznych, rozumie się chłopców. Manuel nie pojmował innego stanu, jak żołnierski, i spodziewał się z czasem, przy Bożej pomocy, dać rzeczypospolitej całą kompanję młodych żołnierzy.
- Widziałeś ich! - powtarzał. - Widziałeś! Zuchy, dobrzy żołnierze! Jose! Juan! Miquele! Pepe! Pepe siedmioletni, a już umie odgryźć ładunek!

Pepe, słysząc, że go chwalą, wyciągnął się, stanął frontem i sprezentował broń bardzo zręcznie.
- O! Ten zajdzie daleko! - z dumą dodał stary sierżant, kiedyś będzie niezawodnie pułkownikiem lub brygadjerem.

Sierżant Manuel tak był zachwycony swem położeniem, że niepodobna było sprzeczać się z nim ani o pierwszeństwo rzemiosła żołnierskiego, ani o zaszczyty wojskowe, czekające potomstwo jego w przyszłości. Był szczęśliwy, a jak powiedział Goethe: „To, co nas czyni szczęśliwymi, nie jest złudzeniem”.

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1 2 dalej >>


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Chile: La Serena, Santiago de Chile
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

BOL 10: Hasta Luego La Paz
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl