HAWAJE
03:27
CHICAGO
07:27
SANTIAGO
10:27
DUBLIN
13:27
KRAKÓW
14:27
BANGKOK
20:27
MELBOURNE
00:27
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Kinga w Afryce » KwA 4: 11`05; Na nowym kontynencie
KwA 4: 11`05; Na nowym kontynencie

Kinga Choszcz


Nedziela, 13 listopad 2005

Spędzam jeszcze poranek w Meknes i koło południa zabieram plecak z hoteliku, wędruję na dworzec autobusowy i biorę autobus do położonego o jakąś godzinę drogi Fez. Skontaktowałam się wcześniej z dwoma tutejszymi członkami Hospitality Club, którzy mnie zapraszali. Próbuję teraz do nich z dworca zadzwonić, ale żaden nie odpowiada, a nie umówiliśmy się na konkretny dzień, bo nie wiedziałam, kiedy wrócę z wioski. Cóż, spróbuję jeszcze później przez internet, a póki co muszę sama znaleźć jakiś nocleg.



Zobacz  powiększenie!
Tuż za główną - Niebieską Bramą (ozdobioną misternymi mozaikami) skupia się garstka tanich hotelików. Choć tutejsze „tanie” są droższe niż te w Meknes: 50 - 60 dirham (5 - 6 Euro) i żaden nie chce słyszeć i niższej cenie... Zaczepia mnie jednak młody chłopak i mówi, że zaprowadzi mnie do tańszego. Podążam wiec za nim tłocznymi, wąskimi uliczkami mediny. Skręca po chwili w coraz to węższe i ciemniejsze, gdzie budynki przeciwległych stron uliczki podtrzymywane są wsuniętymi pomiędzy nie grubymi palami drewna, aby się nie zetknęły przechylając się za bardzo. Jakoś nie wygląda mi na to, aby miał tu znajdować się hotelik, ale chłopak daje mi znać, aby się nie obawiała, a drugi, który niepostrzeżenie do niego dołączył - potwierdza. Teraz dopiero powinnam zacząć się obawiać, ale zabrnęłam już za daleko.

Przechodzimy jakimiś niskimi, ciemnymi przejściami, gdzie trzeba schylić głowę i w końcu stajemy przed drzwiami budynku, bynajmniej niewyglądającego na hotel. Ale jakoś nie czuję obawy. Póki co, w Maroku zawsze czułam się bezpiecznie.

Otwiera starszy pan w długiej żółtej dzelabie i z uśmiechem zaprasza na kwadratowy dziedziniec domu. Pojawia się też jego żona w chuście, a modnie ubrany chłopak z postawionymi na żel włosami, który po drodze dołączył okazuje się być ich synem. Okazuje się też, że mają parę pokoi, które wynajmują turystom. Najpierw prowadzą mnie do swojego najlepszego, przestronnego, z wielkim, elegancko posłanym łóżkiem i rzucają cenę taką, jak hoteliki. I tak już jest lepiej, bo w hoteliku rożnie bywa - raczej częściej niż rzadziej dostanie się odrapaną klitkę. Mówię jednak delikatnie, że szukam czegoś tańszego. Mówiący po francusku oraz trochę po angielsku syn zapewnia, że nie ma żadnego problemu, na pewno się dogadamy. Najpierw muszę jednak zobaczyć widok z dachu oraz napić się herbaty. Widok, rzeczywiście, jest imponujący -- na medinę i okoliczne wzgórza. Miętowa herbata ze świeżych liści zwyczajowo super słodka. A cena - przestaje mieć znaczenie. Jeśli stać mnie na 30 dirham, w mniejszym pokoju i własnym śpiworze - to w porządku.

Rozlokowuję się więc w pokoiku i... zanurzam wszystkimi zmysłami w średniowieczną medinę. Podobno Fez ma około 9 tysięcy uliczek i alejek. Nie ma możliwości się tu nie zgubić. Ale to właśnie lubię najbardziej, gubić i odnajdywać się w magicznym labiryncie, odkrywając za każdym rogiem coś nowego. W niektórych uliczkach pełno sklepików z marokańskim rękodziełem, biżuterią, lampionami, pamiątkami dla turystów. Nie brak oczywiście dywanów i kilimów. Ale dalej przechodzę przez uliczki tematyczne, już bardziej dla miejscowych mieszkańców. Uliczki z ziołami i aromatycznymi przyprawami, z daktylami kilkunastu rodzajów, ze sklepikami mięsnymi, często dość przerażającymi - przed jednym napotykam wiszącą na haku samotną głowę wielbłąda. Z sierścią, oczami, ciągle po wielbłądziemu tajemniczo uśmiechniętą. Uliczki z dżelabami stanowią milszy widok dla oczu. W wielu mniejszych brama prowadzi do kwadratowego placu otoczonego specjalizującymi się w jednej rzeczy sklepikami. Taki placyk zwany jest soukiem. Są souki z biżuterią, z butami, z miodem, z wyrobami ze skóry. Skóra właśnie jest miejscową specjalnością.

Przyłącza się do mnie kolejny młody chłopak mówiąc, że coś mi pokaże, zapewniając, że nie chce pieniędzy. Chce tylko się zaprzyjaźnić, poćwiczyć angielski. Prowadzi mnie do słynnego miejsca, gdzie w glinianych kadziach w ziemi barwione są zwierzęce skóry. Niestety teraz, późnym popołudniem już nic się nie dzieje, a unoszący się stamtąd odór nie pozwala oddychać. Ciężko pozbyć się teraz mojego nowego „przyjaciela”, a wołałabym się pożegnać, bo mam niemile przeczucia. Żegnam się jednak definitywnie, kiedy po chwili namawia mnie wprost, abym „spróbowała Marokańczyka”. No bo jak to - będąc w Maroku nawet nie spróbuję? A zapewnia mnie, że lepsi są od Europejczyków. Po tonie mojego głosu orientuje się jednak szybko, że nic z tego i zaraz się ulatnia. Postanawiam nie dawać się już nikomu nigdzie prowadzić, co nie jest tu łatwe, bo co chwilę słyszę „Bon jour, madame” i propozycje pokazania mi czegoś niezwykłego. Nie uginam się jednak i wędruję sama, przystając przed meczetami, ozdobnymi bramami, mozaikowatymi kranami z woda.

Źródło: KingaFreeSpirit.pl

KingaFreeSpirit.pl Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 dalej >>


w Foto
Kinga w Afryce
WARTO ZOBACZYĆ

Egipt: rafa koralowa I
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

3x5000 4: Gruzja; ostatni etap podróży
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl