|
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzieci kapitana Granta |
W jedenaście dni po opuszczeniu wysepki Tabor, dn. 18- go marca, Duncan był już przy brzegach Ameryki, a nazajutrz stanął w zatoce Telcahuano. Był w niej poprzednio, przed pięciu miesiącami, a od tego czasu, pilnując się skrupulatnie 37- go równoleżnika, opłynął świat wokoło. Uczestnicy tej wyprawy, bezprzykładnej w rocznikach Traveller`s klubu, zwiedzili Chili, pampy, rzeczpospolitę Argentyńską, Atlantyk, wyspy Tristan d`Acunha, ocean Indyjski, wyspy Amsterdamskie, Australję, Nową Zelandję, wysepkę Tabor i ocean Spokojny. I żaden nie ubył z tych dzielnych Szkotów, którzy puścili się w drogę ze swym lairdem, wszyscy wracali do starej Szkocji. Wyprawę ich można by nazwać wyprawą „bez łez”, jak nazywają jedną z bitew starożytności.
warto kliknąć
|
|
Kiedyś, za czasów przedhistorycznych, rozwarła się niezgłębiona otchłań, długości dwudziestu pięciu a szerokości dwudziestu mil, przez zawalenie się grot wśród trachitowych law środka wyspy. Wody, pędzone z otaczających ją szczytów, zalały całe to ogromne wydrążenie. Otchłań, zamieniwszy się w jezioro, pozostała jednak przepaścią, której głębokości do dziś zmierzyć nie zdołano. Takiem jest to dziwne jezioro Taupo, wyniesione na 1250 stóp nad powierzchnię morza, otoczone półkolem gór wysokości czterystu sążni.
warto kliknąć
|
Nazajutrz o wschodzie słońca gęsta mgła ciążyła nad rzeką. Para, przepełniająca powietrze, gęstniała pod wpływem zimna i ciężką chmurą okrywała powierzchnię wód. Lecz słońce przebiło tę pęcherzowatą masę, która rozpłynęła się pod spojrzeniem promieniejącej gwiazdy; mgły pierzchły, a brzegi i cały pas wodny rzeki Waikato zajaśniały w piękności porannej.
warto kliknąć
|
Dnia 7- go lutego, o szóstej godzinie z rana, Glenarvan dał znak do odjazdu. Deszcz ustał w nocy, a niebo, zarzucone małemi szaremi chmurkami, zatrzymywało promienie słońca o trzy mile angielskie nad ziemią. Temperatura umiarkowana pozwalała narazić się na trudy całodziennej podróży.
warto kliknąć
|
Glenarvan pragnął co prędzej dostać się do Aucklandu, lecz zbierające się od rana chmury spłynęły około 10- ej deszczem ulewnym. Zamiast więc udać się w drogę, trzeba było myśleć o schronieniu. Wilson w samą porę wynalazł grotę, wyżłobioną przez wodę w skałach bazaltowych, i podróżnicy schronili się tam z bronią i zapasami. Mnóstwo zeschłych roślin morskich, zaniesionych tam przez fale, zastąpiło posłanie. Przy wejściu do groty ułożono i zapalono stos drzewa, przy którym wszyscy osuszyli przemokłe odzienie. John wnosił po gwałtowności deszczu, że niedługo potrwa - lecz się omylił.
warto kliknąć
|
To, co Paganel opowiadał o Nowo- Zelandczykach, było prawdziwe; o ich okrucieństwie nie można było wątpić. Niebezpiecznie zatem było wysiąść na ląd. Ale gdyby to niebezpieczeństwo sto razy było większe, trzeba było narazić się na nie. John wiedział dobrze, że trzeba co prędzej opuścić statek, który niedługo już wytrzyma.
warto kliknąć
|
|
|
|
|
|
|
|
|