HAWAJE
19:58
CHICAGO
23:58
SANTIAGO
02:58
DUBLIN
05:58
KRAKÓW
06:58
BANGKOK
12:58
MELBOURNE
16:58
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Dzieci kapitana Granta » DkG 63; Wielkie środki Paganela
DkG 63; Wielkie środki Paganela

Juliusz Verne


Nazajutrz, 17- go lutego, pierwsze promienie wschodzącego słońca zbudziły śpiących mieszkańców Maunganamu. Krajowcy od dawna kręcili się tam i sam u stóp góry, nie oddalając się jednak od linji strzeżonej. Wściekłym okrzykiem powitali wychodzących ze sprofanowanego grobowca Europejczyków, którzy pierwsze swe spojrzenia zwrócili na otaczające góry, doliny zasłonięte jeszcze mgłą gęstą i powierzchnię jeziora Taupo, lekko wiatrem poruszaną. Potem, zdjęci ciekawością, zbiegowie zwrócili się do Paganela, pytając go wzrokiem o wspomniane wieczora poprzedniego środki ocalenia.

Paganel nie nadużył ich cierpliwości.
- Drodzy przyjaciele - mówił - projekt mój z tego względu jest dobry, że jeżeli nie wywoła skutku, jakiego się spodziewam, to gdyby się nawet nie udał, w niczem nie pogorszy naszego położenia. Ale powinien się udać i uda niezawodnie.
- Jakiż to projekt? - zapytał Mac Nabbs.
- Powiem w tej chwili - odpowiedział Paganel. - Zabobon krajowców uczynił z tej góry dla nas miejsce schronienia, trzeba więc, żeby zabobon wyprowadził nas z niego. Jeżeli uda mi się przekonać Kai- Kumua, że padliśmy ofiarą pogwałcenia tabu, że nas dosięgła pomsta bogów, słowem: żeśmy zginęli i to zginęli śmiercią straszną, czy sądzicie, że opuści podnóże Maunganamu, by powrócić do swej siedziby?
- To nie ulega żadnej wątpliwości - odpowiedział Glenarvan.
- A jakąż śmiercią nam grozisz? - zapytała lady Helena.
- Śmiercią świętokradców! - odpowiedział Paganel. - Mściwe ognie są pod naszemi nogami, ułatwijmy im drogę do wyjścia.
- A to co? Czy chciałby pan zrobić wulkan! - zawołał John Mangles.
- Nie inaczej. Wulkan sztuczny, zaimprowizowany, którego wściekłością będziemy kierować. Jest tu ogromny zapas pary i podziemnego ognia, urządzimy więc na naszą korzyść sztuczny wybuch.
- Myśl wcale dobra - zauważył major - pomysł wyborny.
- Domyślacie się - mówił dalej geograf - że udamy, iż nas pochłonął ogień zelandzkiego Plutona - a my schowamy się zręcznie w grobowcu Kara- Tetego.
- Pozostaniemy w nim trzy, cztery, a gdyby było trzeba to i pięć dni - podchwycił Glenarvan - to jest do chwili, w której dzicy, przekonani o naszej śmierci, pójdą sobie precz.
- A jeśli przyjdzie im myśl przekonać się o naszej karze? - spytała Marja. - Jeżeli wejdą na górę?
- Nie wejdą, kochana miss Marjo - odpowiedział Paganel - nie zrobią tego, bo górę broni tabu, a będzie ono więcej jeszcze znaczyło, gdy samo pochłonie świętokradców.
- Doskonały projekt - rzekł Glenarvan - w jednym razie tylko może nam się nie udać, mianowicie, jeżeli dzicy uprą się pilnować nas, dopóki nie zbraknie żywności. Nie jest to jednak prawdopodobne, szczególniej, jeśli zręcznie odegramy naszą komedję.
- I kiedyż spróbujemy tego ostatecznego środka? - zapytała lady Helena.
- Dziś wieczorem, gdy już będzie zupełnie ciemno - odpowiedział Paganel.
- Nic nie mam przeciw temu - zauważył Mac Nabbs. - Genjalny z ciebie człowiek, Paganelu! Ja nie mam zwyczaju zapalać się do czegoś, ale na ten raz jestem pewny dobrego skutku. A, łotry! Sprawimy im coś na kształt cudu, który o jaki wiek opóźni ich nawrócenie; niech nam to wybaczą misjonarze!

Przyjęto więc jednogłośnie projekt Paganela, który wobec zabobonnych pojęć Maorysów mógł i miał się udać. Należało go tylko wykonać, a nie było to tak łatwo. Pytanie, czy wulkan nie pochłonie śmiałków, otwierających mu krater? Czy można będzie kierować wybuchem uwolnionej pary, płomieni i lawy? Czy cały szczyt nie pogrąży się w ognistą przepaść? Jak tu się wziąć do wywołania zjawiska, którego monopol objęła przyroda sama? Paganel przewidywał trudności; liczył jednak na to, że postępując ostrożnie, nie doprowadzi rzeczy do ostateczności. Dla oszukania krajowców dosyć było naśladownictwa, nie zaś strasznego i rzeczywistego wybuchu.

Jakżeż długim dzień ten się wydawał! Godziny wlokły się bez końca. Wszystko przygotowano do ucieczki. Żywność porozdzielano na niewielkie paczki, kilka mat i broń palna dopełniały zasobów zabranych z grobowca. Oczywiście, wszystkie te przygotowania odbyły się wewnątrz ogrodzenia, żeby ich krajowcy nie widzieli. O szóstej Olbinett podał posilny obiad. Gdzie i kiedy potem jeść będą, tego nikt nie mógł przewidzieć. Jedli więc, żeby się nasycić na przyszłość. Na środkowe danie miano z pół tuzina ogromnych szczurów, schwytanych przez Wilsona ugotowanych w parze podziemnej. Lady Helena i Marja za nic nie chciały skosztować tej ulubionej zwierzyny Zelandczyków; mężczyźni za to raczyli się nią jak prawdziwi Maorysi. Mięso to było naprawdę wyborne i smaczne; obgryziono do kości sześć gryzoniów.

Nareszcie zapadł zmrok wieczorny. Słońce znikło poza masą czarnych chmur, zwiastujących burzę; błyskawice rozjaśniały widnokrąg i w dali gdzieś huczał grzmot po przestworzu niebios. Paganel błogosławił burzy, przychodzącej na pomoc jego zamiarom, służącej mu za rodzaj dekoracji. Dzicy zabobonni są do najwyższego stopnia we wszystkiem, co tyczy się zjawisk przyrody. Zelandczykowie uważają grzmot za głos rozgniewanego Nui Atony, a błyskawice mają za pociski ogniste gniewnych jego oczu. Będzie się więc zdawać dzikim, że samo bóstwo osobiście wymierza karę za tabu. O ósmej wieczorem szczyt Maunganamu znikł w złowrogiej ciemności; czarna barwa nieba służyć miała za tło dla płomieni, mających buchnąć za sprawą Paganela.

Krajowcy nie mogli dojrzeć swoich więźniów, więc i chwila działania nadeszła - a trzeba było śpiesznie działać. Glenarvan, Paganel, Mac Nabbs, Robert, Olbinett i dwaj majtkowie zabrali się jednocześnie do roboty. Na krater wybrano miejsce o trzydzieści kroków od grobowca odległe. Zależało bowiem wiele na tem, aby grobowiec ocalał, bo razem z nim znikłoby i tabu, osłaniające górę. Paganel zauważył, że około ogromnego głazu, leżącego w obranem miejscu, z większą niż gdzie indziej siłą wydobywa się para. Bryła ta zakrywała mały krater, zrobiony przez samą naturę, i tylko swoim ciężarem przeszkadzała wydobyciu się wewnętrznych ogni. Jeśliby zdołano ruszyć ją z posady, to gazy i lawy wydostałyby się natychmiast na wierzch przez otwór.

Pali, wyrwanych ze środka ogrodzenia, użyto jako dźwigni; wszyscy wytężyli siły swoje, by poruszyć skalistą masę, tak, że w końcu ruszyła z miejsca. W miarę podważania bryły mogła ona obsuwać się do jamy, którą pod nią w zboczu góry wydrążono. Drganie ziemi stawało się coraz silniejsze. Pod cienką powłoką ziemną rozlegał się głuchy huk płomieni i syk, jak z rozpalonego tygla. Odważni pracownicy, niby cyklopi władający ogniem, zawartym w łonie ziemi, działali w milczeniu. Wkrótce tworzące się szczeliny i wydostająca się niemi gorąca para ostrzegły ich, że już im samym grozi niebezpieczeństwo. Wreszcie zdobyli się na jeden jeszcze nadzwyczajny wysiłek i wyważyli bryłę. Głaz zniknął, tocząc się po zboczu góry. Natychmiast pękła cienka warstwa ziemi, dotąd głazem przywarta. Słup gorejący strzelił ku niebu z hukiem gwałtownym, strumienie wrzącej wody i lawy popłynęły ku obozowi krajowców i niskim dolinom. Szczyt cały zatrząsł się i zdawało się, że runie w bezdenną przepaść.

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1 2 dalej >>


w Foto
Dzieci kapitana Granta
WARTO ZOBACZYĆ

Australia - piękno przyrody
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Ch 5; Mongolia
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl