HAWAJE
00:14
CHICAGO
04:14
SANTIAGO
07:14
DUBLIN
10:14
KRAKÓW
11:14
BANGKOK
17:14
MELBOURNE
21:14
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K II - 16; Mganga
15K II - 16; Mganga

Juliusz Verne


Gdy pani Weldon spostrzegła zniknięcie kuzyna, zaniepokoiła się tym bardzo. Gdzież się mogło podziać jej "duże dziecko"? Nawet na myśl jej nie przyszło, że mógł on uciec z faktorii, porzucając swą sławną kolekcję. Znała go przecież! Na taki czyn nie zdecydowałby się nigdy. Więc pani Weldon obawiać się zaczęła, iż jej kuzyn uprowadzony został na rozkaz Alveza.

Ale jaki był tego cel? Przecież układ zawarty z Negorem obejmował i kuzyna Benedykta. Bardzo prędko młoda kobieta przekonać się mogła, jak bardzo się myliła. Gdy bowiem wieść o zniknięciu więźnia doszła do uszu handlarza, uniósł się on straszliwym gniewem i nakazał go wszędzie szukać. Co się więc z kuzynem Benedyktem mogło stać? Nie było odpowiedzi na to pytanie. Uczony wprost zapadł się pod ziemię. Nawet poszukiwania w dżungli nie dały rezultatu.

Uwagę od tego zdarzenia usunęła inna sprawa, doniosła dla całego kraju. Nastąpiła nagła zmiana pogody. Dzień w dzień zaczęły bowiem padać ulewne deszcze, które stać się mogły klęską, bowiem grunty, na których dojrzewały zbiory, były stopniowo zalewane, co groziło całemu krajowi głodem. Ani królowa Moilla, ani jej ministrowie nie wiedzieli, jak zaradzić złemu. Nie pozostawało nic innego, jak uciec się do pomocy czarowników. Zrobiono to, lecz czary miejscowych mganga nie dały wyniku. Deszcze zaczęty padać z większą siłą.

W końcu królowej Moilli przyszła do głowy myśl zbawcza, ażeby sprowadzić słynnego czarownika, żyjącego w północnej stronie Angoli. Był to znachor, w którego nadprzyrodzone siły wierzono tym łatwiej, że nie był on w Kassande jeszcze nigdy. Na wezwanie królowej Moilli mganga zjawił się w Kassande, natychmiast o przybyciu swym obwieszczając rozgłośnym dzwonieniem. Udał się wprost na wielki plac targowy, gdzie już olbrzymie tłumy oczekiwały na niego.

W dniu tym chmury były nie mniej czarne i niskie, jak w dniach poprzednich i co chwila groziły deszczem. Zebranym gapiom zaimponowała niezwykle już sama postać czarownika. Był to Murzyn bardzo młody, lecz już w pełni męskich sił, obdarzony olbrzymią, co się od razu wyczuwało, siłą fizyczną. Jego pierś została upiększona malowidłami w białym i czerwonym kolorze. Na szyi miał naszyjnik z ptasich łebków, na głowie zaś coś w rodzaju kasku, przybranego piórami tak gęsto, że zakrywały mu one całą twarz. Widocznymi oznakami jego czarodziejskiej władzy był koszyk napełniony wężami, ropuchami, glistami, muszlami oraz wielką ilością błota nieodzownego przy czarach. Osobliwością wielkiego mgangi było to, iż był on niemową, co jeszcze bardziej powiększyło szacunek i cześć mu okazywaną. Wydawał tylko jakieś gardłowe, chrapliwe dźwięki bez żadnego znaczenia.

Czarownik po wyjściu na plac stał długo na jednym miejscu, rozglądając się pilnie po niebie i po ziemi, a następnie rozpoczął czary od wykonania tańca podobnego do pawany, który wprawił w ruch wszystkie dzwoneczki znajdujące się na jego biodrach. Tłum podążał za nim, naśladując wszystkie jego ruchy, zupełnie jak stado małp. Gdy w tańcu tym czarownik zbliżył się ku wylotowi głównej ulicy, nagłym ruchem zmienił kierunek i w pląsach iść zaczął ku królewskiej rezydencji.

Gdy tylko zawiadomiono o tym królową Moillę, wyszła ona natychmiast z pałacu na spotkanie czarownika, na czele całego swego dworu. Mganga, gdy ją zobaczył, skłonił się do samej ziemi, a następnie porwał ją za rękę i pędem zaczął biec z nią, rękami pokazując orszakowi, by podążał za nim. Tak dobiegli do bramy faktorii Alveza. Gdy tam się znaleźli, czarownik, jednym potężnym uderzeniem ramienia wywalił drzwi i wtargnął do wnętrza pomieszczeń handlowych możnego przemysłowca.

Handlarz niewolników przybiegł natychmiast na czele swych żołnierzy, aby ukarać śmiałka, który nie czekając na otwarcie drzwi ośmielił sieje wyważyć, struchlał jednak, gdy zobaczył, iż stało się to w obecności królowej, a więc za jej wiedzą i zgodą. Czarownik, nie zwracając najmniejszej uwagi na Alveza, wykonywał dalej swe błazeńskie ruchy. Wyciągnął więc w górę ramiona i pięściami wygrażać zaczął chmurom i niebu. Rozganiał je, podskakiwał, jakby w pragnieniu pochwycenia ich i rzucenia następnie o ziemię.

Zabobonna Moilla była zachwycona nowym obrzędem. Więcej - była nim olśniona. Nie panowała już nad sobą. Z jej gardła wydobywały się jakieś bezwolne okrzyki. Bezwiednie naśladowała wszystkie ruchy mgangi, co zresztą robili wszyscy na placu, tak iż wkrótce gardłowe dźwięki, wydawane przez niemowę czarownika, ginęły w chaosie krzyków, wrzasków i wycia gawiedzi. Lecz działania te wcale nie rozproszyły chmur, wręcz przeciwnie – niebiosa pociemniały jeszcze, a po chwili pierwsze ciężkie krople zbliżającej się ulewy zaczęły spadać na ziemię. To momentalnie zmieniło uczucia tłumu. Zmarszczyły się nawet i brwi królowej.

Mganga opuścił wtedy ramiona wygrażające niebu i spojrzał po zebranych zdumionym wzrokiem, jakby pytając ich - jak się to stało, że chmury nie uciekły?

Gdy wielki czarodziej przyglądał się ze zdziwieniem tłumowi, wzrok jego padł nagle na panią Weldon, która z progu swej chaty obserwowała wraz z synkiem jego zaklęcia. Widok białej kobiety podziałał w elektryzujący sposób na czarownika, gdyż podskoczył on ku niej jak obłąkany, a potem zwracając się ku tłumom, groźnym gestem wskazał najpierw na panią Weldon, a następnie na czarne deszczowe chmury, jakby mówił:
- To ona, to ta biała kobieta jest sprawczynią klęski! To ona sprowadziła deszcz!

Gest mgangi był tak wyrazisty, że go zrozumieli wszyscy, zrozumiała go też królowa. Groźnym ruchem wskazała nieszczęsną żołnierzom, którzy natychmiast rzucili się, by spełnić rozkaz i pochwycić panią Weldon. Lecz uprzedził ich w tym mganga. Jednym skokiem, jak lew, podbiegł ku nieszczęśliwej kobiecie, brutalnym ruchem wyrwał z jej ramion Janka, a następnie podniósł go w górę, jakby w zamiarze roztrzaskania jego główki o róg chaty.

Pani Weldon na ten widok wydała z piersi okrzyk boleści i padła zemdlona. Czarownik dał wtedy królowej znak porozumiewawczy, jakby dla uspokojenia jej, a następnie, zarzuciwszy sobie na jedno ramię zemdloną panią Weldon, zaś na drugie Janka, ruszył z tym ciężarem w stronę lasu.

Wzburzony tym Alvez próbował protestować, lecz wywołało to ogólne poruszenie; wszędzie rozległy się groźne szemrania, a i królowa również wyraziła mu swe niezadowolenie, że się ośmielił przeszkadzać czarom wielkiego cudotwórcy. Mganga, nie bacząc na dźwigany ciężar, szedł pewnym, nieomal swobodnym krokiem w stronę lasu, a gdy się znalazł na jego skraju, odwrócił się ku odprowadzającym go tubylcom, dając znak, iż nie życzy sobie, ażeby ktokolwiek go odprowadzał dalej.

Tłum zamarł w bezruchu, chociaż widać było, iż był zawiedziony.

Czarownik zaś, szedł dalej ku północy jeszcze około trzech mil, aż doszedł do brzegów dość szerokiej rzeki. W zaroślach nabrzeżnych schowana była łódź pokaźnych rozmiarów. Mganga ost rożnie złożył swój ciężar na jej dnie, następnie wskoczył do niej, a odbijając się wiosłem od brzegu, zawołał wesoło:
- Kapitanie, mam zaszczyt przedstawić ci panią Weldon i jej małego synka, Janka!

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

Etiopia: O wielu twarzach
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

GAL 7; Santa Fe
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl