HAWAJE
10:36
CHICAGO
14:36
SANTIAGO
17:36
DUBLIN
20:36
KRAKÓW
21:36
BANGKOK
03:36
MELBOURNE
07:36
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K II - 15; Ucieczka kuzyna Benedykta
15K II - 15; Ucieczka kuzyna Benedykta

Juliusz Verne


Gdy po upływie oznaczonego terminu Negoro zjawił się po odpowiedź, młoda kobieta powiedziała:
- Jeżeli pragnie pan zrobić dobry interes, nie powinien stawiać warunków niemożliwych do przyjęcia. Chcę więc, by zamiana nastąpiła w jakimkolwiek mieście portowym, choćby w Luandzie.


Po krótkim namyśle Negoro zgodził się na to, zaznaczając jedynie, iż pan Weldon ma zapłacić okup w Mossamedesie, małej portowej mieścinie w południowej Angoli, dokąd w odpowiednim momencie agenci Alveza dowiozą panią Weldon, małego Janka i kuzyna Benedykta.

Na tym stanęło. Wówczas pani Weldon napisała żądany list, a wtedy Negoro bez zwłoki wyruszył w drogę w towarzystwie dwudziestu żołnierzy, którzy stanowili jego eskortę. Nie udał się jednak, jakby się można spodziewać na zachód w stronę wybrzeża, lecz na północ. Z jakich powodów wybrał on ten właśnie kierunek - pozostało to dla wszystkich zagadką.

Według obliczeń Negora, jego powrót do Afryki mógł nastąpić po upływie trzech do czterech miesięcy. Dla pani Weldon rozpoczęły się więc teraz dni męczącego wyczekiwania. Za to mały Janek czuł się w faktorii Alveza jak w domu. Tryskał zdrowiem i po całych dniach wraz z Halimą uganiał się po łąkach i ogrodach.

Co zaś do kuzyna Benedykta, temu było dobrze zawsze i wszędzie tam, gdzie można było znaleźć wystarczająco dużą ilość much i innych owadów. W faktorii Alveza szczęściło mu się bardzo, toteż był całkowicie z pobytu zadowolony. W ostatnich dniach udało mu się pochwycić jakąś maleńką pszczółkę, bardzo mało, jak twierdził, zbadaną oraz owada zwanego sphexa.

Pewnego dnia zachwyt kuzyna Benedykta doszedł do szczytu na widok owada, który parokrotnie przeleciał ponad jego głową.
- Boże Miłosierny - zawołał w pewnej chwili - przecież to okaz napotykany niesłychanie rzadko w najbogatszych nawet zbiorach - Manticora tuberculosa! Nie, chociażbym miał życiem to przypłacić, muszę go złapać.

Przyrzeczenia te kuzyn Benedykt dawać mógł tym łatwiej, że manticora tej odmiany biega raczej, lub podlatuje, a nie fruwa. Zaczął więc podążać za nią wytrwale. Biegł, gdy ona podlatywała ku górze, lub pełzał, gdy spacerowała po ziemi. I tak uganiał się za nią aż do ogrodzenia. Przy palisadzie, nazbyt wysokiej dla jej wątłych skrzydełek, manticora opadła na ziemię, natrafiła na dość szeroką jamę, pozostałość wielkiego kretowiska i w niej zniknęła. Uczony entomolog sądził już, że cenny okaz jest dla niego stracony na zawsze, gdy nagle spostrzegł, że otwór jest na tyle duży, iż człowiek tak szczupły jak on śmiało się przecisnąć może. Zapuścił się więc w kretowisko bez chwili namysłu, następnie uczynił kilka ruchów jak wąż i nawet się nie spostrzegł, gdy znów wydostał się na powierzchnię. Znalazł się poza obrębem faktorii. Ale widział jedynie to, że jego manticora unosiła się właśnie w powietrze.

Uczony zerwał się natychmiast i nie zwracając najmniejszej uwagi na to, gdzie się znajduje, popędził dalej za owadem. Manticora tym razem unosiła się w powietrzu wyjątkowo długo, kierując swój lot w stronę pobliskiego lasu, w którym wreszcie zniknęła.

Kuzyn Benedykt nie dał tak łatwo za wygraną i zaczął jej uporczywie wypatrywać na gałęziach drzew, lecz owada nigdzie nie zobaczył.
- Przekleństwo - krzyknął uczony, załamując z rozpaczy ręce - uciekła mi, uciekła! O, cóż to za niewdzięczny owad! A ja chciałem go umieścić w mych zbiorach na pierwszym miejscu! Poczekaj no jeszcze! Ja nie ustępuję tak łatwo i muszę cię znaleźć!

Kuzyn Benedykt był do tego stopnia pochłonięty swą namiętnością, że będąc już nawet w lesie, nie spostrzegł, że dzięki manticorze odzyskał wolność. Nie zdając sobie z tego sprawy, biegał bez wytchnienia, z wytrwałością godną lepszej sprawy, od drzewa do drzewa i zagłębiał się w dżunglę coraz dalej i dalej. Dokąd pędził i jak powróci - nie myślał o tym. Przecież po to miał swą kuzynkę Emilię, aby za niego myślała!

Gdy był już bliski utraty przytomności z wyczerpania, nagle z gęstwiny wychyliła się jakaś czarna postać, pochwyciła go w swe potężne objęcia, a następnie zniknęła wraz z nim w głębi lasu.

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

Chile: La Serena, Santiago de Chile
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

WW 12; Dzień tarantuli
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl