HAWAJE
03:56
CHICAGO
07:56
SANTIAGO
10:56
DUBLIN
13:56
KRAKÓW
14:56
BANGKOK
20:56
MELBOURNE
00:56
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 15 letni kapitan » 15K II - 7; W niewoli
15K II - 7; W niewoli

Juliusz Verne


Zły los, zaiste, sprawił, że Dick ze swą drużyną zmuszony był szukać schronienia w mrowisku, znajdującym się w pobliżu obozu handlarzy niewolnikami. Gdyby nie to, byłby on niewątpliwie dostał się do rzeki Kuanzy i jej wodami, na tratwie, dopłynął do morskiego wybrzeża, na którym wcześniej czy później znalazłby jakiś ratunek.

Na nieszczęście stało się inaczej i rozbitkowie znaleźli się w mocy owego Ben Hamisa, o którym Harris mówił Negorowi. Obóz arabskiego handlarza niewolnikami znajdował się pod potężnymi konarami olbrzymiego baobabu, w cieniu którego zmieścić się mogło wygodnie do pięciuset żołnierzy.

Niewiarygodnie wielkie rozmiary tych drzew wprawiają w podziw wszystkich podróżujących po Afryce środkowej. Cameron, który przeprawił się przez Kuanzę, w swej powrotnej drodze do Bengueli, opowiadał, że widział drzewa o wiele większe jeszcze, aniżeli baobab, mianowicie sykomory, figowce i banany.

Otóż w cieniu jednego z takich gigantów zatrzymała się karawana niewolników, należąca do znanego w całej Afryce handlarza Alveza. Grupa nieszczęśliwców dozorowana była przez sporą ilość doskonale uzbrojonych żołnierzy, przeważnie tubylców. Prowadzono ją na targ do Kassande. Stamtąd dopiero niewolnicy mieli być wysłani bądź do osad na zachodzie, bądź do Niangue, gdzie osiągali zazwyczaj najwyższe ceny, a potem byli transportowani dalej, do Egiptu lub do faktorii Zanzibaru.

Widok tych nieszczęśników mógłby wzbudzić litość nawet w sercach dzikich zwierząt. W duszach handlarzy uczucie podobne nie gości nigdy. Niewolnicy są bici bezustannie, zaś tych, którzy padają na drodze z wyczerpania, dobija się bez litości.

Łatwo się domyśleć, iż agentami przedsiębiorstw handlowych tego rodzaju są największe łotry, którym zbyt ciasno było w Europie, lub z niej uciekli w obawie przed czekającą ich karą. Są to skazańcy, dezerterzy, handlarze niewolników, którzy uniknęli stryczka. Jednym słowem - ostatnie szumowiny Europy. Do takiej kategorii nikczemników należeli Harris i Negoro.

W czasie wędrówki jak i odpoczynków jeńcy byli bardzo surowo strzeżeni. Dick od razu zrozumiał, że o ucieczce nie może być mowy. Mimo swego tragicznego położenia, Dick Sand nie o sobie myślał, martwił się o los pani Weldon i był pełen obaw, że może być on okropny, gdy się weźmie pod uwagę, iż znajduje się ona w rękach takich nikczemników, jak Harris i Negoro.
- Boże! - szeptał, zgrzytając zębami z wściekłości. - Gdy sobie przypomnę, że miałem możliwość zabicia każdego z nich, ogarnia mnie rozpacz i żal, że tego nie uczyniłem! O, gdybym spotkał ich jeszcze kiedyś! Wtedy nie przepuściłbym już kolejnej sposobności! Lecz cóż mógł zdziałać jeniec, będący tylko marionetką w pędzonym ludzkim stadzie? Gdyby był wolny jak Herkules, któremu się udało wydostać szczęśliwie z rąk oprawców!

Chociaż Dick nie znał ani portugalskiego, ani arabskiego, jak również żadnego z miejscowych narzeczy, zrozumiał, iż karawana dąży do Kassande i zatrzyma się w tym mieście niebawem. Dawniejsza namiętność Dicka do rozczytywania się w opisach wypraw różnych podróżników, a także do nauki geografii, okazała się dla niego korzystną.

Dzięki niej wiedział dość dokładnie czym są te olbrzymie, niezbadane przestrzenie, które my nazywamy Afryką środkową. Wiedział również, co oznacza słowo „Kassande”, tak często wymawiane przez wszystkich uczestników karawany.

Otóż miasto to, a mówiąc ściślej: osada, znajdowało się w odległości około czterystu mil od Luandy, a więc w odległości dwustu pięćdziesięciu mil od Kuanzy, nad brzegami której był rozłożony obóz karawany Ben Hamisa.

Rozmyślając nad tym Dick doszedł do wniosku, że nawet wyzuci z sił niewolnicy okażą się zapewne zdolni do przebycia tej drogi w trzy tygodnie. Dick pragnął zakomunikować to Tomowi i jego towarzyszom, a to dlatego, iż stać by się to mogło dla nich pociechą, gdyby wiedzieli, że nie zostaną zapędzeni w głąb Afryki, skąd się już nie wraca, lecz do bliskiego morza Kassande.

By to swoje pragnienie zrealizować, Dick powinien był postarać się o to, aby zbliżyć się, o ile to będzie możliwe, do swych współtowarzyszy niedoli, a następnie pierwszemu lepszemu z nich szepnąć do ucha jedno choćby tylko słowo „Kassande”.

Na szczęście, Tom i jego syn Baty, połączeni zostali jednymi kajdanami i znajdowali się na prawym skrzydle obozowiska. Lecz jak można się zbliżyć do nich, bez zwrócenia uwagi dozorców?

Nie zważając na niesprzyjające okoliczności Dick, udając, że go zabolała noga, zaczął postępować wolniej, co chwila się zatrzymując, tak iż w krótkim czasie Tom i Baty zbliżyli się bardzo do niego. Wtedy Dick podskoczył i zdołał szepnąć Batyemu, że karawana dąży do Kassande i że stanie na miejscu za jakieś trzy tygodnie.

Rozmowę natychmiast zauważyli strażnicy i jeden z żołnierzy rzucił się na Dicka. Powalił go na ziemię z nadzwyczajną wprost brutalnością. Dick bronił się zaciekle, lecz w końcu uległ przemocy. Rozwścieczeni oporem żołdacy byliby go być może zarąbali i Dick polecał już duszę Bogu, gdy nagle na miejscu walki znalazł się wysoki Arab ubrany w biały burnus. Uspokoił żołnierzy, którzy na jego głos zamarli w bezruchu. Był to, jak się później Dick dowiedział, sam Ben Hamis - przywódca karawany.

Tylko zjawieniu się Ben Harrisa zawdzięczał Dick swe ocalenie, toteż przyrzekł sobie, iż w przyszłości będzie ostrożniejszy. Zgodnie z dalszymi rozkazami wodza, Dick został odprowadzony na dawne miejsce. Gorzej było z Tomem i jego synem, którzy bezlitośnie bici batami, zostali odprowadzeni do oddziału specjalnie surowo strzeżonego. Znajdowali się tam zbuntowani niewolnicy.

Dick wywnioskował, że co do jego osoby wydane zostały jakieś specjalne rozkazy, dzięki którym mógł się on nie obawiać natychmiastowej śmierci. Kto za tym stał? Oczywiście Harris i Negoro, którym najwidoczniej na jego życiu zależało. Jaki mieli cel? Dick myślał o tym z przerażeniem, lecz starał się zachować spokój. Pochód ruszył dalej.

Po chwili z szeregów idących dotychczas w głuchym milczeniu niewolników, wzbił się ku niebu śpiew, któremu towarzyszyły dźwięki jakiegoś prymitywnego instrumentu muzycznego, podobnego do harfy o trzech strunach:
„Myśmy niewolnicy - bezwolni w waszych bezlitosnych rękach. Lecz nie na długo. Śmierć targa okowy, więc wyzwoli nas z waszej przemocy. Pędzicie nas lasami, bagnami, dolinami rzek... Podróż nasza trwa miesiącami. Lecz nasza droga powrotna będzie szybsza! Wracać będziemy na skrzydłach śmierci niesieni wiatrem zemsty. Żywi - jesteśmy waszą własnością, po śmierci – będziemy wolni, a wtedy nadejdzie czas strasznej zemsty! Mścić się będziemy nie tylko na was, lecz i na waszych dzieciach i na dzieciach waszych dzieci. Zemsta nasza będzie trwać wiecznie, wiecznie, wiecznie...”


Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
15 letni kapitan
WARTO ZOBACZYĆ

Rosja: Kamczatka
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

HAW 4; Hana Road
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl