HAWAJE
22:32
CHICAGO
02:32
SANTIAGO
05:32
DUBLIN
08:32
KRAKÓW
09:32
BANGKOK
15:32
MELBOURNE
19:32
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką » 5TPBnA Rozdział XXXVII
5TPBnA Rozdział XXXVII

Juliusz Verne


Dzień 17-go maja przeszedł spokojnie bez żadnego wypadku; znowu ukazała się pustynia, wiatr unosił "Victorię" w kierunku południowo-zachodnim. Doktór przed wyruszeniem w drogę napełnił skrzynię świeżą wodą, nie chcąc zarzucać kotwicy w tych okolicach, nawiedzanych przez Tuaregów.

Po przebyciu drogi z Aghades do Mursuku, zrobiwszy 180 mil, znaleźli się niebawem nad bardzo jednostajnym krajem, położonym pod 16° szerokości i 4°55` długości. Ponieważ wiatr był pomyślny i księżyc świecił, doktór postanowił nie przerywać podróży, wzniósł "Victorię" do 500 stóp i ta sunęła spokojnie dalej. W niedzielę rano nastąpiła zmiana w kierunku wiatru, który gnał balon na północo-zachód.
- Czy jesteśmy jeszcze daleko od wybrzeża? - pytał Joe.
- Od jakiego wybrzeża, mój chłopcze? - Czyż wiemy, gdzie nas przypadek zaprowadzi. Mogę ci tylko tyle powiedzieć, że stąd do Timbuktu jest jeszcze 400 mil.
- A ile czasu potrzeba, ażeby się tam dostać?
- Jeśli wiatr nas zbyt nie uniesie, przypuszczam, że przybędziemy tam we wtorek wieczorem.
Wieczorem tego dnia balon przebył 2°20` długości, a w nocy przekroczył jeszcze jeden stopień.
W poniedziałek nastąpiła zupełna zmiana powietrza, padał deszcz rzęsisty, w tych stronach bardzo częsty, natrafiono też na duże błota; roślinność składała się głównie z mimozów, boababów i tamarindów.
Było to terytoryum Sonray.
- Wkrótce dosięgniemy Nigru - rzekł doktor - krajobraz w pobliżu dużych rzek przybiera inne kształty.
W południe "Victoria" żeglowała ponad stolicą Gao.
- Rzeka Niger była już znaną w starożytności - opowiadał Fergusson - uważano ją za współzawodnika Nilu; tak samo, jak ten ostatni, Niger zwracał uwagę geografów wszystkich czasów, a zbadanie jego kosztowało również wiele ofiar.
Niger płynął wśród bardzo oddalonych pomiędzy sobą brzegów; wody jego z łoskotem toczyły się na południe, ale podróżni nie mogli dokładnie śledzić jego biegu, gdyż wiatr szybko ich unosił.
- Chciałem wam opowiedzieć o tej rzece, a tymczasem zeszła już nam z oczu. Pod nazwą Dhiuleba, Mayo, Egghireu, Quorra, przepływa ona wielkie przestrzenie, pod względem długości prawie dorównywa Nilowi.
- Czy odkryto źródła Nigru? - pytał Joe.
- Od bardzo dawna, ale pochłonęło to wielką ilość ofiar.
Dnia tego doktór opowiadał swym towarzyszom szczegóły dotyczące okolicy, którą przebywali. Grunt płaski nie przeszkadzał dalszemu ich posuwaniu się, niepokoił Fergussona tylko silny wiatr północno-wschodni, usuwający go z szerokości Timbuktu.
O godzinie 8-mej wieczorem "Victoria" przebyła przeszło 200 mil na zachód i oczom podróżnych przedstawiło się wspaniałe widowisko.
Promienie księżycowe, wydostawszy się z po za gęstych chmur, padły na łańcuch gór Hombori.
Niema nic piękniejszego nad te wierzchołki, które wyglądają jakby były z bazaltu; rysowały się w fantastycznych sylwetkach na ciemnym horyzoncie, można było wziąć je za bajeczne ruiny jakiego średniowiecznego miasta.
"Victoria" przyjęła teraz kierunek więcej na północ i 20-go rano przebiegała ponad siecią kanałów, strumieni i rzek, wpadających do Nigru.
Liczne kanały, pokryte gęstą trawą, robiły wrażenie łąk. Niger płynął tu pomiędzy dwoma brzegami, bogato zarosłymi w krucyfery i tamarindy.
Całe stada gazeli tarzały się w wysokiej trawie, a aligatory spokojnie na nie czatowały.
Liczne wielbłądy, naładowane towarami z Dschenna, stały w cieniu drzew. Wkrótce ukazał się przy zakręcie rzeki szereg niskich chatek; na dachach i tarasach leżała nagromadzona pasza.
- To Kabra! - zawołał radośnie doktór - port Timbuktu, miasto znajduje się w odległości 5 mil stąd.
W samej rzeczy po upływie dwóch godzin roztoczyła się przed oczyma naszych podróżnych królowa pustyni, tajemnicze Timbuktu.
Przy przesuwaniu się "Victoryi" powstał w mieście ruch niezwykły, uderzono w bębny, ale zanim jakiś miejscowy uczony mógł objaśnić cudowne zjawisko, balon, gnany silnym wiatrem, zniknął i znalazł się znów ponad rzeką.
- A zatem - rzekł doktór - niechaj nas niebiosa prowadzą, dokąd zechcą! - Aby tylko na zachód - dodał Kennedy.
- Gdyby nawet szło o to - odezwał się Joe - abyśmy wrócili tą samą drogą do Zanzibaru i przejechali ocean aż do Ameryki, wcalebym się tego nie obawiał.
- Ale tego nie będziemy mogli dokonać.
- Dlaczego?
- Nie starczyłoby nam gazu, mój chłopcze; poruszająca siła balonu widocznie się zmniejsza, będziemy musieli bardzo go oszczędzać, aby "Victoria" doniosła nas do wybrzeża. Będziemy nawet zmuszeni wyrzucić jeszcze sporo balastu.
Podczas nadchodzącej nocy doktór wyrzucił ostatni worek z ciężarem; "Victoria" wzniosła się, ale z trudnością utrzymała się w górze. Znajdowano się obecnie o 60 mil od Timbuktu, a następnego dnia podróżni nasi przebudz

Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką
WARTO ZOBACZYĆ

Rowerowe Maroko 2005
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

AUS 4: Północne Terytorium
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl