HAWAJE
04:46
CHICAGO
08:46
SANTIAGO
11:46
DUBLIN
14:46
KRAKÓW
15:46
BANGKOK
21:46
MELBOURNE
01:46
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » 5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką » 5TPBnA; Rozdział XI
5TPBnA; Rozdział XI

Juliusz Verne


Powietrze było spokojne, wiatr umiarkowany. "Victoria" podniosła się do wysokości 1500 stóp, sunąc w kierunku południowo-zachodnim. Co za wspaniały widok roztaczał się przed oczyma podróżnych. Widać było w całości wyspę Zanzibar; pola nabierały w oczach widzów rozmaitych wzorów i wielkie kępy drzew, wskazywały gęste lasy. Mieszkańcy wyspy wydawali się jak maleńkie robaczki. Okrzyki hura i wystrzały armatnie na okręcie powoli milkły w oddali.

- Jakże to wszystko jest piękne! - zawołał Joe, przerywając milczenie.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Doktór zajmował się badaniem barometru i przyglądaniem się różnym zjawiskom towarzyszącym wznoszeniu się balonu. Kennedy spoglądał na dół, nie mogąc się napatrzeć rozmaitym widokom.

Ponieważ promienie słońca oddziaływały na dmuchawkę tlenowodorową, wzrastało naprężenie gazu i "Victoria" dosięgła wysokości 2500 stóp. "Resoluté" wyglądała jak zwyczajna barka, a na zachodzie ukazywało się wybrzeże afrykańskie.
- Dlaczego panowie nic nie mówicie? - zaczął znowu Joe.
- Patrzymy - odpowiedział doktór i skierował lunetę na kontynent.
- Ja nie mogę milczeć, muszę mówić.
- Mów zatem, ile ci się żywcem podoba.
I Joe zaczął wykrzykiwać: O! Ach! ho!

Podczas podróży ponad morzem, doktór uważał za właściwe utrzymywać się na tej wysokości, ponieważ w ten sposób mógł obserwować wybrzeże na większej odległości. Na termometr i barometr, które były umieszczone wewnątrz na wpół otwartego namiotu, wciąż zwracał uwagę, drugi zaś barometr na zewnątrz umieszczony, miał służyć do obserwacyi nocnej. Po upływie dwóch godzin "Victoria", przebiegając 8 mil na godzinę, posuwała się widocznie do wybrzeża. Doktór postanowił zbliżyć się znowu do lądu, zmniejszył płomień w dmuchawce i balon wkrótce opuścił się na 300 stóp od ziemi, znajdował się nad Mrimą, taką bowiem nazwę nosiła ta część wschodniego wybrzeża. "Victoria" wznosiła się ponad pewną wsią, której nazwę doktór na karcie wynalazł, była to wioska Kaole. Zebrana ludność wydawała okrzyki gniewu i obawy, strzelała nadaremnie ze swych łuków na zjawisko powietrzne, majestatycznie posuwające się dalej.

Wiatr dął w kierunku południowym, ale doktór tem się nie zaniepokoił, gdyż mógł puścić się drogą obraną przez kapitanów Burtona i Speke.
Kennedy tak samo jak Joe, stał się teraz rozmownym. Rozprawiali nieustannie, wyrażając podziw i zachwyt.
- Co wobec naszego balonu znaczy dyliżans pocztowy! - wołał jeden.
- Albo statek parowy! - dodał drugi.
- Albo też kolej żelazna, w której mija się kraje, nawet ich nie widząc!
- Tak, na balonie, to rzecz inna - rzekł Joe. - Człowiek się nie spostrzeże, jak sunie w przestrzeń, a natura roztacza przed jego oczyma coraz nowy ogromny obraz.
- A możebyśmy zjedli śniadanie? - zaproponował Joe, któremu świeże powietrze dodało apetytu.
- Niezła myśl, mój chłopcze.
- Wnet ugotuję. Będą suchary, konserwy mięsne.
- I kawa - dodał doktór.
- Pozwalam ci z mego aparatu zapożyczyć ognia, w ten sposób unikniemy możliwego pożaru.
- A więc zaczynajmy jeść - przypomniał Kennedy.
- O to proszę, moi panowie - rzekł Joe - a podczas gdy zjem moją część, przygotuję kawę, której dobroć nie pozostawi nic do życzenia.
- W istocie - potwierdził doktór - faktem jest, że Joe obok tysiąca innych przymiotów, posiada talent wybornego przyrządzania tego napoju.

Po kilku chwilach Joe podał trzy filiżanki kawy, po wypiciu której każdy udał się na swoje stanowisko. Okolica odznaczała się wyjątkową urodzajnością, kręte i wązkie ścieżki ukrywały się w gęstej zieleni; unoszono się nad polami, gdzie dojrzewały właśnie tytoń, kukurydza i jęczmień.
Gdzieniegdzie znajdowały się olbrzymie pola ryżu, odznaczające się swemi prostemi łodygami i purpurowym kwiatem. Zauważono owce i kozy zamknięte w wiszących klatkach, zbudowanych na palach, w celu ochrony ich przed lampartami. Bujna roślinność nadawała temu urodzajnemu gruntowi różnorodny, wciąż zmieniający się widok. W licznych wsiach powstawały wrzawa i podziw wobec widoku "Victorii", a doktór trzymał się na wysokości niedoścignionej przez strzały.

W południe doktór oznajmił, spojrzawszy na mapę, iż znajdują się ponad krajem Usaramo. Miejscowość ta była gęsto zarośniętą palmami, drzewami kokosowemi i melonami, jak również krzewami bawełny. Joe znajdował wegetacyę tę naturalną, ponieważ przebywano Afrykę.

Kennedy zauważył przepiórki i zające, zachęcające do strzałów, byłoby to jednak marnowaniem prochu, gdyż zwierzyny nie można było zabierać. Żeglarze napowietrzni poruszali się z szybkością 12 mil na godzinę i znaleźli się niebawem pod 38°30` długości, ponad wsią Tunda.
- Tutaj - powiedział doktór - zapadli na silną gorączkę Burton i Speke i przez chwilę myśleli, że będą zmuszeni zaniechać swego przedsięwzięcia.
W okolicy tej panuje wciąż malarya; doktór mógł uchronić się od tej zarazy jedynie w ten sposób, że podniósł balon ponad miazmatami wilgotnej ziemi.

Widziano jak tuziemcy na widok "Victorii" zaczęli biedz w różne strony i uciekać, Kennedy miał wielką ochotę z bliska im się przypatrzyć, ale Fergusson odmówił jego życzeniu.
- Przywódcy plemion mają broń palną - powiedział on - a balon nasz byłby łatwym celem dla kuli.
- Czy dziura spowodowana kulą, wywołałaby spadek balonu? - spytał Joe.
- Nie bezpośrednio; ale otwór mógłby się rozszerzyć i wówczas narażeni bylibyśmy na utratę gazu.
- Trzymajmy się więc w przyzwoitej odległości od tych niedowiarków.
- Patrzcie, kraj nabiera teraz innego widoku, wsie są rzadsze, wegetacya na tej szerokości ustaje, grunt staje się górzystym i można przypuszczać, że znajdujemy się w pobliżu gór.
- W istocie - zauważył Kennedy - zdaje się, iż po tej stronie wysuwa się kilka wzgórzy.
- Na zachodzie... są to pierwsze łańcuchy Urifara, góra Duthumi prawdopodobnie, po za którą mam nadzieję ukryć się na noc. Musimy teraz utrzymywać się na wysokości 500 do 600 stóp.
Patrząc na czynność doktora, mającą na celu wzniesienie się balonu, zauważył Joe:
- Miałeś pan wspaniałą myśl, panie doktorze, cała ta robota z aparatem ani nie jest trudną, ani nużącą, odkręca się jeden z kurków i sprawa załatwiona.
W chwili gdy balon uniósł się wyżej, strzelec, oddychając swobodniej, rzekł: - Tu jest o wiele lepiej, odblask promieni słonecznych na tym czerwonym piasku stawał się niemożliwym.
- Co za wspaniałe drzewa - zawołał Joe, są one w samej rzeczy piękne. Z tuzina tych pni możnaby stworzyć cały las.
- To boababy - odpowiedział Fergusson - patrzcie na tego tam, pewnie ma objętości 100 stóp. Być może, że pod tym właśnie drzewem zginął w 1845 roku Francuz Maizan, gdyż znajdujemy się nad wsią Dejala-Mhora, dokąd sam dotarł. Został tu przez jednego z przywódców plemion pochwycony, przywiązany do pnia boababu i rozćwiertowany na kawałki. Nieszczęsny liczył zaledwie 26 lat.
- I rząd francuski nie domagał się żadnego zadośćuczynienia za zbrodnię? - zapytał Kennedy. - Rząd francuski reklamował, Said Zanzibaru uczynił wszystko celem pochwycenia mordercy, ale wszelkie jego starania pozostały bez skutku.
- Nie chciałbym się tu zatrzymać - powiedział Joe - panie doktorze, poszybujmy wyżej.
- Tem chętniej Joe, ponieważ mamy przed sobą górę Duthumi. Jeżeli moje obliczenia są ścisłe, przebędziemy górę przed 7-mą wieczorem.
- Czy będziemy nocą podróżowali? - zapytał Kennedy.
- Nie, lub przynajmniej, o ile możności, jak najrzadziej; z należytą ostrożnością i czujnością możnaby podróżować bez obawy, ale nam nie wystarcza przejechać Afrykę, musimy ją także widzieć.
- Dotąd nie mamy czego narzekać, mój panie i władco. Zamiast pustyni znajdujemy grunty uprawne i urodzajne. Jak to wierzyć geografom?...
- Poczekaj mój Joe, poczekaj, zobaczysz później.
Około godziny 61/2 wieczorem "Victoria" znajdowała się przed górą Duthumi; miała ona wznieść się przeszło na 3000 stóp, by przejść ponad tą górą i w tym celu doktór podniósł temperaturę o 18 stopni (10° Cels.).

Trzeba przyznać, iż kierował on swoim balonem rzeczywiście jedynie za pomocą naciśnięcia ręki.
Kennedy wskazywał na natrafione przeszkody i "Victoria" unosiła się ponad górą. O godzinie 8-mej balon znalazł się na drugiej stronie stoku, zarzucono kotwicę na gałęziach olbrzymiego nopalu. Niebawem spuścił się na sznurze Joe i umocował go silnie. Podano mu jedwabną drabinkę, po której zręcznie powrócił. Balon zachowywał się zupełnie spokojnie, będąc osłonięty od wschodniego wiatru.
Przygotowano wieczerzę i podróżnicy z apetytem ją spożyli, robiąc sporą szczerbę w zapasach.
- Jaką przestrzeń dziś przebyliśmy? - spytał Kennedy. Doktór, wyjąwszy atlas Petermana, który był najlepszym jego przewodnikiem, zaczął się w nim rozpatrywać.

Oznaczywszy punkty na mapie, doszedł do przekonania, że przebyli przestrzeń dwustopniową na szerokość, czyli 120 mil na zachód. Kennedy zauważył, że droga wiedzie na południe, ale doktór był tem zupełnie zadowolony, gdyż chciał o ile możności zbadać ślady, którędy przeszli jego poprzednicy.
Postanowiono godziny nocy podzielić na trzy części i czuwać kolejno. Doktór miał czuwać od 9-tej, Kennedy od 12-tej, a Joe od 3-ciej godziny zrana. Obaj ostatni, otuliwszy się kołdrami, niebawem spokojnie zasnęli, podczas gdy doktór pozostał na straży.



Źródło: Wyd. I Internetowe, tł. NN
Tekst powieści pochodzi z pierwszego polskiego wydania książkowego (1873 r.)
bazującego na przedruku z wydania gazetowego jaki publikowany był w odcinkach
w "Gazecie Polskiej" już w 1863 r.

1


w Foto
5 Tygodniowa Podróż Balonem nad Afryką
WARTO ZOBACZYĆ

Zimbabwe: Tak się żyje w Afryce...
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

WW 17; Wielkie Schody, dinozaur i Rękawiczki
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl